Do adresatki niezidentyfikowanej

Prawda, moje dziecko, że po przetrwaniu tylu pokus usłyszeć takie słowa, może być bardzo przykro, ależ ani takie słowa, ani takie trudności, jakie wprzódy przechodziłaś, nie powinny zachwiać duszy prawdziwie powołanej. Do takiego życia potrzeba koniecznie, aby być we wszystkim doświadczoną i zaprzeć się siebie i wszelkiej pociechy, i być gotową do służenia Bogu w ogołoceniu od wszystkiego, znosząc opuszczenie od Boga i ludzi, a nadto cierpiąc upokorzenia i prześladowanie, podobnie jak niebieski Oblubieniec dla Was ponosił.

Dlatego przykro mi, że jeszcze i teraz zapowiadasz, że gdyby przyszły takie pokusy, nie wytrwałabyś. Rozumiem, gdybyś napisała, że nie czujesz się na siłach do ich przeniesienia, ale że ufasz P. Bogu, żeby Ci dodał siły do tego, ale nie odgrażać się Bogu, że uciekniesz od Niego. Źle, że powiedziałaś taką rzecz księdzu, bo z tego wyszła taka opinia, że żadna z Was nie ma nawet zdrowia do takiego życia.

Załączony obrazek nauczy Cię, że trzeba nie tylko poddawać się woli Bożej w znoszeniu krzyżów, ale radośnie je dźwigać.

Uciski i oschłości w waszym życiu są nieuniknione, ależ w nich daleko większy postęp się czyni i więcej się Bogu podobają niż największe pociechy. Cieszę się, że tak oceniasz łaskę powołania i że tak mężnie znosisz tęsknoty, i że tak jesteś poddana woli Bożej. Mam nadzieję, że Ci Bóg użyczy wytrwania. Od początku więcej rachowałem na Ciebie niż na twoją siostrę.

Pokój Tobie, moje dziecko, jeżeli ze zdrowiem jest dobrze, bo co do duszy, to o nią spokojny jestem. Nie trwóż się błędami twymi. Spowiadaj się, a Bóg nie wzgardzi Tobą. On na tym zakłada swą wielkość, aby ułomnych używał do wielkich rzeczy.

Boże, błogosław