Świętość
najdoskonalej może zrealizować się na drodze zaproponowanej człowiekowi przez
Boga. Honorat odkrył swoje powołanie do Zakonu Kapucynów, który wówczas uważany
był za jeden z najbardziej surowych i wymagających. Tam zachowywał śluby
zakonne i praktykował cnoty w stopniu heroicznym. W taki sposób mógł żyć tylko
święty.
Honorat
miał łaskę radykalnego ubóstwa. Świadczył o tym najpierw jego wygląd. Miał
jeden habit, który samodzielnie łatał i nosił „aż do zdarcia, i wtedy tylko
zmuszony był zmienić na inny, jak nie było do czego łaty przyczepić”. Zamiast
bielizny używał grubej wełnianej tuniki. Chodził tylko w sandałach, a trzeba
dodać, że zawsze podróżował pieszo.
Żył
bardzo ubogo, nawet jak na warunki klasztorne. Bracia Słudzy Maryi Niepokalanej,
którzy mieli możliwość przebywania z Honoratem za klauzurą, szczególnie w
ostatnich latach jego życia, gdy się nim opiekowali, dokładnie opisali wygląd
jego celi. Była to, z jego wyboru, najmniejsza z cel w klasztorze, wyposażona w
zwyczajny stół i parę desek umieszczonych przy ścianie, które służyły za półkę
na korespondencję i inne rękopisy. Spał na tapczanie, na którym leżał siennik z
grubego płótna, z niewielką ilością słomy, przykryty wytartym kocem. Pod głowę
kładł poduszkę z włosia pokrytego skórą. Br. Adam Kalata zauważył, że mieszkanie
w takiej małej i ubogiej celi było pokutą: „Póki był zdrowy, mieszkał w tak
ciasnej celi, że dziwiłem się jak on się tam zmieści. Sypiał na krótkim
tapczanie, na którym był jeszcze krótszy siennik gruby, zdaje się z wiejskiego
płótna, wypchany słomą, widziałem go; leżąc na nim musiał się kurczyć, bo
inaczej nogi byłyby na ziemi”.
O.
Honorat troszczył się o porządek, dzięki czemu jego uboga cela wyglądała bardzo
prosto i skromnie. Br. Paweł Litwiński zauważył, że Honorat „lubił skromność i
prostotę w celi do tego stopnia, że nawet na zapałki zużyte miał naczynko,
odcinki papieru czystego z listów mu przysłanych równo ułożone, na których
dawał odpowiedzi tym, którzy go o to prosili, wszystko było na swoim miejscu,
tak, że choć ciemno było, mógł znaleźć to, co mu było potrzebne, światła innego
nie używał oprócz świec i niedopałków sterynowych”. To świadectwo wskazuje na
oszczędność jako kolejną cechę Honorata, wynikającą z ubóstwa. Przykładem
oszczędności był sposób prowadzenia korespondencji, o czym napisała siostra
Leontyna Gałecka ze Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus: „Ubóstwo naszego Ojca
wszystkim nam dobrze było znane. Listy od Ojca odbierałyśmy w kopertach
poprzewracanych na drugą stronę, a same listy pisane były na tak maleńkich
skrawkach papieru, że trudno je było nawet listem nazwać. Zgromadzenia nasze, wszystkie
na rzeczywistym fundamencie ubóstwa założone w myśl Fundatora, na ufności w Opatrzność
Boską i osobistej pracowitości opierały swoją egzystencję”.
Honorat
był także doskonale posłuszny. Najpierw słuchał Kościoła i dziękował za papieży
i kapłanów, do których odnosił się z wielką czcią. Nie dyskutował z przełożonymi,
a różne zmiany w swoim życiu związane z prześladowaniami i fałszywymi
oskarżeniami przyjmował z niesamowitą pokorą i zaufaniem do Boga.
Róża
Godecka opisała postawę Honorata wobec odsunięcia go od jej Zgromadzenia: „Ojciec
nasz dawał dowody heroicznego posłuszeństwa prawom i rozkazom Ojca Świętego.
Gdy w roku 1906 otrzymał rozkaz ułożenia naszych Konstytucji według norm,
oddanie nas Księżom Biskupom, zastosował się do niego natychmiast, przerobił
nasze ustawy, nauczył jak pisać podania i kazał jechać zaraz złożył homagium
Biskupom, w których diecezjach były nasze domy. Wstępnie zabroniono Ojcu
całkiem zajmować się nami. Płakałyśmy, bośmy czuły, co nas czeka, jak nam
odjęto jedyną naszą podporę, ale Ojciec jedną tylko miał odpowiedź na nasze
żale: „Taka jest wola Kościoła – nasze prawo, słuchać”. I zabronił Ojciec
pisywać do siebie dla zasięgania rady w sprawach Zgromadzenia. Pozwolił pisywać
do siebie tylko jako do Ojca duchownego, o swojej duszy własnej”.
Wraz
z ubóstwem i posłuszeństwem rozwijała się w o. Honoracie cnota czystości.
Towarzyszył jej święty dystans do tych, którzy się nim opiekowali podczas
choroby, a także do penitentów.
Br.
Paweł Litwiński zanotował, że „cnota czystości o. Honorata godna była podziwu,
cenił tę cnotą do tego stopnia, że gdy w podeszłych latach nie mógł chodzić,
gdyż był cierpiący na nogi, nie pozwolił nikomu podtrzymywać go pod rękę, a
nawet w chorobie, kiedy doktor polecił oczyszczać rany na nogach i robić masaż,
nie pozwolił dotykać się swego ciała. Nawet córki jego duchowne, porozumiewały
się z Ojcem tylko listownie lub w konfesjonale, a nigdy osobiście. Gdy wchodził
do konfesjonału, to tak prędko wsuwał się i zamykał się w konfesjonale, że
chociaż ktoś z jego dzieci duchownych chciał z wdzięcznością rękę albo habit
ucałować, to nie mógł go dosięgnąć”.
Wyrazem
czystości była skromność i umartwienie wzroku, o czym wspominał br. Stanisław
Szczech: „Sługa Boży był zawsze skromnie
ułożony i gdy przechodził przez kościół, nie spojrzał w żadną stronę, postawa
jego była tak skromna, że w zdumienie wprowadzała obecnych, a na twarzy jego
malowała się świętość”. Zaś br. Adam Kalata zauważył, że Honorat „spowiadając
nigdy nie patrzył na penitenta, otworzywszy kratkę przykładał ucho, lecz nie
spojrzał i można powiedzieć, że z twarzy nikogo nie znał”.
Jednym
z elementów tak zwanej obserwancji zakonnej było umiejętne wykorzystanie czasu.
O. Honorat znany był ze swojej pracowitości i sumienności. Jego czas był
podzielony tak, by żadna chwila nie została zmarnowana. Troszczył się o swoje
codzienne zwyczajne sprawy i zgodnie z ówczesnym zwyczajem zakonnym „ubranie
sam reperował i sam prał”, jednocześnie pracował nad założonymi przez siebie
zgromadzeniami zakonnymi, układając dla nich przepisy prawne, pisząc dzieła
duchowe i prowadząc liczną korespondencję.
Osoby,
które znały o. Honorata od czasów jego wstąpienia do Zakonu, opowiadały, że
nienawidził on próżniactwa. Świadczyła o tym wielość i różnorodność
podejmowanych prac i dzieł. Tyle spraw jednocześnie mógł prowadzić tylko
człowiek pracowity, zorganizowany i wytrwały. Taka postawa towarzyszyła mu
także pod koniec życia, gdy nie miał już sił, aby pracować tak, jak wcześniej: „Kiedy
sługa Boży zapadł na zdrowiu i podnosić się nie mógł, prosił br. gospodarza,
żeby mu dostarczył jakiej pracy i dopóty nalegał, aż otrzymał wiązanie opłatków
w paczki”, o czym wspomniał br. Stanisław Szczech.
Dobrowolne
odosobnienie w klauzurze klasztornej ukierunkowało o. Honorata na pracę
wyłącznie dla chwały Bożej. Br. Adam Kalata widział jak Honorat „pogardzał
światem i wszystkim, co ziemskie. Był jakby więźniem w swojej celi, poza furtą
klasztorną nigdy go nie widziano, na żadne wizyty nie ukazywał się, wiecznie
był spowiedzią zajęty lub pracą literacką w kierunku religijnym. Będąc już w
sędziwym wieku, a gdy spowiadać już nie mógł, to jakby przykuty do stolika,
pisał całymi dniami i późno w noc. W letnie gorąca wychodził do ogrodu
klasztornego nie dla odpoczynku, ale siadywał w ogrodowej budzie i dalej pisał
na swym małym stoliczku, byłem tego naocznym świadkiem, odwiedzając go w tej
budzie byłem zbudowany”.
Pracowitość
o. Honorata nie pozwalała mu na długi sen. Spał tyle, ile było to konieczne,
aby zaczerpnąć sił do podejmowania swoich obowiązków. Braci Słudzy Maryi, którzy
w Nowym Mieście opiekowali się Honoratem, widzieli, że w jego celi światło pali
się do godziny 12 w nocy, a o czwartej rano cela już była oświetlona. Tak
krótki sen nie był przeszkodą, aby Honorat był pierwszy w chórze zakonnym na
modlitwach porannych.
Honorat
był również oszczędny w słowach. Z jego ust nie wyszło nigdy próżne słowo.
Pielęgnował zakonne milczenie, które powiększało należny mu szacunek i podziw.
Taka postawa sprawiała, że nie marnował czasu na zbyteczne spotkania i rozmowy,
dzięki czemu nie tracił kontaktu z Bogiem. Br. Paweł Litwiński dostrzegł, że „Sługa
Boży przepisu milczenia ściśle przestrzegał, odosobnienie było zupełne, gdyż
ani sam nigdzie z celi nie wychodził, ani też bez potrzeby nikogo w celi nie
przyjmował, był zawsze skromny w chodzie i zawsze zajęty modlitwą”.