Do S. Lucyny Nojszewskiej (3)

Pokój Tobie, moje dziecko! Jeszcze piękniejszą mi się twoja dusza wydała w tym ostatnim liście niż w poprzednich – taką czystą, przezroczystą, szczerą, prawą, a zarazem mężną, wytrwałą pomimo tych licznych usterek. Nie wątpij, że te wszystkie próby przez Opatrzność Bożą były Ci zesłane i na wielki pożytek twej duszy się obrócą. Jakżem dziękował Bogu, że w tym życiu obmyśla zdawałyby się niedostępne, bo czymże są nawet aspirantki felicjanek kwestujące po mieście w porównaniu do tego, na co Wy jesteście wystawione, wynosząc szafliki, itp. Co się zaś tyczy stosunku z Matką, jakkolwiek znając jej cnoty, nie wątpię, że tylko pokusa przedstawiła Ci one wady albo wymarzone, albo zbyt podnoszone, zawsze jednak lepiej, że się pozbyłaś tego ideału, bo przecież nie dla tych ideałów wstępuje się do tego życia i jak Ci to tłumaczyłem. Przełożona nie potrzebuje być koniecznie doskonałą, przy tym Bóg często duszom wybranym, które wielkimi darami obdarza, zostawia pewne wady, które je i przed nimi samymi i przed drugimi upokarzają, aby się nie podnosiły w pychę. I Ty się nie trwóż tym, że wyłażą dawne skłonności, które na czas się ukryły, bo tak zwykle bywa dla większej zasługi z walki, ale to nie przeszkadza służbie Bożej. Niech Cię Bóg wspiera w tych trudnościach, jakie masz w domu i poza domem i niech Ci da wytrwanie na twej drodze, na którą Cię sam wprowadził. Nie wiem, co tam Stasia zamyśla, podobno na mnie zażalona. A ja się modlę za nią, żeby jej Bóg wskazał swoją wolę, gdzie by mogła najpożyteczniej pracować i użyć darów Bożych.

Boże, błogosław