Wychowany w religijnej rodzinie przyszły błogosławiony jako
młodzieniec stracił wiarę. Odzyskał ją w ... więzieniu.
Wacław Koźmiński był drugim synem Stefana i Aleksandry z
Kahlów. Urodził się w 1829 r. w Białej Podlaskiej. Dzieciństwo Wacława znamy
dzięki zapiskom jego młodszej siostry Stefanii, która później została
warszawską wizytką. Dzięki niej wiemy, że ich rodzice mimo sporej różnicy wieku
(ponad 20 lat) tworzyli dobre małżeństwo: „Ci zacni i nawzajem zadowolenie z siebie
rodzice jako dobrzy katolicy i ludzie inteligentni cieszyli się powszechnym
poważaniem. Lubili oni bardzo przyjmować dobrane towarzystwo i dom do nich
należący stał się ogniskiem godziwych rozrywek”. „Dawali swej rodzinie przykład
bogobojności, obowiązkowości i cnoty”. Dom był wypełniony modlitwą. Matka
Aleksandra (której jedyna zachowana do naszych czasów fotografia przedstawia
około pięćdziesięcioletnią inteligentną kobietę) wywarła wielki wpływ na życie
Wacława. Grała na fortepianie, a Wacław stał wówczas przy niej zasłuchany w
muzyce. Ważna postacią w domu był również dziadek, który ukazywał przykład
pobożności i modlitwy poprzez nabożne lektury. Co piątek schodzili się do niego
okoliczni ubodzy, którym rozdawał jałmużnę. Dwaj synowie ojca z pierwszego
małżeństwa – Ludwik i Franciszek – zginęli w Powstaniu Warszawskim.
Albo starosta, albo
kapucyn
Dzieci odebrały najstaranniejsze wychowanie. Wacław zaczął
uczęszczać do szkoły jako ośmiolatek. Po trzech latach rodzina ze względów
ekonomicznych przeprowadziła się do Włocławka, a chłopcy wstąpili do gimnazjum
płockiego. Gimnazjaliści byli stale obserwowani przez urzędników „ochrany”
(tajna policja carska). Mieszkali na stancji. Wacław szybko został dostrzeżony
przez profesorów jako uczeń wyróżniający się zdolnościami literackimi i
artystycznymi. Jego ojciec prorokował: „Co z ciebie będzie? Albo starosta, albo
kapucyn”. Zachowało się jego świadectwo ukończenia gimnazjum, pełne ocen bardzo
dobrych. Ojciec widzi w nim przyszłego budowniczego i zawozi go do Warszawy, by
kontynuował naukę na odpowiednim wydziale Szkoły Sztuk Pięknych.
Młody ateista
Niestety, młodzieniec pod wpływem rozmów z kolegą oraz
bluźnierczych książek odrzucił wiarę. Atakował i wyśmiał wiarę oraz wierzących,
do kościoła chodził – jak sam po latach przyznawał – „tylko dla obrazy Boskiej”.
Naśmiewał się z Jezusa ukrzyżowanego, „żałował ludzkich łez wylanych nad Męką
Pańską”, w Wielki Piątek ostentacyjnie jadł kiełbasę. „Występowałem gorzej jak
heretyk, bo jako apostoł ateuszostwa” – pisał po latach.
W tym czasie nagle umiera ojciec Wacława. Matka musi odtąd
sama starać się o fundusze na utrzymanie i naukę dla dzieci. „Dobroć Boska –
pisał po latach o. Honorat – póty mnie nawiedzała różnymi krzyżami: jako to
strata ojca, wielkimi zawodami na świecie, niedostatkiem, a w końcu więzieniem
i ciężką chorobą, aż w końcu nakłoniłem moje ucho na głos Jego”.
Uwięzienie w Cytadeli
Wacław znalazł się w więzieniu w roku 1846, kiedy wrzenie
obejmowało Galicję i całą Polskę, a także Europę. Wkrótce, w roku 1848 miała
nadejść seria ludowych zrywów rewolucyjnych, nazwana Wiosną Ludów. Wacław jako
szesnastolatek został uwięziony wraz z kilkoma kolegami w słynnej Cytadeli
Warszawskiej, skąd zwykle były tylko dwie drogi wyjścia: jedna na Sybir, druga
na egzekucję. Spędził tam, nie znając aktu oskarżenia, długie 11 miesięcy w
niedożywieniu i brudzie. Nabawił się tyfusu. Matka próbowała go wydobyć,
orędując za nim zarówno u władz, jak i przede wszystkim u Boga. Po latach o.
Honorat przyznaje; „Modlitwa matki mojej ziemskiej i opieka Matki mojej
Niebieskiej, ocaliły mnie”.
„Zacząłem życie duszy”
W tych warunkach młody człowiek przeżył wstrząs życiowy: „Jezus
przyszedł do mnie w celu więziennej i łagodnie do wiary przyprowadził”. „Całą
gorycz mojego [uwięzienia], tak Pan Bóg odjął, że mi się w raj ono zmieniło, i tam
pokochałem samotność i zacząłem życie duszy”. Uspokoił się i nabrał pewności co
do swej przyszłej drogi życia.
Ciągnące się niemiłosiernie długo śledztwo nie zdołało mu
udowodnić żadnej winy i wiosną kolejnego roku został wypuszczony z więzienia. Kolejne
tygodnie spędza przy rodzinie, ratując zdrowie nadszarpnięte więziennymi
warunkami. Przystępuje do spowiedzi z całego życia. Wraca do Warszawy i zaczyna
prowadzić życie pokutnika. „Odkrywa” Braci Mniejszych Kapucynów, u których
odbywa rekolekcje. Poznaje o. Prokopa Leszczyńskiego, który na długie lata
zostaje jego kierownikiem duchowym. Jednocześnie wciąż studiuje i odbywa
praktyki architektoniczne.
U furty raju
W wieku 18 lat otrzymuje patent budowniczego, jednakże już
wcześniej podjął decyzję o wyborze stanu duchownego. Dla matki był to cios –
wdowa miała na utrzymaniu jeszcze dwie dorastające córki; wszyscy oczekiwali,
że Wacław zastąpi ojca i będzie podporą rodziny. Matka zapadła wówczas na
rodzaj depresji nerwowej (Wacław klęczał przy łóżku chorej matki 36 godzin bez
przerwy). Z czasem jednak pogodziła się z decyzją syna. „8 grudnia 1848 r. pożegnałem
chorą matkę i opuściłem dom rodzinny” – napisze po latach przyszły
Błogosławiony o tej niebywale trudnej decyzji. Dziesięć dni później „miał
szczęście po raz pierwszy zadzwonić do furty raju ziemskiego’, czyli klasztoru
Braci Mniejszych Kapucynów w Lubartowie.
Najzdolniejszy z rodzeństwa
Wacław był „dzieckiem nadzwyczaj mądrym, łagodnym, tkliwym i
pełnym najdelikatniejszych uczyć”, „najzdolniejszym z rodzeństwa”. Znana jest
anegdota o żywym temperamencie chłopca, który w wyniku ciekawskiego
usposobienia wsadził głowę do otworu pieca kaflowego i nie mógł jej wyjąć.
Młody pokutnik
„W łóżku zamiast pościeli prosta deska, a w głowiach wieki
kamień; w rogu zaś łóżka przy ścianie dzbanek ze stęchłą wodą i spleśniały
kawał chleba” – tak koledzy opisywali warunki, w których mieszkał młody o. Honorat.
W: Nasza Arka nr 10/2013 – Bł. Honorat Koźmiński, ku Bogu,
wbrew zaborcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz