Do adresatek niezidentyfikowanych (6)

(Nowe Miasto, 1909)

Ależ pamiętam Cię dobrze i nie potrzebujesz mi się przypominać. Niedawno pisałaś do mnie list taki pocieszający, za który tylko dziękowałem Bogu. Więc widać, że to są przechodnie pokusy. Wy stanowicie fundament Zgromadzenia, takie fundamenta diabeł silniej naciera, a i Bóg też doświadcza. Otrzymałyście pierwsze tak wielką łaskę zatwierdzenia na tych samych warunkach, co zgromadzenia jawne, to cóż dziwnego, że po takiej łasce Bóg dopuszcza pokusy. A Wy chciałybyście zawsze używać swobody duchownej. Ani na świecie ludzie tego nie mają, jakże w służbie Bożej ma być bez trudności i pokus. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że wolą Bożą jest, abyś trwała statecznie w tym, coś Bogu przyrzekała. A jak tylko jesteś tego pewna, to choćby całe piekło wystąpiło przeciw Tobie, nie godzi Ci się chwiać. Pokusa przejdzie i znów wróci Ci Bóg pokój. Tyle lat przebyłaś i tyle przecierpiałaś, i zapracowałaś się na chwałę Bożą, jakiż by to był wstyd i szaleństwo, żebyś się dała szatanowi skusić.
Ja modlę się za Was kilkanaście razy na dzień i bardzo żywo mnie obchodzi wszystko, co się Was tyczy, i mam nadzieję, że Bóg Was nie opuści, ale że wielkie łaski dla Was gotuje i bardzo wiele dobrego przy Jego łasce czynić będziecie. Niech Was Bóg błogosławi. (-)