Do M. Józefy Sieradzkiej (5)

Zasada jest, aby naprzód poprawić się z tego, w czym dla drugich przykrymi jesteśmy; a tu głównie chodzi o usunięcie najważniejszego powodu, tj. tego smutku, który jest wielką wadą w zakonie, gdzie wszystkie powinny być zawsze rozweselone w duchu dla mnóstwa łask, jakie odbierają, i przez wdzięczność za łaskę powołania. Jak oblubieńcowi byłoby nieznośne, gdyby widział oblubienicę swoją po ślubie ciągle smutną, tak daleko bardziej niebieskiemu Oblubieńcowi jest to przykre, bo to jest dowodem wielkiej niewdzięczności za łaskę powołania. Tym bardziej u Was taka niewdzięczność jest naganna, bo wszyscy widzą, jak wielkie łaski od Boga odbieracie, jak nad inne zgromadzenia jesteście pod wielu względami wyniesione, a tymczasem upatrujecie same przykrości, które powinny za nic być miane w porównaniu z łaskami Bożymi. Musi to pochodzić z jakiegoś błędnego zapatrywania się na rzeczy, z jakiejś pokusy diabelskiej, która Ciebie z takiej prostej, wesolutkiej, prawdziwie Bożej duszy zrobiła hipochondryka i pesymistkę. Trzeba przeto w tym się obrachować i sięgnąć do źródła tego smutku, który z największą pewnością z diabła jest. Widać już nie kochasz tak swego powołania, bo ci zaciemniają jego wzniosłość jakieś fałszywe poglądy na rzeczy. Gdybyś te rany ukryte odkryła, może bym umiał dać na to jakie lekarstwo. Bo koniecznie potrzeba, abyś do dawnej swobody wróciła, przez co pierzchną wszystkie rzekome utrapienia. Niech Cię Duch Św. oświeca, Matka Boża w swej opiece duchowej zachowuje...
Boże błogosław.