G. Bartoszewski: Rekolekcje z bł. Honoratem (4)

DZIEŃ CZWARTY

Nadzieja potwierdzona wiarą

We wszystkich czynnościach i zdarzeniach mieć prawdziwie synowska ufność w boskiej dobroci, wszechmocności i wierności; samego Boga prosić i od Niego oczekiwać pomocy, rady, sil i laski; wszystkie nasze sprawy Bogu przypisywać i dzięki za nie Mu składać.

Nie ufać człowiekowi ani stworzeniom, lecz przede wszystkim Bogu samemu. Często rozmyślać, ilu to ludzi Bóg ze wszelkiego rodzaju utrapień wybawil, przez tyle cudów do wiary, do pokuty i świętości doprowadził, od największych nieszczęść, a szczególniej od grzechów i piekla najmitosierniej zachował, a stąd w każdym utrapieniu lub niebezpieczeństwie przez modlitwę do Boga i świętych się uciekać, a potem dopiero brać się za środki ludzkie.

Mocno uwierzyć, że ani my, ani żadne stworzenia nic z siebie nie możemy, ale że wszelka nasza doskonałość z Boga jest, dlatego w każdej czynności z mocna nadzieja do Niego się zwracać (PTA IX, s. 32).

Teologiczna cnota nadziei znajdowała się na cen tralnym miejscu wewnętrznego „wyposażenia" ojca Honorata. Kapucyn odprawiający rekolekcje w kamedulskiej pustelni był równocześnie Polakiem, bytującym w zaborze rosyjskim, najbardziej uciskanej części podbitej Rzeczypospolitej. To właśnie silna nadzieja była dla myślących Polaków główna gwarancja ich pracy i cierpienia.

Nadzieja na odrodzenie Ojczyzny była ściśle zrośnięta z mocnym przekonaniem, że warunkiem zmartwychwstania państwa było odrodzenie ducha. „O tyle poszerzycie granice wasze, o ile powiększycie dusze wasze" - pisał na emigracji w Paryżu współczesny ojcu Honoratowi Adam Mickiewicz w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego. Błogosławiony znał te nasiąknięte „mesjanizmem polskim" karty nawołujące do cierpienia i walki „za wolność waszą i naszą". Jednakże myśli polskiego kapucyna przebywały na innych poziomach, chociaż i on rozmyślał o zmartwychwstaniu Polski.

Nadzieja była „prawa ręką" bl. Honorata, który kreślił plany religijnego odrodzenia Polski katolickiej. Musiała być ta nadzieja jeszcze mocniejsza i bardziej wyrazista, gdy został osadzony przymusowo i zamknięty w silnie strzeżonym klasztorze w Zakroczymiu, a później w Nowym Mieście n. Pilicą. Szczególnym znakiem tej nadziei był konfesjonał, w którym rodziły się najważniejsze pomysły ukrytego życia zakonnego. Ten konfesjonał był rzeczywiście kotwicą zabezpieczającą osobę i dzieło ojca Honorata na wysokiej fali historycznych wydarzeń.

Możemy domyślać się, jakie moce duchowej energii podtrzymywały ufność w sercach penitentek, które jako przełożone oddanych im wspólnot szukały w sakramencie pojednania w konfesjonale o. Honorata znaków ufności, potwierdzenia sensu ich działania i ukrytego życia.

„Cieszę się, że się w taki sposób zabierasz do spełniania Twego zastępstwa, tj. z nieufnością w siebie, ale chciałbym, aby obok tego było więcej ufności w Bogu, boć to Jego dzieło. On wyznacza narzędzia i On sam rządzi. Zbytnie troszczenie się pokazuje, że się rachuje za wiele na siebie. Im więcej będzie ufności w Nim, tym więcej będzie dotykalnych dowodów, że On sam oświeca, kieruje i wspiera" - pisał do s. Scholastyki Władyczko (Pisma, t. 7, cz. 2, s. 357-358, list 448).

