Do Zgromadzenia SS. Sług Jezusa

Do M. Eleonory Motylowskiej

(Zakroczym, 11.11.1884)

Niech Cię Bóg błogosławi za twój list, z którego jeszcze lepiej poznałem twoją duszę niżeli z mowy twojej. Widzę, że się mężnie zabierasz do służenia Bogu i do spełnienia tego, coś sobie postanowiła, i że nie ustępujesz dla trudności, jakie Ci się na tej drodze przedstawiają. Cieszy mnie i to, żeś się zatrwożyła wielkością obowiązku, jaki Ci wskazuję, bo to mnie przekonywa, że nie ufasz sobie i rozumiesz, co to jest obowiązek względem dusz. Ale ufaj Bogu, skoro On sam Cię przez posłuszeństwo święte wzywa do tego, widać chce Cię w tym wspomagać. On sam usunie wszystkie trudności i gdy Ty się będziesz kłopotać o dusze sług Jego, On będzie myślał o twoich. Bardzo się ucieszyłem, że taki wybór padł na Ciebie. Chcę z mojej strony przyłożyć się do tego całym sercem i dlatego starać się będę, abyś miała przepisane wszystkie przepisy, które Cię w tej rzeczy objaśnią. Chciałbym Ci je przysłać przed Ofiarowaniem Matki Bożej, abyś już wiedziała, na co masz się Bogu zaofiarować wraz z Przenajświetszą Panienką.
Niech Cię Bóg błogosławi, oświeca i utwierdza.
Św. Marcina 1884 r.

Sługa w Chrystusie

Do Franciszkanek od Cierpiących (5)

(-) Ale jeżeli chcecie mojej rady, czyż nie wiecie, co było umiłowaną myślą prac moich? Jak szczęśliwy się czułem, że mogłem przyczynić się do tego życia ukrytego przed światem. I Wy również za szczęśliwe się uważać powinniście, że to przez Was Kościół to życie potwierdził i zalecił jako odpowiednie do czasu. Mogę więc tylko powtórzyć do Was słowa św. Franciszka do św. Klary i jej córek: zaklinam Was, abyście wiernie trwały w tym rodzaju życia, w jakim byłyście poczęte i przez Boga wezwane.
I żebyście nie dały się nikomu odwieść od tego żadnymi pozorami, choćby pod pozorem większej chwały Bożej. Amen.

Do Franciszkanek od Cierpiących (4)

Sługa wasz życzy Wam, Czcigodnym i Umiłowanym w Chrystusie swoim Paniom, Siostrom i Matkom przy tych Świętach Bożego Narodzenia, aby ten zapał święty, który nasz św. O. Franciszek uczuwał w sobie przy rozmyślaniu tajemnicy żłóbka i który pobudził go do pójścia ścieżkami Jezusowego ubóstwa, pokory i umartwienia, który i Was przywiódł do naśladowania go w tych cnotach, nie ustawał nigdy w sercach waszych, ale coraz bardziej przez tę gorącość ogniska się rozpalał.
Życzę Was także, aby to Boskie Dzieciątko błogosławiło Was na duszach waszych i we wszystkich pracach waszych na chwałę Jego podejmowanych. I aby ten pokój, który aniołowie ogłaszali tej szczęśliwej nocy ludziom dobrej woli, nie opuszczał Was nigdy, i aby ta pociecha, jaką przepełnione jest serce moje na widok wierności waszej w służbie Pańskiej, i waszym też sercom udzieloną obficie została, abyście tak z większą łatwością do uświątobliwienia swego zdążać mogły.

Do Franciszkanek od Cierpiących (3)

Jakaż to wdzięczność należy się P. Bogu za to, że Cię tak cudownie powołał i że taką prostą drogą do nieba Cię prowadzi. Czyż możesz wątpić, że gdy Cię tak łaskawie powołał, że ci też udzieli łask potrzebnych do poprawy wad twoich i do postępu w cnotach? Strzeż się bardzo krytykowania, zamykaj oczy na to, co Ci się nie zdaje, miej wszystko za święte, co jest w zakonie i wszystkich uważaj na świętych i lepszych od Ciebie i miej całkowite zaufanie do przełożonej, uważając ją zawsze jako zastępującą Boga. Oto droga najprostsza do Boga i do świętości.
Niech Cię Bóg utwierdza i błogosławi.

Do Franciszkanek od Cierpiących (2)

Pominąwszy twoje błędy widzę, że na bardzo dobrej drodze jesteś i dobrze postępujesz, ale boję się tego, żeby co gorszego z tego nie wynikło, dlatego radziłbym, abyś była szczera do matki i powiedziała jej, jak źle na Ciebie oddziaływa jej postępowanie. A jeżeli to nie pomoże, to trudno, nie będziesz przynajmniej miała do wyrzucenia tych złych następstw, jakie mogą z tego wyniknąć.
Niech Cię Bóg błogosławi.

Do SS. Franciszkanek od Cierpiących

Tyle razy Wam to powtarzam, że gorliwość nie zależy na wrażliwości, ale na wierności. Spełniać wolę Bożą wiernie obok oschłości, to jest dowód wielki prawdziwej miłości Bożej. Proszę Boga, aby Cię nigdy nie opuszczała ufność w Bogu i Matce Jego.
Niech Cię Bóg błogosławi.

Do adresatki niezidentyfikowanej

Jaka jesteś szczęśliwa, że masz sposobność do tak wielkiej zasługi, że możesz składać na ofiarę Bogu swoją wolę, nad którą nie ma nic Bogu milszego. Te, które mają upodobanie w pracy w polu, mają mniejszą zasługę, ale Ty możesz mieć podwójną. A gdybyś z weselem to robiła, całe niebo spoglądałoby na Ciebie z rozkoszą, byłabyś ukochaną dla Serca Jezusa.
Niech Cię Bóg błogosławi.

Do S. Weroniki Herdan (4)

Zapomniałaś, moje dziecko, o tym, co P. Jezus powiedział: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie: cieszcie się i radujcie, gdy będą kłamać na was i wszystko złe mówić, bo zapłata wasza jest wielka w niebie, bo tak czynili wszystkim. Ty byś chciała zawsze tylko w pociechy niebieskie opływać i cieszyć się z postępu dzieci, a może i z pochwał ludzkich, a P. Jezus chce, abyś była doskonałą służebnicą Jego, abyś nie podniosła się w pychę, i dlatego zsyła upokorzenia i prześladowania. (-)
Ja się cieszę zarówno z pracy twojej, którą z takim zamiłowaniem spełniasz, jak i z tych prześladowań, które Wam nic nie mogą zaszkodzić, skoro papież i biskupi są za Wami; tylko na pożytek Wam wyjść mogą, bo przez to uczycie się szukać tylko podobania się Bogu, a nie dbać o ludzkie sądy.
Niech Cię Bóg błogosławi, pociesza, utwierdza i oświeca. (-)

Do S. Weroniki Herdan (3)

Bardzo się cieszę z twego zamiłowania obowiązku tak pożytecznego i z tego także, że obawiasz się, abyś stąd nie ulegała pokusom próżności, nie zaniedbywała postępu duchowego, a co najgorsza, rozsądzania starszych, czego powinnaś się strzec jak sidła czartowskiego. Ale co się tyczy przywiązania do rodziny, to ono powinno być duchowne, tj. pragnąć i starać się o dobro ich duszy. Płakać zaś po śmierci matki nie tylko nie jest rzeczą zakonną, ale – jak Pismo Św. powiada – dowodzi braku wiary, boć jedno Zdrowaś więcej matce pomoże niż te wszystkie głupie łzy. Jeżeli co matka przez Ciebie ucierpiała, to tym lepiej dla niej, bo się z tego dziś raduje więcej niż z pieszczot twoich. Więc po cóż płakać? Jeżeli umarła po Bożemu, to nie trzeba jej zazdrościć szczęścia, że już jest bezpieczną, tylko myśleć o tym, abyś i sama dobrze umarła i razem z nią była. Gdybyście chciały się przenieść do Ameryki i dowiedziałabyś się, że matka szczęśliwie przepłynęła morze, to byś się radowała, choćbyś jeszcze długo zobaczyć jej nie mogła. Po co mama ma być koniecznie w niebie, chyba dlatego, żebyś się za nią modlić nie potrzebowała.

Niech Cię Bóg błogosławi.

Do S. Weroniki Herdan (2)

Niesłusznie wyrzucasz sobie brak stałości, bo właśnie w takich przejściach najlepiej się stałość pokazuje. Również niesłusznie obawiasz się o zmienność, bo ta zmienność nie od Ciebie zależy, tylko jest z dopuszczenia Bożego, a Ty wcale swej woli służenia Bogu nie zmieniasz.
Bardzo to dobry znak jest, gdy P. Bóg od początku taką drogą Cię prowadzi. Widać, że rachuje na twoje męstwo, którego dałaś dowód w opuszczeniu rodziny w czasie słabości matki. Nie trwóż się, ten stan przejdzie z wielkim pożytkiem twej duszy. A zresztą pamiętaj, że to jest próba. Gdyby taki stan się nie odmieniał, to bym Cię sam odesłał do domu, bo mogłoby to szkodliwie na zdrowie twoje oddziałać. Święci w takich przejściach ustawali. Św. Anioł z Akry dwa razy z naszego zakonu wystąpił pod naciskiem takiej pokusy, a w końcu wstąpił trzeci raz i odtąd nigdy żadnej pokusy nie doznawał.
Czemu nie przychodzisz do mnie w takich chwilach? Możesz powiedzieć mistrzyni, że ja Ci kazałem prosić o to. Ja o powołaniu twoim nie wątpię, ale widzę, że Bóg Cię prowadzi drogą wybranych sług swoich, na której potrzebujemy większej pomocy.
Niech Cię Bóg oświeca, utwierdza, pociesza i błogosławi.

Do S. Weroniki Herdan, służki

Pokój Tobie, moje dziecko.

Nie trwóż się. Taki jest los wszystkich rodziców, że wyposażają dzieci, a sami zostają na Opatrzności Bożej i na opiece tych, które na świecie zostają. Gdybyś poszła za mąż, to byś także odpisała matce, że masz swoje obowiązki, męża i dzieci i nikt by od Ciebie nie wymagał, żebyś je opuszczała, bo sam P. Jezus powiedział: opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z oblubieńcem. Ty masz także swego Oblubieńca. Miłość twoja do rodziny powinna być duchowa. Powinnaś się modlić, aby P. Bóg dał cierpliwość mamie i aby jej chorobę na pożytek duszy obrócił, aby jej dał pociechę i pomoc potrzebną. I bądź przekonaną, że jeżeli będziesz wiernie służyć Bogu i nie myśleć o rodzinie, to P. Bóg Cię tam zastąpi i opiekować się nimi będzie i nic im się złego nie stanie. A jeżeli Ty będziesz się kłopotać o nich, to P. Bóg nie będzie o nich myślał; a gdybyś chciała służbę Pańską dla nich opuszczać, P. Bóg tak by Cię ukarał, że zamiast im być pomocą, stałabyś się zmartwieniem albo rozchorowałabyś się sama i byłabyś im ciężarem, i wpędziłabyś ich do grobu. Niejeden przykład taki miałem, a więc bądź spokojna i proś swobodnie i z ufnością o przyjęcie.
Niech Cię Bóg błogosławi.

