„Potem, gdy mnie Pan Bóg otoczył duszami niewinnymi, czystymi, w miłości Bożej gorącymi, w modlitwie ustawicznymi, w pokutach surowymi, do doskonałości całym sercem mężnie zdążającymi, gdy widziałem w nich cudowne dary Boże udzielane tylko wybranym sługom Jego...” (ND, 11).
Kim były te „dusze gorące”, które zapaliły serce młodego kapłana franciszkańskiego, skierowanego przez przełożonych do organizacji grup „laikatu”, który w połowie XIX wieku skupiał się w przykościelnych „kółkach różańcowych”. Te dewocyjne grupy zbierały się na modlitwę wspólną w warszawskim kościele, kapucynów, gdzie obok modlitwy analizowano zakazane przez zaborcę pomysły pracy organicznej w zniewolonym społeczeństwie polskim. Zadziwia nas dziś ten charyzmat ojca Honorata, który będąc wyznaczonym przez przełożonych na dyrektora Trzeciego Zakonu św. Franciszka potrafił z tej formy ewangelicznego apostolstwa stworzyć oryginalne zespoły chrześcijańskich „Emancypantek”, „Siłaczek” i „Judymów”, które ożywiły, podtrzymywały i rozwijały miłosierne dzieło obecności Bożej na polskiej ziemi.
W jednym ze swoich kazań pisał ojciec Honorat: „Zakon Trzeci jest na wszystkie wieki dla wszystkich stanów jakby żywym odbiciem doskonałości ewangelicznej. Świat dzisiejszy nie mniej podobno jest zepsuty jak świat średniowieczny, ale w regule tego zakonu, pod prostymi na pozór przepisami, pod mało ważnymi niby praktykami ukrywa się zawsze tajemnicza siła, zdolna do odrodzenia go w duchu i do odnowienia na nim zasad ewangelicznych. Nie potrzeba nam tedy szukać nowych środków, nowych reguł, nowych zgromadzeń do przeistoczenia zepsutego świata...” (cyt. za: WOH, 74).
Z zawstydzeniem wczytujemy się w dzieje warszawskiego tercjarstwa, skupiającego najpiękniejsze owoce udoskonalenia świeckich chrześcijan. W jaki sposób ojciec Honorat odnajdywał w wielkomiejskim społeczeństwie hrabiny, arystokratki, ziemianki, także guwernantki, urzędniczki czy nauczycielki, sklepowe, fryzjerki, także wyrobnice i służące...? Jak podtrzymywał w tych wybranych duszach ogień Bożej miłości płonący w szarym ognisku domowym? I czemu dziś, w innych dekoracjach historycznych Polski, tak mało jest dusz gorących zapalających innych, poszukujących rozwiązań swym zapałem do ewangelicznego czynu?