Do M. Eleonory Motylowskiej (13)

(Zakroczym, 1889)

(-) Na twoje utyskiwania odpowiem, że gdybyś z taką mową obróciła się do P. Jezusa, jak niegdyś Piotr św., męczennik - dlaczego taki niepokój panuje w mej duszy, dlaczego czuję się przykutą do tego łańcucha - usłyszałabyś taką samą odpowiedź: dlaczego ja doznawałem takiego ucisku, smutku i tęsknoty, dlaczego moja dusza była smutna aż do śmierci, dlaczego ja musiałem naginać swoją wolę ludzką do Boskiej woli Ojca, i to z wylaniem krwawego potu, i z konaniem. Ta sama i taka sama miłość, która uczyniła to z P. Jezusem, i z Tobą to czyni. Czyż my będziemy wskazywać Bogu drogę, którą ma nas prowadzić? Czyż - gdyby nam dał ją do wyboru - ośmielilibyśmy się wybrać lżejszą, czyż nie wiemy, że moc Jego w słabości naszej najlepiej się objawia? Nie trwóż się tym wszystkim, co w sobie uczuwasz, jest to stan pokus, który przejdzie z wielkim pożytkiem i ustaleniem twej duszy, i z błogosławieństwem Bożym na wszystkie twe prace.

Boże, błogosław.

(-) Chciałem pokryć milczeniem twój zarzut, że nie dbam o twoją duszę, że nie daję pomocy, itp., bo jakoś mi się nigdy wierzyć nie chce, aby którakolwiek z Was, a tym bardziej Leonia tak myśleć mogła, chociaż mnie o tym i inni zapewniają; i dlatego nigdy się z takich zarzutów nie tłumaczę, bo to mi się zdaje niepodobieństwem takie przypuszczenia. Jakiego by potwora potrzeba, żeby pokierowawszy duszą na tę drogę i zawiódłszy ją tak daleko, w połowie drogi opuszczał? Ale boję się, żeby milczenie nie było wzięte za uznanie i dlatego protestuję, że mi nic sumienie w tym wszystkim nie wyrzuca, że cenię Was, tak jak jesteście tego warte i gotów jestem na wszystkie dla Was ofiary.
Ależ ja nie jestem wszechmocnym, ja dusz nie stwarzam ani przynaglać nie mogę, kiedy same nie chcą; mogę tylko przedstawiać, zachęcać, z jedną tak zrobiłem i przykrzyła, wymawiając mi to. Zresztą ja waszej drogi nie wskazuję, tylko P. Bóg, ja ufam Jemu zawsze jednakowo, że Ten, co z niczego tyle zrobił, powoli dokona dzieła swego i nie opuści Was do końca. Ja Wam też niczego nie obiecywałem, bo nie miałem obiecane, tylko to, co P. Jezus swoim: na tej ziemi ucisk cierpieć będziecie, ale ufajcie. Ja jestem w ciągłych aktach dziękczynienia za Was i za wszystkich, nawet za te, które w daleko większej potrzebie od Was zostają. Przecież Ty wiesz dobrze, że na tysiące i połowy nie ma tego, co u Was i co dzień widzę gwałtowną tego potrzebę, a jednak czekam cierpliwie, że Bóg w swoim czasie przyśle. Czy możesz na chwilę przypuścić, żebym osobę sposobną i gotową gdzieindziej pokierował? (-)

Boże, błogosław.