Do M. Anieli Szymańczak, służki (2)

Cieszę się, że jesteś szczęśliwa z pełnienia woli Bożej, choć w trudniejszych warunkach. Trzeba siostry wyprowadzić z tego ponurego usposobienia i uczyć je swobody i wesołego służenia Bogu.
Staraj się pokornie i z wielką miłością naprowadzać siostry na poddanie się woli Bożej i do słodyczy w obejściu, i do unikania szemrania, które jest największą plagą w zakonie. Niech Cię Duch Św. oświeca i błogosławi.

Do M. Anieli Szymańczak, służki

Widzisz, moje dziecko, jak to P. Jezus opiekuje się duszami Jemu oddanymi. Jak tylko szczerze odnosisz się do starszych ze swymi pokusami, to chociaż oni nie mogli Ci zaraz odpisać lub zaradzić, to sam P. Jezus najskuteczniej temu zaradzi. Dobrze, że czuwasz nad swoim sercem i że się uciekasz do opieki św. Józefa w takich razach. Ufaj, że Bóg Cię nigdy nie opuści i da Ci łaskę wytrwania.

Te trudności, jakie masz z tych przywiązań do osób i miejsca, to są opatrznościowe. Ponieważ Cię P. Bóg przeznaczył do kierowania duszami, więc to bardzo zbawienne, że doświadczasz tych rzeczy, abyś w drugich tego przestrzegała, bo rzeczywiście to jest rzecz bardzo niebezpieczna i diabeł wiele dusz wyciąga z zakonu lub osłabia powołanie przez takie przywiązanie. Widzę z pociechą, że odniosłaś tę korzyść, skoro przestrzegasz w drugich tej czystości serca. Zresztą, przy tak ważnym urzędzie łatwo byś w pychę wpadła, gdyby Cię te pokusy nie upokarzały. Dlatego dziękuj Bogu za nie i nie unikaj upokorzeń, jakie Cię spotykają, bo to bardzo zbawienne dla Ciebie. Dlatego proś zawsze z prostotą o to, co potrzebujesz do posiłku i spoczynku, choćby Cię co dzień takie upokorzenia spotykały. Będę się cieszył z Ciebie bardzo, jak się dowiem, że nie tylko nie unikasz ich, ale sama dobrowolnie się na nie narażasz i szukasz ich, tym się najwięcej Bogu podobasz i to Cię od innych pokus wybawi. Niech Cię Bóg utwierdza i błogosławi i wszystkie córki, i siostry twoje, i waszą Matkę.
Boże, błogosław.

Do M. Józefy Sieradzkiej (9)

Trzeba mieć tę zasadę, żeby nigdy nie sądzić nikogo ze świadectwa jednej lub drugiej, nie wysłuchawszy drugiej strony. Bardzo często się zdarza, że faworytkami nazywają te, które są posłuszniejsze. Przy tym trzeba pamiętać, że żadnej nie ma bez jakiejś wady i że dla innych większych przymiotów trzeba tolerować mniejsze wady, i strzec się, żeby przez zbytnie wycieranie nie stłuc naczynia. Najlepiej, gdy można na miejscu rzeczy osądzić, przypatrzywszy się wszystkiemu i wysłuchawszy jedną i drugą stronę.

W ogóle skarżą się siostry na wymagania mistrzyni sprawozdań i uważam, że w tym przestępujecie prawo kościelne i dekret Quemadmodum, domagając się otwierania sumień i serc, gdy tymczasem wolno tylko o zewnętrzne rzeczy, jak np. dopełnianie ćwiczeń, pytać; i wiele bardzo męczy się tym, że nie wiedzą, co mają mówić. Dlatego radziłbym, aby nie być wymagającą w tych rzeczach, a może nawet wcale skasować obowiązkowe sprawozdania, tylko zostawić do każdej woli.

Niech Was Duch Św. oświeca, a Matka Boska w swej opiece zachowuje.

Do M. Józefy Sieradzkiej (8)

Kiedy masz takie niemądre serce i takie pospolite rzeczy tak Cię przejmują, to trzeba było nie wstępować do zgromadzenia, ale na świecie jakieś wygodne życie obmyśleć. Gdybyś miała więcej wiary, a mniej tej białogłowskiej miłości, to byś po każdym takim wypadku składała dzięki Bogu wierząc, że wszystko to potrzebne do ustalenia waszego. Miłość, która Was skłania do zatrzymania buntownic, mogłaby zgubić Was, więc Bóg dopuszcza, że opuszczają Was same, kiedy ich wydalać nie chcecie. Kiedy św. Franciszek żalił się na takie rzeczy, to mu P. Bóg powiedział: czego się frasujesz człowieku, czy to twoje dzieło, itd.? Jeżeli wyszli, to dlatego, że nie byli z waszych, to na ich miejsce ja innych przyślę, a gdyby ich nie było, to sprawię, że się narodzą, i z kamieni synów ci wskrzeszę, a zakon ten musi być do końca świata.

Co za pretensje, żeby wszystkie, co wychodzą, wytrwały do końca. Łaska powołania nie byłaby tak wielką łaską, gdyby tak łatwo wytrwanie przychodziło. U nas na 10 nowicjuszów, ledwo dwóch się utrzyma, a Wy tak mało i tak rzadko nacie wychodzące, chociaż daleko trudniejsze życie macie, że trzeba się temu dziwić, że więcej nie wychodzi. Zanadto sobie idealizujesz wszystko i dlatego w desperację wpadasz. Jesteś jak te panny, co naczytawszy się romansów, gdy po wyjściu za mąż widzą wszystko odmienne, niż sobie wymarzyły, wpadają w rozpacz i czasem życie sobie odbierają, a przynajmniej żyją w niezgodzie i narzekaniach. Chcesz żyć z aniołami i używać pokoju niebieskiego, a ludzie są zawsze ludźmi i na tej ziemi zawsze ucisk znosić trzeba. Trzeba być mądrzejszą, nie roztkliwiać się za lada rzeczą, bo to wszystko, co piszesz, to jest rzecz powszednia we wszystkich zgromadzeniach. W początkach zgromadzenia św. Franciszka intrygi były w najwyższym stopniu, braci obserwantów więziono, zabijano nawet, a jednak Bóg z tego chwałę wyprowadził. Niech Cię Bóg ożywi na duchu i do lepszych myśli doprowadzi.

Boże błogosław.

Do M. Józefy Sieradzkiej (7)

„Kochającym Boga wszystko na dobre wychodzi”, nawet chwilowe zachwianie się i upadki.
Chodzi o to, aby nie ustawać w służbie Bożej i coraz być pokorniejszą i bardzo skruszoną, w czym P. Bóg ma większe upodobanie niż w tej swobodnej miłości, jakiej dawniej doznawałaś.

Ale nie trzeba się nigdy martwić, ale rzeczy pomyślne i przeciwne z weselem przyjmować i z wiarą, że one z miłości Bożej pochodzą.

To samo trzeba myśleć i o innych zgromadzeniach. Są one dziełem Bożym i Bóg je prowadzi swoimi drogami, oczyszcza przez różne utrapienia, aby owocu więcej i lepszy przynosiły.

Ciężkie przejścia w zgromadzeniach są dowodem wielkiej ich siły. Gdyby nie były Bożym dziełem, to przy takich przejściach rozproszyłyby się. Przyjdzie czas, że Bóg się zlituje nad wszystkimi, byle trwały statecznie w Jego służbie.
Niech Cię Bóg błogosławi we wszystkim.

Do M. Józefy Sieradzkiej (6)

Powiadają, że to bardzo pewny znak postępu, gdy kto po wielu latach widzi, że nic nie postąpił, ale raczej gorszym się widzi. Bo to dowód, że zna siebie i nie zaślepia się, a Bóg, który zna dobrze wnętrze duszy i pamięta o wszystkich przejściach, które wpłynęły na chorobliwy stan duszy i ciała, ma wyrozumienie na te wady i może w nich jeszcze więcej dopatrzy dobrej woli, niżeli w tych cnotach początkowych, które bez żadnej trudności, owszem, wśród pociech się spełniały. Nie trzeba przeto nigdy tracić ufności, Bóg jest dobry, pamięta każdą boleść, każdą walkę, każdy zawód, jaki się przeszło na służbie Jego i pobłażliwie sądzi duszę, nie ustającą w Jego miłości i nieraz uzna bohaterstwo tam, gdzie dusza wyrzuca sobie brak wierności. Uważam jednak, że wielką szkodę sobie uczyniłaś, żeś zaniedbała zwierzenia się w tych trudnościach, w jakich zostawałaś, zwłaszcza że do takiego strasznego stopnia to dochodziło, iż Ci groziło melancholią. Kiedy znalazłaś kapłana, do którego miałaś zaufanie, to powinnaś pisywać do niego, gdy nie możesz się przed nim spowiadać. Co do niepokoju o spowiedź, domyślam się, że jest bezzasadny; ale czyż nie mogłaś znaleźć takiego kapłana, przed którym mogłabyś z taką prostotą opisać wszystko, żebyś mogła mieć gruntowne uspokojenie?
Bardzo wdzięczny jestem za to, coś mi opisała o Zgromadzeniu, obawiałem się gorszych rzeczy. Bardzo słuszną uwagę zwróciłaś na te dwie wielkie wady w przełożonych; ale wy nie macie rekolekcji wyłącznie dla nich przeznaczonych, czyż nie należy wtedy mocno pracować nad tym i przez konferencje, i przez czytanie odpowiednich książek, i prosząc kapłanów przewodniczących, aby wpłynęli na wykorzenienie tych wad, boć w tym musi być więcej nieświadomości, skoro nie miały odpowiednich przykładów do naśladowania. (-)
Niech Was Duch Św. oświeca w tych rzeczach i niech Was błogosławi we wszystkim, a Matka Boża w opiece swej zachowuje zawsze.

Do M. Józefy Sieradzkiej (5)

Zasada jest, aby naprzód poprawić się z tego, w czym dla drugich przykrymi jesteśmy; a tu głównie chodzi o usunięcie najważniejszego powodu, tj. tego smutku, który jest wielką wadą w zakonie, gdzie wszystkie powinny być zawsze rozweselone w duchu dla mnóstwa łask, jakie odbierają, i przez wdzięczność za łaskę powołania. Jak oblubieńcowi byłoby nieznośne, gdyby widział oblubienicę swoją po ślubie ciągle smutną, tak daleko bardziej niebieskiemu Oblubieńcowi jest to przykre, bo to jest dowodem wielkiej niewdzięczności za łaskę powołania. Tym bardziej u Was taka niewdzięczność jest naganna, bo wszyscy widzą, jak wielkie łaski od Boga odbieracie, jak nad inne zgromadzenia jesteście pod wielu względami wyniesione, a tymczasem upatrujecie same przykrości, które powinny za nic być miane w porównaniu z łaskami Bożymi. Musi to pochodzić z jakiegoś błędnego zapatrywania się na rzeczy, z jakiejś pokusy diabelskiej, która Ciebie z takiej prostej, wesolutkiej, prawdziwie Bożej duszy zrobiła hipochondryka i pesymistkę. Trzeba przeto w tym się obrachować i sięgnąć do źródła tego smutku, który z największą pewnością z diabła jest. Widać już nie kochasz tak swego powołania, bo ci zaciemniają jego wzniosłość jakieś fałszywe poglądy na rzeczy. Gdybyś te rany ukryte odkryła, może bym umiał dać na to jakie lekarstwo. Bo koniecznie potrzeba, abyś do dawnej swobody wróciła, przez co pierzchną wszystkie rzekome utrapienia. Niech Cię Duch Św. oświeca, Matka Boża w swej opiece duchowej zachowuje...
Boże błogosław.

[List] Do radnych, [początek 1904 roku], s. 233-240

„Cieszy nas to, że się wszędzie upowszechniły domy wspólnego życia, że się w nich praktykuje życie zakonne i że je ocenia­cie, ale rodzi się we mnie obawa, żebyście się zanadto w nich nie zasklepiły, zapominając o pierwotnym Waszym zadaniu.

Otóż przypominam Wam, że wszystkie zgromadzenia zakła­dane były głównie dla zjednoczonych, tj. dla osób, które by chciały dojść do doskonałości, nie opuszczając rodzin lub przyję­tych obowiązków, bo wtedy nie można było nawet marzyć o ży­ciu wspólnym. Dopiero wskutek rady otrzymanej z Rzymu za­prowadziły się powoli gdzieniegdzie domy wspólne, aby były ogniskiem i punktem zbiorowym dla zjednoczonych. Przypusz­czano nawet wtedy, że znajdzie się wiele dusz, które nie będą mogły zachować rad ewangelicznych, a jednak będą pragnęły dą­żyć do doskonałości i współpracować w zadaniu, jakie każde zgromadzenie sobie obrało, aby tym sposobem jak najbardziej upowszechnić wpływ zbawienny, utwierdzając w wierze i poboż­ności całe społeczeństwo. Tymczasem, w miarę mnożenia się domów wspólnych zauważyliśmy pomijanie zjednoczonych, a tym bardziej stowarzyszonych. Chcielibyśmy bardzo to ustalić i uwyraźnić i dlatego w ogólnej ustawie to dodajemy" (s. 235).

List [na Boże Narodzenie, grudzień 1903 roku], s. 227-233

Bł. Honorat Koźmiński, Pisma, 1.12,
Listy okólne do zgromadzeń ukrytych 1884-1914,
opr. H. I. Szumił, Warszawa 1998

List [na Boże Narodzenie, grudzień 1903 roku], s. 227-233


„Oto wzór dla nas, Siostry Najdroższe. Życie nasze naszego Boskiego Oblubieńca powinno być i ukryte, i jawne zarazem. Idąc za natchnieniem Bożym, naśladując naszego ukochanego Jezusa, opuściłyśmy wszystko dla Niego: ojca i matkę, i domy, i role, i ukryłyśmy się przed światem w domach klasztornych i zmieniłyśmy swoje imiona, nie chcąc być znane nikomu, ale być umarłymi dla świata. I w tym ukryciu stale utrzymywać się powinnyśmy. Tego wymaga i stan, któryśmy obrały i uświątobliwienie nasze i zadanie, jakie mamy przed sobą. Ukrywać prze­to powinnyśmy i dary duchowne, jeżeli jakie mamy od Boga, jak to czyniła Niepokalana Panna, i nasze modlitwy, bo mówi Zba­wiciel: gdy się modlisz, wejdź do komory i módl się w skrytości, a Ojciec Niebieski, który widzi w skrytości odda Tobie. Należy nam ukrywać nasze umartwienia i pokuty stosownie do tego, co mówi Chrystus: «Ty kiedy pościsz, namaż głowę twoją». Wypa­da nam ukryć dobrze nasze uczynki, abyśmy nie ściągali sławy ludzkiej za nie i nie odebrali nagrody za nie na ziemi. Trzeba nam ukrywać nasze zdolności i nasze pochodzenie i nie mówić nigdy o sobie, i o swoich krewnych i cobykolwiek mogło nas zalecić światu, abyśmy nie ściągali chwały jego na siebie. I trzeba nam walczyć ze wszystkimi pokusami, które nas odwodzą od tego ukrycia. Mówi bowiem Grzegorz święty, że złe duchy są jakby łotrzyki, rozstawieni na drodze życia naszego i czyhający na nas, aby nas mogli pozbawić skarbów zasług naszych przez ludzkie pochwały. Kto więc wyjawia te rzeczy, które ściągają na niego pochwały, ten naraża się na to, że mu one łotry wydzierają te skarby. Ile razy przeto nasuwa się wam myśl, aby się z czego po­chwalić, albo zwrócić uwagę czyją swoim nabożeństwem, poku­tą, pracą, zdolnościami i cierpieniami, to zamiast ulegać temu, mówcie zaraz: «Panie Jezu, przecież ja dla Ciebie świat opuści­łam, dla Ciebie tu przyszłam, dla Ciebie tę pracę podjęłam, wy­rzekłam się próżnej chwały i teraz się jej wyrzekam, bo Tobie jedynemu podobać się pragnę».


Lecz nie tylko w ukryciu, ale i w jawności naśladować Boskie Dzieciątko trzeba, bo ten sam Zbawiciel, który tak zaleca nam ukrycie, mówi na innym miejscu: «Tak niech świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze i chwalili Ojca waszego, który jest w niebiesiech». I w tym celu właśnie uczynił on mieszkania nasze tak jawnymi, jak swój żłóbek w jaskini, że stały się przystępnymi dla wszystkich. I posyła swoich aniołów, aby zbierali do naszych domów dusze, które by mogły korzystać z waszych nauk i z waszego dobrego przykładu. A przede wszystkim sprowadza do was maluczkich i prostaczków, podob­nych do tych co pierwsi uczcili żłóbek Pański. (...) Pracujmy więc z ochotą, Siostry Kochane, nad tymi maluczkimi, które nam są powierzone; nie zniechęcajmy się niedołęstwem lub tępością umysłu. (...) Bądźmy gotowe iść wszędzie, gdzie nas święte po­słuszeństwo pośle, do tej pracy, pamiętając, że wszędzie znaj­dziemy Boskie Dzieciątko i wszędzie spotkamy się z Matką Jego i z Jego świętym Opiekunem" (s. 229-231).

List do Arcybiskupa Wincentego Teofila Popielą i Biskupów Królestwa Polskiego, po 2 stycznia 1908 roku, s. 113-157

List do Arcybiskupa Wincentego Teofila Popielą i Biskupów Królestwa Polskiego, po 2 stycznia 1908 roku, s. 113-157


„Do tego, co pisałem o ukryciu i zarządzie, ośmielam się za­uważyć jeszcze, że najszkodliwszym dla zgromadzeń jest częste przestawanie z kapłanami: 1. bo to zdradza ukrycie, gdy tak o każdej porze do nich wchodzą; 2. bo naraża ich wierność powo­łaniu, od którego kapłani ciągle je odwodzą, czy to naśmiewa­niem się z ich przepisów, czy perswadowaniem, bo niemal każdy ma w sobie za tryumf, jak którą skłoni do wystąpienia i dotąd wszystkie prawie zachwiania i upadki na duchu z tego jedynegoźródła pochodziły; 3. bo zresztą jest to wielka przeszkoda do spełniania obowiązków. Kościół święty rządzony przez Ducha Świętego zakazał nawiedzania zakonnic klauzurowych bez po­zwolenia ordynariusza, a przecież tam jest zawsze socjuszka i krata. Daleko bardziej stosować by to należało do wizyt kapła­nów u sióstr, gdzie nieraz wypada przesiadywać z siostrą sam na sam, bo inne obowiązkami są zajęte. Bez stanowczego zakazu kapłanom bywania w domach sióstr nie zapobiegnie się wszyst­kiemu. Zdarzały się wypadki, że przełożone były zmuszone zwi­nąć dom i przenieść gdzie indziej, dlatego, że bardzo przychylni kapłani, tak proboszcz jak wikary, ciągle u nich przesiadywali. Można by dodać, że jeżeli gdzie to tu należałoby się obawiać mankietnictwa, które z przesiadywania kapłanów u pobożnych sióstr się wyrodziło" (s. 146-147).

List do Arcybiskupa Wincentego Teofila Popiela i biskupów Królestwa Polskiego, 15 sierpnia 1907 roku, s. 83-112

„Wracając do większych zgromadzeń, chciałbym zwrócić uwagę Najprzewielebniejszych Pasterzy na kwestię najważniej­szą, tj. na członków zjednoczonych, jest to bowiem rzecz specjal­na i wyłączna u nich odmienna od innych zgromadzeń. Niektórzy uważają zjednoczonych za rzecz dodatkową, jakby ich dla po­ciechy tylko do zgromadzenia przyłączono, tymczasem oni sta­nowią jego fundament. Raczą sobie przypomnieć Pasterze, że te zgromadzenia przez bardzo długie lata składały się wyłącznie ze zjednoczonych, bo nie można było wtedy pomyśleć o życiu wspólnym. Kościół zaś potwierdził ich, a nawet pozwolił im składać śluby wieczyste. Dopiero na skutek rady Św. Kongrega­cji, aby starać się o jeden lub parę domów wspólnych w każdym zgromadzeniu, robiło się to po trosze, o ile możność pozwalała. Okazało się to bardzo pożytecznym, bo w tych domach wspól­nych zjednoczeni odprawiają rekolekcje, tam bywają przyjmo­wani do wszystkich stopni w zgromadzeniu, stamtąd otrzymują pokierowanie, więc można powiedzieć, że te domy głównie dla ich usługi były założone. I przeważnie główny corpus congregationis stanowią zjednoczeni, więc nie wypada ich chyba jako do­datek tylko traktować.

Ci zjednoczeni od samego początku więcej nieraz dobrego ro­bią na zewnątrz niż wspólni, którzy oprócz zadania muszą i ćwi­czeń liczniejszych pilnować i zajmować się posługą zjednoczo­nym. Zresztą mają do tego obszerniejsze pole, bo w rodzinach i we wsiach i wszędzie jakby na misjach docierają tam nawet, gdzie noga kapłana nigdy nie postała i dziś nawet postać by nie mogła, gdzie pacierza ludzie nie umieją, tam zakładają szkółki, uczą katechizmu, zaprowadzają praktyki pobożne, chodzą wszę­dzie pod tytułem wędrownych rzemieślników, ochroniarek, dozorczyń chorych, itd. Ale to wszystko robią w przekonaniu, że służą Bogu, że są zakonnikami i z posłuszeństwa to czynią. A gdyby tego byli pozbawieni i traktowani jak świeccy tercjarze, to by ich nic nie łączyło ze wspólnymi i zaczęliby pracować na własną rękę, a potem zupełnie by ustali. A z ich ustaniem, ustali­by i wspólnie żyjący, bo bez zjednoczonych w niektórych zgro­madzeniach wspólni straciliby główną rację bytu. Służki wiejskie na przykład i bracia zakładają swoje domy tam, gdzie są zjedno­czeni, tj. dla wygody tych ostatnich, aby mogli mieć opiekę mo­ralną i podtrzymanie w duchu gorliwości i przez nich dopiero na całą wieś wpływają, nie zawsze mogąc osobiście się udzielać. Więc jeśliby nie było zjednoczonych, to ustałby główny powód założenia tam domu i możność wpływania na wieś całą. Podob­nież fabryczne zakładają domy tylko przy fabrykach, gdzie jest wiele zjednoczonych związanych ślubem posłuszeństwa i przez nie dopiero szerzy się wpływ na resztę pracownic fabrycznych, a jeśliby zjednoczone odsunąć od ślubów, to nie byłoby racji za­kładania tam domów, bo nikt by się do wspólnych nie odnosił. Sądzimy przeto, że taka organizacja koniecznie powinna się utrzymać, jeżeli te zgromadzenia mają spełniać swoje zadanie.

