Cały zatopiony w Bogu

Gdy Powstanie Styczniowe upada, represje dosięgają również Kościoła. Car podejmuje decyzję o zniszczeniu większości świątyń i przeniesieniu zakonników do wyznaczonych miejsc. Przychodzi ciężki czas i dla kapucynów.

Ich warszawski klasztor zostaje osaczony przez Kozaków, którzy dokonują rewizji i przesłuchują zakonników. Zamknięto kapucyńskie klasztory m. in. w Warszawie (ten nawet zburzono, jak pisała jedna ze współpracownic bł. Honorata: „uciekłam od widoku wyłamywanych drzwi i okien przez Moskali, co toporami i siekierami rozbijali ostatki murów i dachów”), zaś braci rozmieszczono po pozostałych trzech domach: w Zakroczymiu, Nowym Mieście nad Pilicą i Łomży. O. Honorat i jego współbracia zostają przewiezieni w zakrytych kibitkach do pierwszego z nich. Wyrwany z niezwykle intensywnego i wypełnionego obowiązkami życia kapłan zostaje osadzony niemalże w pustelni, bez możliwości kontaktu z przełożonymi w Rzymie.

Car rozwiązuje felicjanki

Zakonnicy poddawani byli stałej inwigilacji. Żandarmi carscy mieli prawo wkroczyć do klasztoru o każdej porze dnia i nocy. Legitymowano wszystkich wchodzących i wychodzących. Mimo to bł. o. Honorat nie zamierza się poddać – zaraz po przybyciu do Zakroczymia (jeszcze „tej samej nocy” – jak zapisał) udaje się do biblioteki klasztornej, by stworzyć konstytucje zakonne dla felicjanek. Niestety, w trzy tygodnie po rozpędzeniu warszawskich kapucynów zaborcy rozwiązują zakon felicjanek – każą siostrom porzucić habity i wrócić do życia świeckiego. Siostry rozpraszają się po kraju. O. Honorat pociesza je: „zakon nie zależy ani na życiu wspólnym, ani na habicie, ani na chórze, tylko głównie na posłuszeństwie” i zachęca do kontynuowania realizacji powołania.

Samotność – wielka łaska

Dla o. Honorata pierwszy miesiąc w Zakroczymiu to czas wyciszenia i rekolekcji. Pisze: „zrozumiałem, jak wielką łaską Bożą jest dla mnie ukrycie się i samotność, do której mnie teraz Pan Bóg powołuje, i jak to było konieczne do wejścia w siebie”. Kilku zakonników zostaje wikarymi w sąsiednich parafiach, reszta zajmuje się opieką duchową nad chorymi i dziełami miłosierdzia wobec ubogich. Kapucyni prowadzą wieczystą adorację Eucharystii. O. Honorat oprócz tego utrzymuje korespondencję z rozproszonymi felicjankami, udzielając im porad duchowych, spowiada i głosi kazania, na które z czasem zaczynają przybywać tłumy. Ludzie przychodzą na piechotę nawet z odległości 100 km. Nauki o. Honorata są tak poruszające, że nierzadko w kościele wybucha płacz.

Oblężony konfesjonał

„Konfesjonał o. Honorata był oblężony” – wspominają świadkowie – „pewnego razu raniutko, jeszcze było szaro, zobaczyłam na cmentarzyku obok drzwi kościelnych całą masę młodzieży i starszych, czekających na otwarcie kościoła. Skoro tylko drzwi otworzono, wszyscy biegli, jak kto mógł, aby jak najbliżej stanąć u konfesjonału o. Honorata”. Był prawdziwym męczennikiem konfesjonału – raz zemdlał, kilka razy dostał skurczy w nogach, że musiano go stamtąd wynosić. Posługiwał w konfesjonale nawet w porze obiadu. Penitenci przybywali statkami pasażerskimi z Warszawy, a potem oczekiwali przez kilka dni na spowiedź. Jedna z felicjanek kierowała organizacją spowiedzi, sporządzając specjalne listy oczekujących. „W konfesjonale – zapisał o. Honorat – trzeba zapłakać nad grzesznikami, dać radę doskonałym, a u ołtarza zewsząd otacza nas miłość”.

Reforma życia

Pracuje intensywnie nad własnym uświęceniem. „Wystawił mi się klasztor jako dobrowolne więzienie i poznałem, że już drugi raz przez tych samych nieprzyjaciół do niego przychodzę. Wtedy po jedenastu miesiącach usłyszałem głos Boga wzywający mnie ku sobie, i teraz po jedenastu miesiącach pobytu tutaj, znowu Pan Jezus przemawia i nawraca mnie powtórnie”. Postanawia: „Pospolitować się z braćmi. Służyć chorym. Cieszyć się, że ubogich słucham. Cieszyć się, że jestem pogardzony. Cenić łaski Boskie najmniejsze w drugich”. Ma 37 lat. Dokonuje reformy życia i aktu ofiarowania się Matce Bożej. Czuje jednak, że to wszystko mało.

Trzy dni w kolejce
„Konfesjonał jego był stale oblężony, ludzie przyjeżdżali z dalekich stron; ja, który to piszę, jeździłem po 120 kilometrów specjalnie do spowiedzi do niego i czekałem po 3 dni w kolejce zanim się dostałem” (br. Adam Kalata).

Pielgrzymki do Zakroczymia
„Jeszcze za życia naszego Ojca Fundatora uważali go ludzie za świętego; liczne pielgrzymki jeszcze do Zakroczymia były tego dowodem. Statki parowe na Wiśle przepełnione były pątnikami różnego stanu, którzy dążyli do świątobliwego zakonnika, nie tylko z Warszawy, ale nawet z kresów, z Litwy, z Rosji, i z Ameryki, aby zaczerpnąć jego światłej rady w sprawach swej duszy” (s. Leontyna Gałecka).

Mąż modlitwy
„Korzystałem z każdej chwili, by obserwować go trwającego na modlitwie: zdawało się, że cała postać jego jest wówczas nieruchoma, opromieniona jakimś dziwnym blaskiem, a na obliczu pełnym skupienia igrał dziecięcy uśmiech, jakby odbicie poufnej z Bogiem rozmowy” (ks. kan. Euzebiusz Brzeziewicz)

„Zdawało się, że ten kapłan odprawiający Mszę świętą ciałem jest tylko wśród nas, a duch jego cały zatopiony w Bogu przenika niebiosa. Przy tym cała postać, wszystkie jego ruchy były tak spokojne, tak przy tym naturalne, bez przesady, że jakiś niebiański urok przykuwał serca i zapalał pobożnością” (s. Leontyna Gałecka)


„Trzeba było widzieć, gdy odprawiał Mszę świętą, z jakim to czynił przejęciem, namaszczeniem i pobożnością. Cisza wielka panowała w kościele. Po konsekracji bardzo często twarz ojca oblewała się rumieńcem, oczy wpatrzone były w Hostię świętą, a on sam stał nieruchomy. Niepodobna było nie zauważyć, że z ojcem coś niezwykłego się dzieje. Po pewnej chwili dopiero odzyskiwał panowanie nad sobą i kończył Najświętszą Ofiarę” (br. Paweł Litwiński)

W: Nasza Arka nr 10/2013 - Bł. Honorat Koźmiński - ku Bogu, wbrew zaborcy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz