(Zakroczym, 4.09.1886)
Czytałem świeżo obszerny żywot św. O. Franciszka, a w nim różne szczegóły, jakie on długie i ciężkie przechodził w początkach swego życia duchowego i gdy z jednej strony miał tak wyraźnie objawioną wolę Boską, z drugiej strony spotykały go trudności wewnętrzne i zewnętrzne, trudne do uwierzenia. I że tak ze skłonnościmi i przywiązaniami swymi, jak z rodziną swoją wielką musiał staczać walkę i że nieraz ukrywał się i jakby ustępował w tej walce, aż go łaska Boża na nowo do męstwa pobudziła. Z tego czytania miałem nowy dowód tej znanej prawdy, że gdy P. Bóg do wielkich rzeczy kogo przeznacza, wprzód go przez bardzo ciężkie próby przeprowadza i wymaga stanowczo od niego, aby to wszystko co wprzód kochał, znienawidził, a czym się brzydził, do tego całym sercem przylgnął. Po takim przygotowaniu łatwo się domyślisz, jakie wrażenie list twój sprawił. Podziękowałem Bogu, że Cię podobną drogą prowadzi i przekonałem się, że to Jego ręka tym wszystkim kieruje, i że to jest prawdziwe dzieło Boże, wielkich nadziei na przyszłość. Nic się nie bój, choć będziesz nieraz jakby na włosku tylko zawieszona, ufaj dobroci Boskiej, że Cię nie opuści i w swoim czasie przybędzie na pomoc. Tylko się módl wytrwale i nie ustępuj, resztę Bogu zostaw. Lubi Bóg zostawiać dusze wybrane w takiej niepewności i wahaniu, aby zawsze żywo to czuły, żę to nie one działają i że to nie ich energia to sprawia, ale Bóg przez tak słabe narzędzia cuda swe czyni. Jeżeli nazwałem pieszczenie się, to nie dlatego, żebym nie dowierzał tym ciężkim stanom, ale w porównaniu do tego, że dusza, którą Bóg powołuje do taki wielkich rzeczy, powinna się w większe męstwo uzbroić. (-)
Niech Was Bóg błogosławi, utwierdza i pociesza.
Sługa w Chrystusie
Św. Róży 1886 r.