Wprawdzie nie wszystkie zgromadzenia w ten sposób są urzą­dzone, bo te które później powstały, od razu wspólnie się łączyły, ale najdawniejsze z nich i najliczniejsze, i już od początku tak zorganizowane, należałoby tak zostawić. Takich jest siedem: Bracia jedni i drudzy, służki wiejskie, niepokalanki miejskie, fa­bryczne, sługi i szwaczki. I te jeżeliby w ten sposób nie były prowadzone, z pewnością niedługo by ustały. Myślę przeto, że nie tylko wspólnymi, ale i zjednoczonymi wypadałoby się zaj­mować ordynariuszom i księżom komisarzom, i również je eg­zaminować, obłóczyć i profesję odbierać, tak jak od wspólnych, tym bardziej, że w niektórych zgromadzeniach okazała się zbyt wielka łatwość w ich przyjmowaniu. Co prawda w nowych usta­wach obostrzone zostały zarówno warunki przyjęcia, jak i skła­dania profesji, ale jednak należałoby je badać, czy można racho­wać na ich stałość, aby nie było później kłopotu dla Najprzewielebniejszych Ordynariuszów" (s. 95-97).

List do Kardynała Dominika Ferrata, 20 lutego 1907 roku, s. 42-51

„W roku 1864 Siostry św. Feliksa zostały wygnane z Króle­stwa [Polskiego] za to, że ich domy filialne, jak się okazało, naj­bardziej rozpowszechniły się wśród unitów, których rzeczywiście tak umocniły, że po 40 latach prześladowania obecnie mogą żyć swobodnie po katolicku, a ci którzy odpadli od wiary, powrócili do niej.

Gdy wygnane felicjanki zbierały się w Krakowie, wiele dusz pragnących do nich wstąpić, pozostało [w Królestwie Polskim] i przybiegały one do mnie, prosząc o radę czy mają opuścić Oj­czyznę i przyłączyć się do nich. Mnie się zdawało, że będzie bar­dzo szkodliwą dla naszego kraju w czasie najostrzejszego prze­śladowania ta strata osób, odznaczających się większą żarliwo­ścią duchową i mogących przykładem i słowem umacniać in­nych. Utwierdził mnie w tym przekonaniu śp. Najdostojniejszy Ksiądz Prałat Sotkiewicz, ówczesny administrator archidiecezji warszawskiej, późniejszy biskup sandomierski, który przez cały czas ożywiał i pouczał mnie swymi radami. Radziłem więc owym duszom, aby idąc za wzorem św. Katarzyny ze Sieny i św. Róży z Viterbo, uczyniły sobie jakby cele klasztorne w swoich domach i starały się służyć Panu na sposób zakonny. Wówczas nie mogły one mieszkać ze sobą razem, bo tak prześladowano życie zakon­ne, że jeśli trzy dziewczyny wiejskie mieszkały razem, przycho­dziła policja i rozpędzała je. Zbierały się zatem tylko dla odbycia ćwiczeń. Ale gdy zebranie osób różnego stanu także budziło po­dejrzenie, radziłem im, aby mogły się zbierać tylko osoby jedna­kowego stanu. Tak powstały różne zespoły męskie lub żeńskie. Osobno te, które uczyły w szkołach lub uczyły się; osobno te, które były zatrudnione w różnych pracowniach, magazynach lub fabrykach; osobno dziewczęta wiejskie a osobno te, które miesz­kały w miastach; osobno panie, a osobno służące domowe. Do osób niewykształconych dołączałem jakąś osobę z inteligencji, aby nimi kierowała. Inne natomiast same wybierały sobie przeło­żoną. Lecz ja nie myślałem o zgromadzeniach, lecz widziałem w tym jedno dzieło, mianowicie osoby Trzeciego Zakonu, które chcą dąży ć do doskonałości, i dawałem im rady stosowne do tego czasu" (s. 43-44).

„Wymienione zgromadzenia [Służki NMPN, Małe Siostry Niepokalanego Serca Maryi, Słudzy Maryi Niepokalanej] naj­pierw składały się z osób żyjących oddzielnie i teraz większość ich żyje w ten właśnie sposób. Mieszkające razem i prowadzące życie wspólne, są jakby ogniskiem, przy którym tamte się zbiera­ją, aby się ogrzać i otrzymać pouczenia zarówno w zakresie życia zakonnego, jak i co do sposobów oddziaływania na innych. Tam­te więc stanowią przeważającą większość zgromadzenia. Gdyby więc tamte jako trzecia część (bo te, które prowadzą życie wspól­ne mają już dwa chóry) zostały usunięte, to by się zatracił cel zgromadzenia. Tamte o wiele więcej dobrego czynią, niż miesz­kające razem, które raczej zajmują się dochodzącymi z zewnątrz. I dekret z 1889 r. potwierdził ich śluby. W takim życiu wśród świata więcej czasu potrzeba na wypróbowanie [kandydatów]. Wprowadziliśmy po nowicjacie przyrzeczenie wierności, aby rzadsze były prośby o dyspensę od ślubów. Podobnie, skoro przez kilka lat mają zajęcia w szkołach i innych zakładach, oka­zała się wielka użyteczność drugiego nowicjatu przed profesją wieczystą.

Według Norm nie można zatwierdzić sióstr pełniących służbę w szpitalach dla osób obojga płci, czy też zatrudnionych w semi­nariach duchownych, a także tych, które nauczają chłopców w szkołach i sierocińcach oraz tych, które usługują w izbach po­rodowych (maternitas) - lecz to wszystko dlatego, że takie zaję­cia nie przystoją zakonnicom habitowym; ponieważ zaś nasze zgromadzenia nie noszą habitu i prawie to wszystko niektóre sto­sują w praktyce, zdaje się, że mogą w tych zakładach pozostać, ponieważ także sami biskupi ogromnie tego pragną, aby one usługiwały chorym w domach i seminariach" (s. 47-48).

List do Ojca Świętego Leona XIII, ok. 1901 roku

Bł. Honorat Koźmiński, Pisma, 1.1,
Listy do hierarchii kościelnej 1885-1916,
opr. H. I, Szumił, Warszawa 1997

List do Ojca Świętego Leona XIII, ok. 1901 roku, s. 29-37
„Członkowie tych zgromadzeń żyją obecnie przeważnie we wspólnotach. Jest jednak wiele osób z nimi zjednoczonych, które z powodu różnych obowiązków lub przeszkód muszą mieszkać z krewnymi lub na różnych służbach, lecz przestrzegają, wedle możliwości, wszystkich przepisów. Niektóre zgromadzenia mają jeszcze stowarzyszone, które żyją pod tą samą Regułą i z tym samym celem - choć nie mogą zachowywać rad ewangelicznych. Wszyscy, jak powiedziano, trzymają się Trzeciej Reguły, po­twierdzonej przez Waszą Świątobliwość, z wyjątkiem pew­nych osób, które przyjęły tę samą Regułę zreformowaną przez Leona X dla sióstr prowadzących życie wspólne. Oprócz tej Re­guły każde z osobna zgromadzenie ma konstytucje odpowiadają­ce jego celowi.
Wszyscy po nowicjacie składają najpierw przyrzeczenie wier­ności, a po dwóch lalach profesję z zakonnymi ślubami prostymi (z wyjątkiem małżonków). Po siedmiu zaś latach lub po dłuż­szym okresie czasu i po nowym nowicjacie składają śluby wie­czyste. Wszyscy odbywają wszystkie ćwiczenia duchowne właściwe osobom zakonnym, mianowicie Oficjum o Najświętszej Maryi Pannie lub przepisane według Reguły, rozmyślania, rachunki sumienia; odmawiają różaniec, praktykują czytania duchowne i mają konferencje zakonne; a te osoby, które żyją poza wspólno­tą, przedstawiają sprawozdanie ze swego zewnętrznego postępo­wania.
Główna, owszem jedyna różnica między tymi zgromadzeniami a dawnymi zakonami polega na tym, że nie okazują żadnej ze­wnętrznej oznaki swego powołania. Poprzestają na większym szkaplerzu, który noszą pod ubiorem świeckim i przepasują się paskiem św. Franciszka. Resztę ubioru maj ą jak osoby świeckie, różnią się tylko większą jego skromnością. Jego kolor, krój i ro­dzaj są rozmaite; zatem nie ma pod tym względem jednolitości ubioru" (s. 31-32).

Do M. Józefy Sieradzkiej (4)

Chociaż macie wiele świętych między sobą, a nawet takie, o których piszesz, tj, ciche i ukryte, ale możecie prosić P. Boga, aby dał Wam więcej takich, bo to bardzo miła taka modlitwa Bogu i P. Bóg ją zawsze wysłucha. Ale co do cudownych, to chyba niekoniecznie; i ciche mogą wielkie rzeczy robić dla Boga. Niech Cię Bóg napełnia pokojem i błogosławieństwem i tymi wszystkimi cnotami, których tak pragniesz. (-).

Do M. Józefy Sieradzkiej (3)

Zakonnice zawsze powinny tak postępować, żeby się ludziom podobać, a raczej, aby P. Jezus w nich się podobał, aby ich pobożność się podobała. Więc nic nie szkodzi, że masz takie chęci i nie ma w tym nic złego, jak się dowiadujesz, żeś się podobała, i nie ma się czego obawiać ani się z tego spowiadać, bo oskarżając się, że chciałaś się podobać, wprowadzasz w błąd spowiednika, skoro rozmyślnej woli, aby twoja osoba i powierzchowność się podobała, nie było.
W tym nie ma nic nieczystego i możesz być zupełnie o to spokojna.
Z takich czytań jak i postępowania z Feliksą nie ma potrzeby skrupułów sobie robić.

Boże, błogosław.

Do M. Józefy Sieradzkiej (2)

(Nowe Miasto, 20.04.1916)

Nowicjat czy pierwszy, czy drugi jest czasem próby. Gdy z jednej strony daje Ci P. Bóg pociechy, z drugiej dopuszcza, aby Cię szatan kusił i przedstawiał trudności. Więc słusznie czynisz, że się tym pokusom nie poddajesz. Ile razy odrzucisz podszepty, masz może większą zasługę, niż miałaś wstępując do zakonu. Odpowiedź na te wszystkie trudności jest: że do zakonu nie wstępuje się na to, aby kochali, aby się sprawiedliwie obchodzili, aby mieć zapewnione utrzymanie, ale po to, aby Bogu poświęcić się na wszystko, co Mu się podoba. I prześladowanie uważać na łaskę i chętniej przyjmować to, gdy nami gardzą, a słabszych na duchu podnoszą, niż gdyby nas wynoszono nad wszystkich. Wszystkie te bałamuctwa są szatańskimi wymysłami, trzeba mu odpowiedzieć: idź precz, szatanie, wolę na służbie Bożej być ostatnią, wzgardzoną i opuszczoną, aniżeli na świecie być uwielbianą, kochaną i być wierną do końca, choćby pokusy miały trwać przez całe lata.
Niech Cię Bóg błogosławi i utwierdza.

Sługa w Chrystusie
fr. Honorat kap.

