G. Bartoszewski: Rekolekcje z bł. Honoratem (6)

DZIEŃ SZÓSTY

„Miłosierdzia chcę, a nie ofiary"

Spełnia się dzisiaj na świecie, co przepowiedział Apostoł, że w tych czasach będą ludzie sami siebie miłujący, czyli że wygasnie chrześcijańska miłość bliźniego i poświęcenie dla drugich. I nie mogło być inaczej, skoro wygasło jedyne źródło tego poświęcenia. Cóż bowiem może pobudzić do wszelkich ofiar, jeżeli nie miłość Boża? Ta myśl, że człowiek jest obrazem Boga, którego miłujemy i który dla nas poświęcił się na śmierć krzyżowa, że jest przedmiotem miłości Bożej i że to, co się komukolwiek uczyni. Bóg przyjmie, jakoby Jemu Samemu było uczynione, jest to jedyna pobudka, zdolna skłonić do wielkich poświęceń. Ona prowadzi do loża zapowietrzonego i do dzikich pogan z narażeniem się na męczeństwo, ona czyni wytrwałym w długich i ciężkich posługach, odpłacanych niewdzięcznością i złorzeczeniem.

Jeżeli miłujemy Boga serdecznie, wnet się czujemy gotowi do poświęceń dla naszych bliźnich. Byłaby wielce podejrzana taka miłość Boga, która by się mogła pogodzić z obojętnością na cierpienia ludzi i nie pobudzała do poświęcenia się dla nich. Dlatego słusznie przestrzega Apostoł, że kto mówi, iż miłuje Boga, a nie miłuje bliźniego, kłamcą jest (PTA IX, s. 189).

Poranek szóstego dnia pobytu w kamedulskiej są motni rekolekcyjnej był pochmurny. W eremie panował pólmrok uniemożliwiający zaplanowaną na dziś lekturę objaśnień i komentarzy do prostych, ale niezwykle głębokich słów Chrystusa zapisanych w Ewangelii św. Mateusza (22,37-40): „Będziesz miłował Pana Boga swego, calym swoim sercem, całą swoją dusza i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy".

Na czystej kartce papieru postawił ojciec Honorat dwie kreski, później je pogrubił do kształtu dwóch filarów... Do wyobraźni rekolektanta dotarło widzenie będące rezultatem jego pracy nad dziełem Święty Franciszek Seraficki. Tak, to sen papieża Innocentego III, który widział małego człowieka podtrzymującego swymi wątłymi rękami popękane sklepienie bazyliki św. Piotra na Watykanie. Dwoje rąk. Dwa filary.

Błogosławiony Honorat pobożnie przeżegnał się i za chwilę te dwie przecinające się linie przeniósł na papier leżący na chybotliwym stoliku. Dwa filary przecięły się pod kątem prostym, zamyślony mnich zobaczył krzyż... Wyobraźnią zawodowego architekta odczytał PION i POZIOM swego światopoglądu... Podniósł wzrok ku górze, ku szczytom Najwyższego i obrócił twarz do poziomu. Na tych dwóch krzyżujących się liniach wpisana jest wzajemnie się wspierająca MIŁOŚĆ. Miłość Boga i bliźniego...

O niezgłębiona tajemnico naszej wiary! Znakiem Krzyża Chrystusowego przemawiasz, przekonujesz, zagrzewasz... Jedna i ta sama miiość teologiczna, która prowadzi do „Miłości ukrzyżowanego", do miłości Boga dostrzeganego w bliźnich, tych najbardziej poniżonych, brudnych, spuchniętych z głodu... I myśl bł. Honorata zatrzymała się na znanych mu obrazach umęczonego Chrystusa widzianego w poniżonych bliźnich okupowanej Warszawy... To do tych opuszczonych - jak św. Brat Albert w austriackim Krakowie - skierował on pierwsze felicjanki... pod kierownictwem, dziś już błogosławionej, Angeli Truszkowskiej, pierwszej przełożonej felicjanek zakładających przytułki dla bezdomnych Warszawy...

