Do S. Lucyny Nojszewskiej (4)

Niech Bóg będzie błogosławiony za to wszystko, co uczynił z Tobą, bo ileż to cudów Jego miłosierdzia dopełnionych w Tobie zostało. Te różne koleje niedługiego twego życia, na pozór tak sprzeczne ze sobą, przedstawiają mi się jako jeden obraz Oblubieńca niebieskiego uganiającego się za duszą wybraną od samego dzieciństwa aż do ostatnich dni twego życia. Za duszę, która pomimo tak żywych dowodów Jego miłości i Opatrzności wyrzeka się Go, miłość serca swego oddaje stworzeniom, wszystkie Jego zabiegi w niwecz obraca, a On z dziwną cierpliwością, słodyczą i mocą odrywa ją od wszystkiego, co Jej przeszkadza do Jego miłości; przez różne zawody wytrzeźwia ją z tego szału świata i odnosi nad nią zwycięstwo. A z jakąż to oględnością i wyrozumiałością czyni, gdy wtedy nawet, gdy Ci miał zabrać skarb ostatni, już usposobił naprzód twe serce do tej ofiary.

Wszystkie te trzy powody, jakie wspomniałaś w tym liście, miały miejsce w zabraniu Ci twego świętego dziecka. Chciała Cię Boska dobroć i ukarać, i tę świętą dziecinę wyrwać spośród nieprawości, aby jej świat nie skalał i Ciebie uwolnić od głównej przeszkody do pójścia za Nim.
Dziś widzę, że spełniły się na Tobie słowa Pisma św., że kochającemu Boga wszystko na pożytek wychodzi. Bo i to zachwianie w wierze, i to przeniewierzenie się posłużyć to tylko powinno do utwierdzenia się na tej drodze. Dopuścił to Bóg na Ciebie, aby Ci dał poznać słabość twoją, przyprowadził Cię aż do krawędzi przepaści, ale Ci podstawił rękę swoją wszechmocną i wyrwał Cię z tej toni, abyś Mu tym więcej wdzięczną za to była. Już Cię teraz nie skusi świat swymi ułudami, gdyś doświadczyła, jak jest niebezpieczny dla Ciebie.

Czytając twój taki prosty i szczery list, w którym nie oszczędziłaś nic siebie, a tyle dowodów cudownej opieki Boskiej przytoczyłaś, o mało nie zawołałem: Boże, za co Ty tak kochasz tę duszę, za co się z taką wytrwałością ubiegasz za jej sercem? Czyż nie masz tyle innych, tak czystych, tak wiernych, tak pobożnych, dlaczegóż je światu zostawiasz, a za tą – jakby coś lepszego była od innych – tyle wysiłków w ubieganiu się o nią czynisz?

Zdaje mi się, żem od razu zrozumiał w tym zamiary Boże – że to On czyni raz dlatego, żeby się pokazała moc miłości Bożej nad Tobą i żeby ta miłość tryumf odniosła nad sercem tak zbuntowanym, a drugi raz, abyś – pamiętając na twe ułomności – nigdy nie przypuściła tej myśli, że to dla twoich cnót zostałaś do zaszczytu oblubienicy Pańskiej wybrana. Ale czyż można po tych wszystkich przejściach wątpić jeszcze, jakie ma Bóg zamiary względem Ciebie? Czyż ta wola Boża nie jest namacalna prawie? Czyż sama jej dobrze nie pojmujesz? Czy cały twój list nie pokazuje, żeś zrozumiała, dlaczego Ci to wszystko Bóg dał i dlaczego odebrał? Nie ma żadnej wątpliwości, że Bóg ukochał twoją duszę bardzo i ozdobił ją wszelkimi darami i przygotował Ci jeszcze większe, jeżeli Mu oddasz się całkowicie. I gdybyś była tak szaloną, żebyś jeszcze chciała dać łudzić się światu, nie wątpię, żebyś jeszcze więcej cierpiała i po nowych utrapieniach w końcu oddać Mu się musiała.

Ufaj, że ta sama Opatrzność, która Tobą kieruje życie twoje całe i czuwa wszędzie nad Tobą, ta także w chwili stosownej dała Ci się spotkać z tą osobą, która Ci ukazała drogę, na którą Cię Bóg wzywa. Jak Natanaela nawiedzał duchownie pod figą, a potem posłał do niego Filipa, aby go jako swego przyjaciela przywiódł do Niego, albo jak ukochanego Piotra wybranego na Głowę Kościoła, chciał, aby brat go przyprowadził do Niego, tak i Ciebie już usposobioną w sercu przez siostrę pociąga do Siebie. Słusznie przeto uznając to za wskazówkę woli Bożej, chcesz wstępować w Jej ślady. Całym sercem ten twój zamiar potwierdzam i podzielam twoją ufność, że Ci Bóg pozwoli wszystkie trudności przełamać, i dopełnić, co przed wieki względem Ciebie zamierzył. Sercu Jezusa i Maryi, i opiece św. Józefa oddają Cię z twymi świętymi pragnieniami, życząc Ci wytrwania na tej drodze.

Sługa w Chrystusie