Do M. Józefy Sieradzkiej, służki Maryi

(Nowe Miasto, 17.04.1913)

Nie sztuka służyć P. Bogu w pociechach, ale gdy Bóg ześle oschłości i pokusy; kto wtedy z równą ochotą je znosi, ten pokazuje, że tylko Bogu podobać się pragnie. Najwięksi święci nie byli wolni od tego. Sam Paweł św. ich doznawał, a gdy prosił o uwolnienie, powiedział mu P. Bóg: dosyć nasz na łasce mojej do walczenia z nimi. Bo cnoty w takich walkach doskonalą się.
Niech Cię Bóg utwierdza i błogosławi.

Adresatka nieznana 3

Póki byłaś dobrze na duchu, to nie potrzebowałaś lekarza, a teraz dopiero pospieszam Ci na ratunek. Ale czy nie widzisz w tym dobroci Bożej, że gdy były prawdziwe trudności u Was, Bóg Cię tak od nich chronił, a dziś gdy wszystko minęło, chce Ci dać poznać, jak jesteś słabą, abyś się nie wynosiła z tego, żeś była spokojna?
Czy nie wiesz, że zakonnica dopiero wtedy zaczyna prawdziwą służbę Bożą, gdy ją ominą pociechy i pierwsze zapały, gdy napadną oschłości, a zniechęcenie ogarnie? Wtedy dopiero pokazuje się, czym ona jest, ile potrafi dla miłości Bożej pracować i znosić. To jest stan Bogu najmilszy. Całe niebo teraz patrzy na Ciebie, czy się wierną pokażesz, gdy jesteś wewnątrz doświadczoną. Św. Teresa 18 lat była w takim stanie, wszystko tylko przez rozum robiła i dlatego taką seraficzną miłośnicą została.
Bądź więc spokojną, nic nie straciłaś, tylko w duchu postąpiłaś, przestałaś być dzieckiem pieszczonym, a zaczęłaś być pracowitą sługą.
Za brata się módl, jesteś oblubienicą Pańską, to możesz wszystko uprosić.
Bardzo dobrze, że nie okazujesz na zewnątrz swego usposobienia i że trwasz w posłuszeństwie świętym. Ufaj Bogu, który nie da Ci nad siły cierpieć, ale wkrótce Cię pocieszy i powróci wszystko z dodatkiem.
Niech Cię Bóg błogosławi.

Adresatka nieznana 2

Czy Tobie nie wstyd, że Ty, oblubienica Pańska, żałujesz życia, któreś na służbie Jego straciła i że nie wyczekujesz z radością tej godziny, w której masz się z Nim spotkać i połączyć na wieki? Powinnaś się uważać jako ofiara dogorywająca na stosie miłości, na który sama wstąpiłaś i jako oblubienica czekająca na przyjście Oblubieńca, o to tylko starając się, aby lampa serca twego nie gasła, ale coraz mocniejszym ogniem miłości płonęła.
Niech Cię Bóg pocieszy i błogosławi

Adresatka nieznana

Boję się, moje dziecko, czy Cię szatan nie oszukuje, aby Cię pozbawił przygotowanej nagrody. Czy może być co bardziej pocieszającego dla zakonnicy, jak stracić zdrowie na służbie Bożej i na usłudze bliźnich. Przecież to jest rodzaj męczeństwa. Ileż ludzi traci je na zabawach lub w doczesnych trudach, a nie żałują, a Ty miałabyś żałować tego, coś dla Pana Jezusa poświęciła?
Druga rzecz, czy może być coś bardziej pocieszającego dla zakonnicy, jak ona straciwszy zdrowie na wzór P. Jezusa, nie ma kogo, co by ją ratował, pocieszył lub chciał leczyć, lub wspierać w chorobie. Czyż nie powinna wtedy wołać z radością: za co mnie taka łaska spotyka, że jak Ty, mój Panie, szukałeś, a nie miałeś, kto by Cię pocieszył albo ulżył w twoich boleściach, że i ja także tak jestem? Strzeż się, moje dziecko, abyś nie straciła okazji do zasługi większej, jak kiedykolwiek miałaś. Teraz całe niebo spogląda na Ciebie. Jeżeli będziesz znosić twój krzyż z cichością i poddaniem, otrzymasz przygotowaną Ci koronę i sprowadzisz na całe Zgromadzenie błogosławieństwo Boże. Nie smuć się, że pracować nie możesz, bo ta, która cierpi z ochotą, więcej daje Zgromadzeniu niż ta, która pracuje. Nie smuć się, że Ci wymawiają, że wiele kosztujesz, bo to także do korony się twojej większej przyczyni, to także od Boga pochodzi. O ile można, nie wymagaj zbytniej troskliwości i nakładów o zdrowie, ale poleć się Bogu. On Cię prędzej uzdrowi niźli kosztowne kuracje, które Siostrzyczkom Ubogich[1] nie przystoją.
Niech Cię Bóg błogosławi
[1] Siostrzyczki Ubogich, pierwotna nazwa sióstr serafitek.

Do S. Feliksy Kołakowskiej

Ja tylko jedno Wam zawsze powtarzam, że dla dobrej zakonnicy wszystko na dobre się obraca, byle zawsze trwała mocno w tej wierze, że każda przełożona, jakakolwiek jest, zastępuje Boga i wszystko, co od niej pochodzi, od Boga pochodzi, nawet wtedy, gdy jest przez kogo źle uprzedzona i niesprawiedliwie postępuje. Zawsze Bóg tak chce, aby zakonnica znosiła to z wiarą i z weselem, że może dla miłości Bożej krzywdę znosić. Tego się tylko trzymaj, a będziesz zawsze miała pokój. Zły przykład dajesz, że tak się upierasz w chęci widzenia mnie, jakbym ja był aktorem, którego na scenę wywołują, aby mu dać oklaski. Jak tylko wstąpiliśmy do zakonu, tośmy umarli światu i w duchu tylko znosić się z sobą powinniśmy. Staraj się koniecznie wejść w serdeczne stosunki z matką generalną, nie osądzać jej, ale zawsze widzieć w niej Boga, jak wyżej mówiłem.
Niech Cię Bóg błogosławi, utwierdza i uświęca.

Do M. Hieronimy Węgrzyk, serafitki

Nie chodzi, moja Matko, o zarzuty przeciwko Matce czynione, ale o usunięcie tych rzeczy, które z karnością zakonną pogodzić się nie dadzą, przy których Zgromadzenie utrzymać się nie może, bo jak sama Matka pisze, życie w takim zgromadzeniu byłoby trudne do zniesienia i osoby wstępujące nie postępowałyby w duchu, ale raczej psułyby się, jak o Hiacyncie Matka pisze. Bywało tak w zakonach upadłych, a które też P. Bóg znosił, dopuszczając na nich kasatę. To, że Matka mogłaby temu wszystkiemu zapobiec, było moje zdanie, na co i słusznie mi Matka się tłumaczy, że mając takie niesforne siostry, trudno jej rządzić.

1. A więc najpierwszą rzeczą jest zaprowadzenie karności. Nie jest to tak trudną rzeczą, byle się wziąć należycie energicznie i wytrwale do tego. Ale energia nie na tym ma zależeć, aby się kłócić z siostrami albo krzyczeć na nie, aby ich harde odpowiedzi zagłuszyć, ale na cierpliwości i zaparciu naprzód samych przełożonych. Ani matka generalna, ani matka domu nigdy nie powinna głosu podnosić, tylko napominać i karać po zakonnemu, a nie wtedy, gdy siostra nieposłuszna jest rozkapryszona i wzburzona, ale w swojej porze i miejscu. Miejscem zaś do tego przeznaczonym jest refektarz i kapitularz, a czasem obiad i kapituła. Ale przedtem jeszcze cela matki generalnej lub matki domu. (-).

2. Matka generalna powinna być taka w domu macierzystym, jakby jej nie było, żeby zjawienie się jej było osobliwością. (-).
Niech Matka spróbuje tylko przez kwartał tak się zachować, żeby nic a nic się nie zwracać do rzeczy domowych i nie pokazywać się wcale prócz chóru i refektarza, a zobaczy Matka, że wszystko zniknie i poprawi się w domu. (-)

3. Przez to cała kwestia karności opierać się będzie o matkę domu i to, co pisać będę teraz, więcej się do niej odnosić będzie, niż do Matki, chociaż w niektórych razach i Matka pilnować się tego powinna. Otóż gdy która siostra przestąpi w czym w słowach lub czynie, nigdy matka domu nie powinna strofować ją z gniewem, co najwięcej, może powiedzieć z cicha: „Czy to tak zakonnica postępować lub odpowiadać powinna?”. Jeżeli nie upokorzy się, już więcej nie napominać, tylko w innej stosownej porze zawołać ją do celi i łagodnie z wielką miłością przedstawić, że nie może dłużej takiej bezkarności znosić, bo się boi gniewu Bożego na całe Zgromadzenie, więc upominam i proszę, aby tego więcej nie było, bo inaczej będę publicznie napominać i karać. Za drugim razem już nic nie mówić, tylko jeżeli sama się nie opamięta, w refektarzu przed podaniem potraw (lub jak zwyczaj jest przyjęty) powiedzieć łagodnie: Siostra N. za swoją hardość nie będzie jadła jednej porcji. Jeżeliby i wtedy hardość okazała, nic nie mówić, tylko na drugi dzień znów powiedzieć spokojnie: „Za wczorajsze nieposłuszeństwo Siostra N. będzie dziś jadła obiad na ziemi, a potem przy drzwiach lub w kuchni. I choćby 10 razy powtórzyła się taka hardość, to samo zrobić, nigdy się nie gniewając. Macie pokuty zakonne, to należy sobie wybrać z nich, co uważacie za stosowne i wypisać sobie kolej coraz cięższych i zadawać, choćby żadnej nie dopełniła. Potem na kapitule dać napomnienie spokojnie i znów naznaczyć większą pokutę. Następnie matka domu przedstawić to powinna swojej radzie, a gdy i ten środek nie będzie skuteczny, dopiero może się udać do matki generalnej, przedstawić tę sprawę i wtedy dopiero matka generalna powinna przywołać ją do celi i napomnieć, a jak i to nie pomoże, to ma na radzie generalnej przedłożyć, która obmyśli środki ważniejsze – czy rekolekcje, czy przeniesienie, czy zapowiedzieć wydalenie. To zapowiadanie wydalenia nie powinno od razu być użyte, chyba po kwartale, a potem jeszcze drugie i trzecie, i tak żeby te wszystkie środki poprawy do pół roku się ciągnęły. Zaręczam, że gdyby się matka domu tego sposobu stale trzymała, a nie naśladowała oberżystek kłótliwych albo dozorczyń więźniów, to by wszystkie siostry się poprawiły.

4. Trzeba się wystrzegać, żeby nigdy na próżno nie grozić wydaleniem, bo przez to właśnie ten środek bezskutecznym się staje, więc tylko wtedy, gdy naprawdę jest zamiar wydalenia przez radę generalną zdecydowany i trzy razy tylko powtórzyć to można, a potem koniecznie wydalić, choćby miała skądinąd najlepsze przymioty, a była pożyteczną dla zgromadzenia, nie należy na to zważać. Dopóki będą w habicie tolerowane takie niepoprawne, póty nigdy nie będzie obserwancji. Te wszystkie, które wymieniłaś, przewiduję, że trzeba koniecznie wydalić. Przekonacie się, że jak trzy dawne wydalicie, wszystkie się poprawią. Trzeba przy wydaleniu nie tylko oddać, co wniosły, ale i zaopatrzyć tak, żeby nie miały powodu szemrania, ale nie trzeba okazywać litości, bo to na zgubę Zgromadzenia.

