To jakże wymownie brzmiące zdanie błogosławionego Honorata zostało zapisane podczas rekolekcji odprawianych w 1874 roku poprzedza je takie oto wyjaśnienie: „Dziwił się Pan Jezus wierze setnika i mówił, że nie znalazł w całym Izraelu takiej wiary. Jak często dziś ludzie świeccy mają większą wiarę jak zakonnicy i świeżo nawróceni, większą jak my" (ND, 329). Ta autorefleksja uwięzionego kapucyna prowadzi nas do progu niezwykle ważnego programu religijnego, który zwykliśmy łączyć z naszą, posoborową epoką. Nie mamy wątpliwości, że ojciec Honorat był wizjonerem naszych czasów, gdy tyle dziś pisze się i mówi w Kościele o awansie laikatu, czy o różnorodnych ruchach kościelnych, zapominamy o poprzednikach tej idei. Jest to zwłaszcza nasza, Polaków, przywara, o której poeta pisał: „Cudze chwalicie, swego nie znacie; sami nie wiecie co posiadacie" (S. Wyspiański, Wesele). Przypomnijmy więc, że idea powszechnego powołania do świętości ludzi świeckich to dla ojca Honorata nie były pobożne życzenia, ale wyzwanie rzucane jemu i jego współbraciom podejmującym świadomie i dobrowolnie własną drogę do doskonałości. Ta „zawodowa" doskonałość przechodziła w Królestwie Polskim wielki egzamin, dziejowy.
Błogosławiony Honorat pisał w 1906 roku: w odpowiedzi na ankietę „Przeglądu Powszechnego" „Kościół Boży jest zawsze przemyślny i niewyczerpany w wynalazkach ku dobremu. Gdy ujrzał niektóre kraje pozbawione przez swój rząd zakonów, potwierdził rodzaj życia ukrytego przed światem, w którym wszystko to samo się zachowuje jak w zgromadzeniach jawnych, ale nie ma żadnych oznak życia zakonnego. (...) Pożyteczność owych zgromadzeń najlepiej okazuje się z tego, że apostolstwo domowe i wpływ na bliźnich oraz wszelkie posługi miłości daleko łatwiej spełniają się dzisiaj pod zasłoną świeckiej odzieży, niżeli w zakonnym habicie. Duch sekularyzacji, czyli zeświecczenia wszystkiego, który ogarnął ludzkość, chociaż w źródle jest zły, zniewolił jednak do pewnego uwzględnienia siebie" (ŻU, lól). Dlatego też potrzebny jest nowy ewangeliczny „pożar serc", który by zapalił i ogrzał zziębnięte dusze współczesnych chrześcijan. Ta iskra Boża miała wyjść niespodzianie i dyskretnie, właśnie z ukrytych wspólnot honorackich, rozpalających „ogień ewangeliczny", który miał zapłonąć w ciemnościach niewoli polskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz