Do M. Józefy Sieradzkiej (6)

Powiadają, że to bardzo pewny znak postępu, gdy kto po wielu latach widzi, że nic nie postąpił, ale raczej gorszym się widzi. Bo to dowód, że zna siebie i nie zaślepia się, a Bóg, który zna dobrze wnętrze duszy i pamięta o wszystkich przejściach, które wpłynęły na chorobliwy stan duszy i ciała, ma wyrozumienie na te wady i może w nich jeszcze więcej dopatrzy dobrej woli, niżeli w tych cnotach początkowych, które bez żadnej trudności, owszem, wśród pociech się spełniały. Nie trzeba przeto nigdy tracić ufności, Bóg jest dobry, pamięta każdą boleść, każdą walkę, każdy zawód, jaki się przeszło na służbie Jego i pobłażliwie sądzi duszę, nie ustającą w Jego miłości i nieraz uzna bohaterstwo tam, gdzie dusza wyrzuca sobie brak wierności. Uważam jednak, że wielką szkodę sobie uczyniłaś, żeś zaniedbała zwierzenia się w tych trudnościach, w jakich zostawałaś, zwłaszcza że do takiego strasznego stopnia to dochodziło, iż Ci groziło melancholią. Kiedy znalazłaś kapłana, do którego miałaś zaufanie, to powinnaś pisywać do niego, gdy nie możesz się przed nim spowiadać. Co do niepokoju o spowiedź, domyślam się, że jest bezzasadny; ale czyż nie mogłaś znaleźć takiego kapłana, przed którym mogłabyś z taką prostotą opisać wszystko, żebyś mogła mieć gruntowne uspokojenie?
Bardzo wdzięczny jestem za to, coś mi opisała o Zgromadzeniu, obawiałem się gorszych rzeczy. Bardzo słuszną uwagę zwróciłaś na te dwie wielkie wady w przełożonych; ale wy nie macie rekolekcji wyłącznie dla nich przeznaczonych, czyż nie należy wtedy mocno pracować nad tym i przez konferencje, i przez czytanie odpowiednich książek, i prosząc kapłanów przewodniczących, aby wpłynęli na wykorzenienie tych wad, boć w tym musi być więcej nieświadomości, skoro nie miały odpowiednich przykładów do naśladowania. (-)
Niech Was Duch Św. oświeca w tych rzeczach i niech Was błogosławi we wszystkim, a Matka Boża w opiece swej zachowuje zawsze.