5. Teraz, gdy nowa ustawa będzie zapowiadana, będzie stosowna pora do wykonania tego, że dotąd Zgromadzenie nie było ustalone, dlatego tolerowało się błądzące, z miłością czekając na poprawę, ale odtąd będzie wszystko ściśle brane i niech się przygotują na to niepoprawne, że będą wydalone. Trzeba nawet umieścić w ustawie powody wydalenia dla wieczystych profesek. Wylicz mi te główne wady niepoprawnych, które są powodem zgorszenia dla wszystkich, a ja dodam to w ustawie, aby nie miały wymówki, bo teraz myślą, że po ślubach wieczystych mogą bezpiecznie broić.

6. Proszę Cię, abyś to pilnie przeczytała i rozważyła głęboko, nie tak jak się powieść czyta, i nie z taką myślą, aby się z tego wszystkiego tłumaczyć i pozostać przy dawnym systemie wtrącania się i kłócenia z siostrami, ale z myślą, jakby to można literalnie wypełnić; ale gdyby się coś takiego znalazło, co by nie mogło być spełnione, to proszę Cię, abyś mi teraz napisała. Jeśli zauważycie słuszność, to zmienimy to. A gdy nie zmienicie, to staraj się koniecznie dokładnie spełnić, a wtedy staniesz się prawdziwą reformatorką Zgromadzenia.
Inne rzeczy, których mam jeszcze bardzo wiele, potem przyślę, jak zobaczę, w jaki sposób to przyjęłaś.
Ja wiem, że nie mam władzy nad Wami, ale Was bardzo cenię i wyrzucam sobie, że tolerowałem wiele rzeczy za czasów nieboszczki[1], a widząc dziś smutne następstwa, chciałbym Was ratować, a widząc w Tobie gotowość i pokorę, pisze, co mi Bóg radzi, a mam nadzieję, że to nie będzie na próżno.
Niech Was Duch Św. oświeca i wspiera.

[1] M. Małgorzata Łucja Szewczyk, serafitka (1834-1905). Współzałożycielka Zgromadzenia Sióstr Serafitek.

Adresatka nieznana 3

Nie spodziewałem się, żebyś była tak słabego ducha i pełna miłości własnej, żebyś nie umiała znieść upokorzeń i żebyś chorowała z tego. Kto ma być przełożoną, to powinien być przygotowanym na takie rzeczy, a nie oczekiwać honorów.
Trzeba, żebyś ofiarowała się P. Bogu na takie rzeczy dla pozyskania sobie błogosławieństwa Bożego do rządzenia.
Niech Cię Bóg napełni męstwem potrzebnym do tego urzędu i niech Cię pociesza w troskach do niego przywiązanych.

Boże, błogosław

Adresatka nieznana 2

Co to Cię napada, moje dziecko. Do tego czasu trzymałaś się tak dobrze, nie szukając niczego innego, tylko postępu duchowego i służenia Bogu coraz wierniej, a teraz ten habit wlazł Ci w głowę. Matka Boża nie nosiła habitu, a przechodziła wszystkie zakonnice doskonałością. Dobra służebnica Boska nigdy o tym nie myśli, kiedy habit dostanie lub do ślubów będzie przypuszczona, bo ona od pierwszej chwili wstąpienia uważa się, tak jakby już była po ślubach wieczystych. Proszę Cię bardzo, abyś trwała statecznie w wierności swej do końca, choćby wszystkie wyjść miały. Może Bóg dlatego Cię osierocił, abyś już nie miała za czym tęsknić ani trapiła się losem twych bliskich, ale swobodnie Bogu służyła.
Mszę św. za twych rodziców odprawię.

Niech Cię Bóg błogosławi

Adresatka nieznana

Cieszę się z twego przyjęcia do próby i błogosławię. Trwaj zawsze w tej skrusze serca, w pokorze i ufności, w dobroci Bożej, a ona Cię utrzyma i przez wszystkie trudności przeprowadzi. Za cóż miałbym się gniewać na Ciebie, kiedy mam tylko pociechę z tego, co słyszę o Tobie. Pragnąłbym tylko, abyś miała wielką szczerość i zaufanie do mistrzyni, bo to droga najbezpieczniejsza do Boga.

Boże, błogosław

Do adresatki niezidentyfikowanej

Prawda, moje dziecko, że po przetrwaniu tylu pokus usłyszeć takie słowa, może być bardzo przykro, ależ ani takie słowa, ani takie trudności, jakie wprzódy przechodziłaś, nie powinny zachwiać duszy prawdziwie powołanej. Do takiego życia potrzeba koniecznie, aby być we wszystkim doświadczoną i zaprzeć się siebie i wszelkiej pociechy, i być gotową do służenia Bogu w ogołoceniu od wszystkiego, znosząc opuszczenie od Boga i ludzi, a nadto cierpiąc upokorzenia i prześladowanie, podobnie jak niebieski Oblubieniec dla Was ponosił.

Dlatego przykro mi, że jeszcze i teraz zapowiadasz, że gdyby przyszły takie pokusy, nie wytrwałabyś. Rozumiem, gdybyś napisała, że nie czujesz się na siłach do ich przeniesienia, ale że ufasz P. Bogu, żeby Ci dodał siły do tego, ale nie odgrażać się Bogu, że uciekniesz od Niego. Źle, że powiedziałaś taką rzecz księdzu, bo z tego wyszła taka opinia, że żadna z Was nie ma nawet zdrowia do takiego życia.

Załączony obrazek nauczy Cię, że trzeba nie tylko poddawać się woli Bożej w znoszeniu krzyżów, ale radośnie je dźwigać.

Uciski i oschłości w waszym życiu są nieuniknione, ależ w nich daleko większy postęp się czyni i więcej się Bogu podobają niż największe pociechy. Cieszę się, że tak oceniasz łaskę powołania i że tak mężnie znosisz tęsknoty, i że tak jesteś poddana woli Bożej. Mam nadzieję, że Ci Bóg użyczy wytrwania. Od początku więcej rachowałem na Ciebie niż na twoją siostrę.

Pokój Tobie, moje dziecko, jeżeli ze zdrowiem jest dobrze, bo co do duszy, to o nią spokojny jestem. Nie trwóż się błędami twymi. Spowiadaj się, a Bóg nie wzgardzi Tobą. On na tym zakłada swą wielkość, aby ułomnych używał do wielkich rzeczy.

Boże, błogosław

Do adresatki niezidentyfikowanej

Gdyby nie to, co na ostatniej stronie listu napisałaś, że stałaś się święcie obojętną i niczego nie pragniesz jak spełnienia woli Bożej, dostałabyś porządną reprymendę za tyle lamentacji nad rzekomymi trudnościami, w jakich zostajecie. A któż to Wam te niepokoje robi? Same je sobie tworzycie przez niepotrzebne troszczenie się o przyszłość. Gdybyście były dobrymi zakonnicami, to byście bezwiednie przeszły to wszystko i doczekały się w końcu tego, czego pragniecie. Ale ja wiem, że na to potrzeba idealnych zakonnic. Są jednakże takie między Wami. Mam jednak wyrozumienie i na te, które nie potrafią się w takim oderwaniu i zanurzeniu w Bogu utrzymać. Ależ nie mogę przyznać, że znów takie okropne przechodzicie próby, boć tego nie widzę, tylko je sobie same powiększacie. Przestańcie się litować nad sobą, a zacznijcie żyć ściśle, tak jakbyście były po uroczystych ślubach, a zobaczycie, że spokój w serca wasze wstąpi, a to poddanie wasze i niekłopotanie się najprędzej sprowadzi Wam to, czego Wam brakuje. Co do oschłości, to przecież jest zwykły stan duszy z Bogiem zjednoczonej. W tym stanie dusza zaczyna żyć swoim kosztem, bez przymieszki tych pociech i słodyczy, jakie Bóg początkującym udziela. W tym stanie jeden dzień wart więcej niż miesiące całe na pociechach i pozornej gorącości ducha przepędzone. W takim stanie seraficzne oblubienice Pańskie po 18 lat zostawały bez żadnej pociechy, a nie skarżyły się tak, jak dzisiejsze zakonnice czynią.

Niech Cię Bóg pociesza, utwierdza i błogosławi

Do adresatki niezidentyfikowanej

Wcale się nie dziwię temu, ze w końcu przyszła kolej i na tę pokusę, że i tam, skąd płynęła cała siła, pomoc i pociecha, znajdujesz dziś trudności. Tak P. Bóg chce oderwać duszę ukochaną od wszystkiego, nawet i od duchowych pomocy i pociech, i nauczyć ją, aby ufała w Nim samym. Ufam Bogu, że Ci pozwoli i tę próbę przejść zwycięsko. Słusznie jednakże upominasz się o to, aby Wam Matka więcej się udzielała pomimo swoich zajęć i słabego zdrowia i ja sam prosiłem o to Matki, bo przecież to jedyna wasza podpora.
Bardzo tego pragnę, aby i twoje siostry, i wszystkie, które uległy pokusie niestałości, powróciły i cierpliwie wyczekiwały zmiłowania Pańskiego, bo powołanie wasze jest bardzo wielkie i niebezpiecznie jest opuszczać je.

Niech Cię Bóg utwierdza i błogosławi.

Do mniszek kapucynek

Jeśli mnie nie oszukiwałaś pisząc, że jesteś szczęśliwą w tym życiu, to Ci się nie godzi dla takich małych trudności, które tylko diabeł przedstawia Ci za takie wielkie, to życie opuszczać. Wszystko to jest skutkiem twojej skrytości i nieufności, bo gdybyś wszystkie swoje pokusy zwierzała mi i wierzyła mi, to by nigdy do tego nie przyszło. Ale ty słuchałaś wszystkich, nawet tych, których diabeł Wam przysyłał, aby Was przesiali jako pszenicę i pod pozorem lepszego życia lub większej doskonałości wyciągnęli Was z tego raju, a nie słuchałaś mnie, który jeden mam prawo wymagać od Was zaufania i posłuszeństwa.

Widząc waszą słabość, iż nie umiecie znosić przykrości małych, jakie Was spotykały, starałem się teraz źródło tego usunąć i urządzić wszystko tak, abyście miały i dla duszy, i dla ciała potrzebną pomoc. Proszę Cię więc, abyś nie myślała nie tylko teraz, ale nigdy o zmianie tego życia, choćby wszystkie inne wyjść miały, a zaręczam Cię, że się doczekasz wielkiej pociechy i w miarę trudności, jakieście przechodziły, obdarzy Was P. Bóg tym większymi pociechami duchownymi. Pamiętaj o tym, że ten tylko, kto dotrwa do końca, kto wytrwa do końca, ten zbawion bywa. Nie słuchaj tego, co Ci mówią, że gdzie indziej będziesz miała lepiej, bo się zawiedziesz na tych obietnicach, słuchaj mnie, który lepiej od Was znam wszystko, i na tym wyjdziesz najlepiej. Jeślibyś nie słuchała mojej rady, obawiam się bardzo, że źle by się z Tobą skończyło. Diabłu chodzi, aby raz z drogi Bożej sprowadzić, a potem rzuca duszę jak piłką to tu, to ówdzie, aż zmarnuje ją zupełnie. (-)
Niech Cię Bóg błogosławi

List do S. Felicjanki

(Zakroczym, 25.11.1879) Zdaje mi się, że dobrze skorzystałaś z choroby, jaką Cię Bóg nawiedził, przynajmniej w pierwszej chwili zaofiarowania się. Jakkolwiek niecierpliwości twoje mogą mieć jakąś wymówkę, nie chciałbym, abyś je sobie tak łatwo tłumaczyła, chociaż z drugiej strony nie chciałbym, abyś z tego powodu dręczyła się, ale trzeba, abyś pokornie starała się o poprawę. Zdaje mi się, że P. Bóg głównie chce tego od Ciebie, abyś się w pokorze ćwiczyła, w niej znalazłabyś i pokój duszy, i rychłą pomoc Boską z nieba, bo P. Bóg pysznym się sprzeciwia i ich przedsięwzięciom nie błogosławi, ale raczej przeszkody stawia, póki się nie upokorzą. Trzeba znać nędzę swoją, gardzić nią zawsze, nie dziwić się upadkom, cieszyć się ze wzgardy, jaka z nich spada na Ciebie i spokojnie starać się o poprawę, choćby kilka razy na dzień zdarzało się upadać na nowo. To przerażenie, jakiego doznajesz na widok tego, do czego przyszłać po 11 latach, niechaj Ci okaże przepaść twej nędzy i staraj się z nią pogodzić, i nic w sobie nie ufać...(-) Sługa wasz ks. Honorat Św. Katarzyny, 1879

List do S. Pocieszycielki S. Jezusowego

Bardzo jestem za tym , abyście się kształciły, bo to potrzebne dla Was, ale razem trzeba ufać Bogu, że gdy jest do tego przeszkoda, P. Bóg nie dozwoli, abyście na tym traciły i da potrzebną umiejętność w razie potrzeby, jak w naszym zakonie codziennie się to spełnia (-). Tylko muszę Cię napomnieć, że tak często upadasz na duchu, że przeciwności za niebłogosławieństwo Boże uważasz, chociaż Ewangelia św. za błogosławienstwo je mieni. I wszystkie dzieła Boże muszą przechodzić trudnosci, a im większe przetrzymują, tym fundament ich jest pewniejszy. Niech Was Bóg błogosławi, utwierdza i uświęca! Wybór Pism, Warszawa 1983, s. 270.

Nowenna do bł. Honorata Koźmińskiego


Dzień 1
Panie, wyznaję, że od Ciebie pochodzi wszelkie dobro i Ty wszystkim kierujesz. Spraw, bym ubogacony łaską Ducha Świętego, za wstawiennictwem bł. Honorata, poznawał to, co słuszne i sprawiedliwe oraz zawsze czynił to, co jest zgodne z Twoją wolą, a zwłaszcza w sprawie, którą Ci polecam ...

3 Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo
Błogosławiony Honoracie - módl się za nami.
(Te modlitwy odmawia się każdego dnia nowenny)

Dzień 2
Kieruj, Panie, moim życiem, broń w przeciwnościach i zachowaj od złego, abym wsparty przykładem i wstawiennictwem bł. Honorata zawsze pełnił Twoją wolę i znajdował w niej upodobanie przed Tobą. Z ufnością proszę o wsparcie w rozwiązaniu trudnej sprawy, którą Ci przedkładam ...

Dzień 3
Panie, Ty nagrodziłeś wiarę i czyny miłości bł. Honorata, gorliwego kapłana i zakonnika, który został nam dany za przykład do naśladowania. Udziel mi łaski i siły do wytrwania w wierze, nadziei i miłości, sprawiedliwości i prawdzie, a zwłaszcza w tej trudnej sprawie, którą Ci przedkładam ...

Dzień 4
Panie Jezu Chryste, Ty powiedziałeś: Zaprawdę mówię wam, proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, pukajcie a będzie wam otworzone. Z ufnością uciekam się do Ciebie za wstawiennictwem bł. Honorata w moich potrzebach i proszę o łaskę ...

Dzień 5
Zbawicielu mój, Tyś powiedział: Zaprawdę mówi wam, o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam. Zachęcony tymi słowami, proszę Ojca w imię Twoje, przez pośrednictwo bł. Honorata o łaskę ...

Dzień 6
Panie, niech Twój sługa Honorat, zaszczycony tytułem Błogosławionego w Kościele katolickim, oręduje nieustannie za nami, wyjednuje udręczonej Ojczyźnie, którą tak umiłował, pokój i błogosławieństwo, a mnie uprosi potrzebną łaskę ...

Dzień 7
Boskie Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia oraz dobroci i miłości pełne, miej litość nade mną, biednym grzesznikiem i udziel mi łaski ..., o którą Cię proszę przez Bolesne i Niepokalane Serce Maryi oraz bł. Honorata.

Dzień 8
Wraz z Maryją Dziewicą, którą tak po synowsku czcił i miłował bł. Honorat, składam Ci, Panie, hołd, cześć i uwielbienie, dziękując za wszystkie łaski i polecam się Twojej opiece, szczególnie w sprawie ...

Dzień 9
O błogosławiony Honoracie, który w trudnych czasach dla Kościoła i Ojczyzny trafnie odczytywałeś znaki czasu i z głęboką wiarą i ufnością pracowałeś z myślą o lepszej przyszłości, wstawiaj się za Ojcem św., Biskupami, wszystkimi Polakami, a mnie wyjednaj łaskę, o którą z ufnością i pokorą proszę ...