Strategia działania ojca Honorata była jednoznaczna i bezkompromisowa. Trzeba wierzyć zawsze - pisał - że Bóg wszystkim rządzi i że przed wiekami obmyślał dla Ciebie to położenie, w jakim zostajesz dzisiaj, i te upokorzenia, które Cię spotykają dla dobra Twojej duszy. Bardzo byłbym szczęśliwy z tego, żeby to uczucie ufności w sercu Twoim się podniosło i abyś tak złączyła serce Twoje z Jezusem, żebyś się o nic zgola nie troszczyła, co Ciebie dotyczy, ale Jemu wszystko zalecała i całkowicie się Jemu oddala. Wielkie byś pożytki dla duszy odniosła z tego ducha swego spoczynku w Sercu Jezusowym, do czego Cię Pan Bóg powoływać się zdaje. Nawet widok Twoich upadków nie powinien Ci przerywać tego i oddalać od Boga" (Pisma, t. 7, cz l, s. 346, list 112).

Zgłębiając teologiczną cnotę nadziei w duchowości ojca Honorata, należy pamiętać o komplikującej się z biegiem czasu sytuacji politycznej w zaborze rosyjskim. Zwłaszcza represje po powstaniu styczniowym podcięły skrzydła nawet „duchowym orłom". Trudniej było ufać w atmosferze narastającego strachu, leku społecznego. Trudno było ufać Najwyższemu, gdy codziennie niemal były wykonywane publiczne egzekucje. Przypomnijmy, że ojciec Honorat przygotowywał na śmierć bohaterskich przywódców powstania styczniowego wieszanych publicznie na stokach Cytadeli Warszawskiej.

Spotęgowana ufność w Bogu towarzyszyła ojcu Honoratowi, gdy musiał w podeszłym wieku cierpieć z powodu choroby, zwłaszcza gdy długotrwały wrzód na nodze osłabiał jego wyniszczone ascezą ciało.

A cóż powiedzieć o przeżyciu nadziei u zakonodawcy, który wskutek nieporozumień i konspiracyjnych warunków życia, musiał z ufna pokorą przyjmować decyzję władz kościelnych z 1907-1908 r., gdy biskupi nakazali ukrytym siostrom wyjście z podziemi" i ujawnienie swojej duchowej tożsamości?

Było to najmocniejsze uderzenie w osobę i dzieło ojca Honorata. Odpowiedź zamkniętego w klasztorze „grobowym" założyciela „skrytek" była jednoznaczna, jasna i błyskawiczna. Przyjął ja z godnością niczym oficer, któremu odczytano rozkaz wyższego dowódcy. Nie protestował, chociaż z godnością wyjaśniał. Patrzył na dzieło swego życia jak na Mękę i Krzyż Syna Człowieczego na Kalwarii. I bolejący Chrystus dał mu widzenie tryumfalnego zmartwychwstania jego dzieła.

Tak łatwo dziś się pisze o przeżyciu klęski, gdy znamy jej wynik. Nadzieja jest wtedy, gdy nic znamy wyniku, ale ufamy, że słabość po (o objawia się w nas, by mężniej przyjęta była moc zwycięstwa. „Boże mój, czemuś mnie opuścił?". „W ręce Twoje oddaję ducha mego...", „ziarno musi zgnić, żeby wydało owoc...".

Do przemyślenia, do przemodlenia, do zapamiętania

Starajmy się utrzymywać w sercach największą nadzieje dostąpienia życia wiecznego i wszystkich łask nam koniecznych, abyśmy mogli z Bogiem się zjednoczyć. A chociaż poznając słabość naszą, powinniśmy się zawsze obawiać, z ufności jednak w Bogu, który chętnie nas wspiera i wszystko może.

Pamiętajmy, że doskonała wiara i nadzieja wtedy szczególniej się objawia, kiedy na nas spadną ciężkie krzyże, niespodziewane utrapienia, w których znikąd pomocy ludzkiej wyglądać nie możemy i które nawet naturalnie siły człowieka przechodzą.

Nadzieja nigdy nie jest zanadto wielka, bo nie może tak wielkich rzeczy spodziewać się od Boga, który nie pragnąłby, aby jeszcze większych od Niego nie oczekiwano.