Ileż pociechy mi sprawił twój list pełen świętej prostoty. Jakiż wielki w nim postęp dopatrzyłem w miłości Bożej. Nie dziwię się wcale temu wszystkiemu, co piszesz, bo P. Jezus lubi często wystawiać swoje oblubienice na taką walkę serca, że gdy z jednej strony świat je wabi i rodzina miłością pociąga, z drugiej strony On wzywa silnie do Siebie, aby się jawnie pokazało, jaka miłość w ich sercu przeważa, i do jakich ofiar czystych i wielkich, choć cichych, przywodzi Zbawiciel, chcąc nam pokazać, jak daleko ta miłość ku Niemu sięgać powinna. Mówi: kto nie znienawidzi dla Mnie ojca itd., przez co żaden chrześcijanin nie rozumie zapewne nienawiści serca, boć nawet nieprzyjaciół kochać musimy, ale to, że miłość Boska przywodzi do tego, że dusza naraża się na to, że jest sama znienawidzona od kochającej ją przedtem rodziny i że tak postępuje, iż zadaje mimo woli taką boleść ukochanym swoim dla ich fałszywego zapatrywania się na rzeczy, jaką zadaje się zwykle tym, których się nienawidzi.
Bądź więc spokojna, to wszystko, co piszesz, dowodzi, że Duch Św. Tobą kieruje. Przyjdzie czas, że i oni się opamiętają, a może też Ci P. Bóg da, że i z ojcem się kiedyś lepiej porozumiesz. Tymczasem nieś to w ofierze P. Bogu, a ja Cię zaręczam, że ta ofiara jest najmilsza z tych, które dla Niego uczyniłaś. Zresztą, czyż nie wiesz, że najwięksi święci czynili tak samo, jak św. Franciszek, św. Tomasz, św. Stanisław, itd. Podzielam twoją ufność w P. Bogu tak co do tej prośby, jaką zanosisz za ojcem, jak i co do tego, czego się spodziewasz, iż Bóg z Tobą uczyni, widząc, co już dotąd uczynił.
Niech będzie Imię Jego błogosławione.
Boże, błogosław.