Do adresatki niezidentyfikowanej

Gdyby nie to, co na ostatniej stronie listu napisałaś, że stałaś się święcie obojętną i niczego nie pragniesz jak spełnienia woli Bożej, dostałabyś porządną reprymendę za tyle lamentacji nad rzekomymi trudnościami, w jakich zostajecie. A któż to Wam te niepokoje robi? Same je sobie tworzycie przez niepotrzebne troszczenie się o przyszłość. Gdybyście były dobrymi zakonnicami, to byście bezwiednie przeszły to wszystko i doczekały się w końcu tego, czego pragniecie. Ale ja wiem, że na to potrzeba idealnych zakonnic. Są jednakże takie między Wami. Mam jednak wyrozumienie i na te, które nie potrafią się w takim oderwaniu i zanurzeniu w Bogu utrzymać. Ależ nie mogę przyznać, że znów takie okropne przechodzicie próby, boć tego nie widzę, tylko je sobie same powiększacie. Przestańcie się litować nad sobą, a zacznijcie żyć ściśle, tak jakbyście były po uroczystych ślubach, a zobaczycie, że spokój w serca wasze wstąpi, a to poddanie wasze i niekłopotanie się najprędzej sprowadzi Wam to, czego Wam brakuje. Co do oschłości, to przecież jest zwykły stan duszy z Bogiem zjednoczonej. W tym stanie dusza zaczyna żyć swoim kosztem, bez przymieszki tych pociech i słodyczy, jakie Bóg początkującym udziela. W tym stanie jeden dzień wart więcej niż miesiące całe na pociechach i pozornej gorącości ducha przepędzone. W takim stanie seraficzne oblubienice Pańskie po 18 lat zostawały bez żadnej pociechy, a nie skarżyły się tak, jak dzisiejsze zakonnice czynią.

Niech Cię Bóg pociesza, utwierdza i błogosławi