Do M. Anieli Godeckiej (19)

Uważam, że gorszycie się ze mnie, iż nie bywam na procesjach ani w chórze, i że powinienem się z tego tłumaczyć. Chór i procesje to moje życie. Nigdy ich nie opuszczałem i zawsze pierwszy byłem. I dziś nawet od chwili wystawienia aż do schowania jestem obecny jeszcze lepiej niż z chóru, z mojego okienka, które naumyślnie dla mnie wybito. Nawet śpiewam razem z tymi, co chodzą po cmentarzu koło Matki Boskiej, bo kocham bardzo te rzeczy. Ale uważam, że jeżeli kto nie może się zachować publicznie, tak jak powinien, to lepiej, żeby gdzieś w kącie to robił i nie sprawiał roztargnienia drugim, i nie odrywał ich myśli od Przenajśw. Sakramentu. Już sobie wyrzucałem swoje bywanie na procesjach od paru lat, bo zwracałem uwagę ludzi, gdy chłopcy koło mnie kręcili się i podawali poduszkę, której nie chciałem i nie potrzebowałem, albo ramię, bez którego ani uklęknąć, ani powstać nie mogłem, a raz pomimo to upadłem całkiem na ziemię przed apteką podobno.
Dziś tym bardziej, gdy przejdę od drzwi ogrodowych do celi, muszę na pół drogi odpoczywać, tak się zadycham, zanim bym przyszedł do chóru, to by już dużo zmówili, a potem przyszedłszy musze ciężko wydychać przez parę czy kilka minut i przy tym muszę często opierać się o ściany i ławki, bo się chwieję na nogach, więc to wszystko jest przeszkodą w chórze i na procesji tym bardziej. Raz, jak się zapuściłem z mojej pustelni piechotą, żeby zdążyć na wystawienie, mało ducha nie wyzionąłem i gdyby nie ogrodnik, byłbym upadł w błoto. I musiałem na schodach bardzo długo wydychać z przerażeniem wszystkich patrzących, bo zdawało się im, że ostatnie siły mnie opuszczają. Więc po cóż takie widowisko robić z siebie. A jak siedzę spokojnie, jestem zupełnie zdrów i mogę robić. Więc widzę w tym wolę Bożą, abym tak żył dalej, bo siły mi wcale nie wracają, tylko mnie astma często męczy, szczególniej jak się położę, czasem zrywam się, bo mi się zdaje, że już koniec. Doktor każe mi na siedząco spać, ale tak nie mogę.
Módlcie się o śmierć szczęśliwą, abym umarł dobrym zakonnikiem, choć na krótki czas przed śmiercią się nawrócił.
Boże, błogosław.