Ojciec Honorat opracowywał niepowtarzalną w naszych dziejach strategię społecznej miłości. W powierzone mu dusze skupione - dla niepoznaki zaborców - w tradycyjnych kółkach „Żywego Różańca", w bractwach franciszkańskiego tercjarstwa, wpisywał szczegółowe listy filantropijnych zadań. I czujnym władzom tzw. Królestwa Polskiego nie mieściło się w głowie, że te „dewotki klepiące pacierze" mogły wykonywać „zakazane czyny", że pociechą religijną wspierały patriotyczne nadzieje.
To właśnie podczas rekolekcji dorocznych rodziły się rozbudowane projekty społeczno-religijne dotyczące społecznej miłości bliźniego. Były one realizowane stopniowo, metodycznie, zgodnie z ludzkimi możliwościami, w zatroskaniu sytuacją polityczną kraju i przy współpracy z Bożymi natchnieniami.

W czasach, gdy władze okupacyjne nie prowadziły żadnej zorganizowanej opieki społecznej i zdrowotnej, a Polakom zabraniano „pracy organicznej", w konfesjonale bł. Honorata rodziły się projekty:
- „Służek Niepokalanej" podejmujących prace wychowawcze wśród mtodzieży wiejskiej, gdy uczyły przedmiotów elementarnych, także katechizmu.
- „Sióstr fabrycznych" organizujących wśród robotnic Łodzi, Częstochowy czy Żyrardowa wspólne domy mieszkalne z jadłodajniami, świetlicami i opieką zdrowotną.
Wspierały ich w dziele wychowawczym w przedszkolach „siostry sercanki".
„Siostry martanki" zakładały gospody bezalkoholowe, „Franciszkanki od Cierpiących", „Służebnice paralityków", „Sługi Jezusa" opiekujące się pozbawionymi jakiegokolwiek wsparcia moralnego wiejskimi dziewczynami zatrudnianymi jako służące domowe.

W kręgu idei bł. Honorata rodziła się „Caritas Polski rozbiorowej". On sam tak oceniał tę działalność:
„Te, które się oddają przeważnie uczynkom miłosierdzia chrześcijańskiego, jak np. Siostrzyczki Ubogich, zajmują się posługą koło starców i kalek, niejawnie, ale potajemnie, trzymając ich w swych domach jako swoich sublokatorów lub bliskich. A chociażby ukryta była intencja tych dusz poświęcenia się Bogu, jawna jednak jest ich miłość i miłosierdzie względem ubogich, nawet oblazłych przez robactwo, do tego stopnia, że sam zarząd miejski przysyła nieraz do tych dusz kaleki i obdartych włóczęgów, aby im użyczyły przytułku i okazały miłosierdzie.

Siostry Cierpiących mają w różnych stronach kraju swe gospody, domy, ambulatoria i przytułki, a przy tym poświęcają się posłudze chorych po domach, gdzie się udają jako zwyczajne posługaczki, niosące nie tylko pomoc ciału, ale także słowa pociechy dla duszy.

A tak są uprzywilejowane w pielęgnowaniu chorych, iż najzatwardzialszych grzeszników i bezbożników do pojednania z Bogiem przywodzą" (PTA XI, s. 23).

Do przemyślenia, do przemodlenia, do zapamiętania

Niech miłość nasza ku Bogu będzie nie tylko uczuciowa, to jest mająca szczególniej Boga na względzie, ale i skuteczna, czyli dotyczy więcej bliźnich i mniej nas samych.

Nie wiadomo, czemu się więcej dziwić: czy temu, że Chrystus Pan przyjął ludzką naturę, czy temu, że nas synami Bożymi uczynił.

Pan Bóg jest miłością, która nie wyszukuje w nas złego, ale w zlym nawet dobrej strony wypatruje.