Życiorys


Bł. Honorat Koźmiński urodził się 16 października 1829 r. w Białej Podlaskiej. Był synem Stefana Koźmińskiego, budowniczego powiatowego i Aleksandry z Kahlów. Miał czworo rodzeństwa. Na chrzcie otrzymał imiona Florentyn, Wacław i Jan. W 1840 r. rodzina Koźmińskich przeniosła się do Włocławka, gdzie Stefan Koźmiński objął stanowisko budowniczego obwodu kujawskiego. Jedenastoletni Wacław zaś zaczął uczyć się w gimnazjum w Płocku. Podczas pobytu w tej szkole, mimo głębokiej pobożności wyniesionej z domu, stracił wiarę i zaparł się Boga. Po jej ukończeniu rozpoczął studia w Szkole Sztuk Pięknych na Wydziale Budowniczym w Warszawie. Wkrótce został osierocony przez ojca.
W kwietniu 1846 r. Wacław został niespodziewanie oskarżony o udział w spisku przeciwko carowi i osadzony w Cytadeli Warszawskiej. Tam poważnie zachorował na tyfus i był bliski śmierci. Na skutek modlitw swojej matki, 15 sierpnia tego samego roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przeżył nawrócenie i zaczął wracać do zdrowia. Już wtedy zdecydował się na poświęcenie swojego życia Bogu. Podczas jedenastomiesięcznego pobytu w więzieniu dokonał się proces jego duchowego przeobrażenia. Na skutek nadzwyczajnej interwencji Bożej zrodziła się na nowo wiara Wacława. Odtąd wierzył już niezachwianie, bo spotkał się osobiście z Chrystusem, przeżywszy przedtem gorycz niewiary. Po uwolnieniu z Cytadeli, w marcu 1847 r., odbył spowiedź generalną i zaczął prowadzić surowe ascetyczne życie.
Jako młodzieniec dwudziestoletni, przerywając w połowie ostatni rok studiów, wstąpił Wacław do Zakonu Kapucynów 8 grudnia 1848 r. w Warszawie . Nowicjat w Lubartowie rozpoczął 21 grudnia tego samego roku, wtedy też otrzymał habit zakonny i nowe imię Honorat. Po złożeniu pierwszych ślubów, 21 grudnia 1849 r., został wysłany na studia filozoficzno-teologiczne do Lublinia. W 1852 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Od tej pory, "z wielkim namaszczeniem, pobożnością i serdecznym wzruszeniem" , codziennie odprawiał Mszę św., do której przygotowywał się również niezwykle starannie. Miał wielką cześć dla Najświętszego Sakramentu, który adorował wiele razy w ciągu dnia.
Będąc kapłanem udzielał się jako lektor teologii oraz kaznodzieja i spowiednik. Gorliwie działał w wielu świątyniach Warszawy, przede wszystkich głosząc kazania, które przyciągały wielu słuchaczy. Katechizował także na tzw. pensjach żeńskich. Miał dar rozpoznawania i kierowania duszami ludzkimi, jego konfesjonał był zawsze oblegany. Spowiadał również więźniów skazanych na śmierć. Udzielał się także jako misjonarz ludowy.
Od pierwszych lat życia zakonnego towarzyszyła mu świadomość i pragnienie, by wszystkie swoje talenty i dary dane przez Boga spożytkować w celu ukazania ludziom miłości Boga, służby Kościołowi i budowania Królestwa Bożego w duszach. Sam o tym pisze w "Notatniku duchowym": Naprzód od czasu wstąpienia do zakonu zawsze na myśli miałem, żeby można ludziom dać poznać miłość Bożą; zdawało mi się, że to byłoby najskuteczniejszym lekarstwem na te choroby wieku. I dalej: "Miłość Jezusa ma być jedyną moją pobudką do wszystkiego. Pragnę wszystko ożywiać tą intencją i żyć dla miłości Jezusa". Od samych początków przyświecała mu idea odrodzenia ducha religijnego w społeczeństwie polskim. Propagował nabożeństwo do Matki Bożej, zwłaszcza Żywy Różaniec, nadając mu charakter społeczny.
Najczynniej jednak, o. Honorat oddał się pracy w Trzecim Zakonie Franciszkańskim, który już od lat istniał przy kościele kapucynów warszawskich. Swoim zaangażowaniem ożywił i zaktywizował tę społeczność. W 1855 r. zetknął się z Zofią Truszkowską, która będąc tercjarką franciszkańską i opiekując się wraz z kilkoma niewiastami, ludźmi bezdomnymi, poprosiła o. Honorata o nadanie im statutu tercjarek życia wspólnego . Obok rozlicznych zajęć, tak w zakonie (sekretarz prowincjała, wykładowca teologii dla kleryków), jak i poza nim, najwięcej czasu Koźmiński poświęcił nowemu zgromadzeniu. Dla sióstr był spowiednikiem i kierownikiem duchowym, mistrzem i autorem ustaw. Zgromadzeniu wszczepił duchowość franciszkańską i ustalił strukturę organizacyjno-prawną.
W ten sposób zainicjował o. Koźmiński zgromadzenie sióstr felicjanek, a potem dwadzieścia pięć innych wspólnot habitowych i niehabitowych, z których do dzisiaj istnieje siedemnaście. Są nimi: Posłanniczki Królowej Najświętszego Serca Jezusowego (1874), Służki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej (założone w 1878 r. pod wpływem objawień Matki Bożej Niepokalanej w Gietrzwałdzie w 1877 r.), Córki Matki Bożej Bolesnej (1881 - zgromadzenie początkowo ukryte, które potem przywdziało habity i znane jest pod nazwą serafitek), Franciszkanki od Cierpiących (1882), Westiarki Jezusa (1882), Bracia Słudzy Maryi Niepokalanej (1883), Sługi Jezusa (1884), Córki Najczystszego Serca Maryi (1885), Siostry Imienia Jezus (1887), Małe Siostry Niepokalanego Serca Maryi (1888), Wynagrodzicielki Najświętszego Oblicza (1888), Wspomożycielki Dusz Czyśćcowych (1889), Córki Maryi Niepokalanej (1891), Synowie Matki Bożej Bolesnej (1893), Pocieszycielki Najświętszego Serca Jezusowego (1894), Służebnice Matki Dobrego Pasterza (1895). Z nie istniejących należy wymienić: Siostry Martanki (1881), Siostry Pielęgniarki (1881), Służebnice Paralityków (1873), Adoratorki Wynagradzające (1888), Mariavitae (1893), Córki Maryi Jasnogórskiej (1889), Niewiasty Ewangeliczne (1893), Tercjarki Kongregacyjne (1894), Księża Mariańscy (1894), Słudzy Najśw. Rodziny (1894).
Dzięki działalności o. Honorata zaistniał dziwny paradoks. Władze carskie kasując klasztory w 1864 r. przewidywały, że po 30 latach życie zakonne w Polsce przestanie istnieć. Tymczasem dzięki działalności bł. Honorata liczba osób zakonnych znacznie się powiększyła, z końcem XIX wynosiła około 10 tys. członków . Koźmiński dokonał tak wielkiego dzieła dzięki szczególnemu charyzmatowi, jaki otrzymał od Boga. Pociągnął do służby Bożej tysiące dusz dlatego, że działał w oparciu o czyste idee ewangeliczne i z to wielką odwagą. Zrezygnował on bowiem z pewnych form zakonnych dla ratowania życia zakonnego w jego najczystszym ideale, praktykowaniu rad ewangelicznych. Stanowi to o jego wielkim nowatorstwie w tej dziedzinie.
Swoje siostry i braci o. Honorat wysyłał do różnych środowisk życia społecznego i zawsze z całym naciskiem podkreślał, że wszyscy są powołani do świętości i do życia apostolskiego, by w ten sposób nieść pomoc Kościołowi. Stał się on wielkim promotorem obecności życia konsekrowanego w świecie. Jego ideały znalazły potwierdzenie dopiero w Konstytucji apostolskiej papieża Piusa XII "Provida Mater Ecclesia" (1947) i dokumentach Soboru Watykańskiego II (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym - "Gaudium et spes", Konstytucja dogmatyczna o Kościele - "Lumen Gentium", Dekret "Apostolicam Actuositatem").
Bł. Honorat nie zaniedbywał też troski o własny Zakon, skazany przez zaborców na wymarcie. W klasztorze zakroczymskim, gdzie zakonnicy z Warszawy zostali przymusowo przewiezieni w 1864 r., a potem w nowomiejskim (dokąd kapucynów przeniesiono w 1895 r.), starał się podtrzymywać współbraci na duchu i stale zachęcał do zachowania karności zakonnej. Stał się w tym wielkim sprzymierzeńcem o. Prokopa Leszczyńskiego, komisarza generalnego . Funkcję tę zresztą po jego śmierci o. Honorat przejął, i od 1895 r. był także komisarzem polskiej prowincji kapucyńskiej, to zaś w tych trudnych czasach było źródłem wielu jego przykrości. Zasięg jego władzy był mały, gdyż rozciągał się tylko na klasztor łomżyński i nowomiejski. Zadania jednak były trudne: utrzymywać w wymierającej prowincji ducha zakonnego i gorliwość oraz nie dopuszczać do zwątpienia i rozproszenia się zakonników.
Oddawał się w tym czasie z zapałem swoim obowiązkom. Odbywał wizytacje kanoniczne, wygłaszał konferencje i przez przykład własnego życia podtrzymywał umiłowanie ideałów franciszkańskich: ubóstwa i miłości braterskiej. Utrzymywał stały kontakt z generałem zakonu, przekazując mu sprawozdania o stanie wymierającej prowincji.
Powstały w 1893 roku na terenie Królestwa ruch mariawitów z Felicją Kozłowską (była penitentka Koźmińskiego) na czele, zaszkodził opinii ojca Honorata. Gdy zaś pozbawiono go kierownictwa nad zgromadzeniami bezhabitowymi, przyjął to z pokorą i posłuszeństwem.
O. Honorat mimo rozlicznych obowiązków nie zaniedbywał pracy pisarskiej. Pracę tę należy oceniać w aspekcie postawy apostolskiej. Przez całe swe życie czuł się on ponaglany ideą służby Bogu i ludziom, także poprzez pisarstwo. Pracę pisarską wprowadził do swego stałego regulaminu dziennego. Niejednokrotnie czuł się niezdolnym do władania piórem, przeżywał ciężkie chwile: rozterki i zwątpienia. Miał świadomość, że nie otrzymał od Boga daru władania słowem po mistrzowsku i nie pragnął tego. Chodziło mu tylko o to, by móc przekazywać jak najlepiej prawdy religijne i ideały ewangeliczne. Pragnieniem jego było szerzenie chwały Bożej i ratowanie dusz ludzkich. Tłumaczył więc, przerabiał, wydawał dziełka pobożne własnego układu i pomysłu, zabierał głos w sprawach aktualnych, zajmował się żywo zagadnieniami społecznymi. Tematykę dzieł i ich rodzaj wyznaczała nie tylko osobowość pisarza, ale też odbiorcy. Czytelnicy w tym okresie nie posiadali głębszego przygotowania religijnego, cechowała ich nawet skłonność do dewocji, która nie kształtowała głębszego życia duchowego i właściwych postaw religijnych. Te fakty złożyły się na taką, a nie inną twórczość Koźmińskiego.
Biorąc pod uwagę poruszaną tematykę i rozmiar poszczególnych dzieł pisanych przez o. Honorata, można je podzielić na kilka działów:
1. pisma dotyczące kultów, a więc Męki Pańskiej, idei wynagradzania, kultu Serca Jezusowego, Matki Najświętszej i świętych;
2. trzy monumentalne dzieła życia: "Powieść nad powieściami" w czterech tomach (Włocławek 1909-1910), "Czem jest Maryja, czyli zbiór tajemnic, przywilejów, łask, cudów i uwielbień Przenajświętszej Bogarodzicy według dni roku ułożony" (Kraków 1885) i "Święty Franciszek Seraficki. Jego życie, wielkie dzieła, duch, dary, pisma i nauki i ich odbicie w naśladowcach jego (Warszawa, t. I, 1901; t. II, 1902; t. III, 1905, t. IV, 1913, t. V i VI pozostały w rękopisie);
3. inne pozycje: dzieła homiletyczne, dziełka dotyczące świętych z Zakonu Franciszkańskiego i dotyczące organizacji tego zakonu, np. felicjanek, zgromadzeń ukrytych i Trzeciego Zakonu Świeckiego i inne pisma poświęcone aktualnym sprawom.
O. Koźmiński był liczącym się pisarzem. Dzieła jego były czytane i doczekały się pochlebnych recenzji. Przede wszystkim zaś stanowiły one swoisty pokarm duchowy dla jego duchowych córek i synów. Podsumowując jego dorobek pisarski, zauważyć można 128 pozycji drukowanych i 37 niedrukowanych, opracowania Konstytucji i Ustaw dla wszystkich swoich zgromadzeń i 28 tomów kazań
Trzeba jeszcze wspomnieć o wielkiej miłości o. Honorata do Maryi, z którą zresztą związał całe swoje zakonne i kapłańskie życie. Jej wstawiennictwu - jak pisał - zawdzięczał wszystkie łaski, począwszy od tych wielkich, jak powrót do wiary, uwolnienie z więzienia, łaska powołania, aż do wszelkich najdrobniejszych darów. Maryję czcił w różnych tajemnicach i często oddawał się Jej w opiekę. Obierał ją sobie za: Orędowniczkę, Pośredniczkę, Wspomożycielkę, Nauczycielkę do kazań, Doradczynię do spowiedzi, Obronicielkę czystości, Dziękczycielkę.
W 1867 r., podczas corocznych rekolekcji odbytych w Zakroczymiu, wraz z postanowieniem pisania "Notatnika duchowego", oddał się o. Honorat Matce Najświętszej w niewolę miłości: Ciebie przeto, Przebłogosławiona Matko Jezusa i moja, przez którą wszelkie dobro nam z nieba przychodzi, z której Serca pochodzą te wszystkie zbawienne natchnienia, obieram sobie za moją Mistrzynię i Matkę Dobrej Rady w tym moim zajęciu, prosząc Cię przez Serca Syna Twego, abyś mi dyktowała to wszystko, co widzisz do poprawy mojej potrzebne, a potem abyś mnie łaskawie przestrzegała, przypominała i dopomagała do dopełnienia tego, co sobie postanowię. To wszystko, co tu piszę, składam dzisiaj w Przenajświętsze Serce Twoje, prosząc Cię, abyś te moje niedołężne pragnienia ofiarowała P. Bogu razem z najgorętszymi uczuciami i pragnieniami, którymi to Serce przy Twoim ofiarowaniu się przejęte było i abyś mi uprosiła przez to obfitsze błogosławieństwo Boże. Siebie samego także w to Serce przeczyste zamykam i razem z Tobą ofiaruję się dzisiaj P. Bogu naszemu na służbę szczerą i gorliwą, z tym się oświadczając, że odtąd w tym Sercu chcę żyć i Jego cnoty naśladować, i Jego uczuciami się przejmować, abym przez to Serce Bogu najmilsze mógł się stać miłą Jemu ofiarą... (...) Wybieram Ciebie dzisiaj wobec całego Dworu Niebieskiego za moją Matkę i Mistrzynię, Tobie oddaję i poświęcam tytułem niewolnika moje ciało i moją duszę, moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, i wartość samych nawet dobrych moich uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych; dając Ci całkowite i zupełne prawo rozrządzać mną i wszystkim, co do mnie należy, bez wyjątku, według Twego upodobania, na większą chwałę Boga, w czasie i w wieczności.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że dzięki inicjatywie i współpracy o. Honorata zostało ustanowione święto Matki Bożej Częstochowskiej, obchodzone po raz pierwszy 29 sierpnia 1906 r., a 15 sierpnia tego roku odbyła się pielgrzymka narodowa, pomimo utrudnień ze strony zaborców.
W październiku 1916 r. o. Honorat poważnie zachorował. Zmarł w Nowym Mieście nad Pilicą 16 grudnia 1916 r. w opinii świętości. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 21 grudnia i były wielką manifestacją. Obecni na pogrzebie - jak również wielu innych - byli przekonani, że umarł człowiek święty. Opinię tę podzielali nie tylko katolicy, ale nawet i Żydzi. Pochowany został w katakumbach w Nowym Mieście.
Fama świętości, jak i łaski otrzymywane za jego wstawiennictwem, były przyczyną wszczęcia procesu beatyfikacyjnego , który został przeprowadzony w latach 1949-1988. Proces o pismach trwał od 1951 do 1971 r. i zakończył się wydaniem dekretu zatwierdząjącego pisma przez Kongregację dla Spraw Świętych. Po wydrukowaniu "Summarium" i opracowaniu "Informatio", akta sprawy zostały złożone u Generalnego Promotora Wiary. Dekret o heroiczności cnót o. Koźmińskiego ogłosił papież Jan Paweł II dnia 16 marca 1987 r., a dekret o cudownym uzdrowieniu s. Dominiki Józefy Muraszewskiej został proklamowany przez papieża 2 września 1988 r. Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym 16 października 1988 r. w Rzymie na placu Św. Piotra w 10 rocznicę swego pontyfikatu i 159 rocznicę jego urodzin.
Powołanie dane od Boga Wacław Koźmiński dobrze odczytał i realizował przez całe życie. Było to powołanie franciszkańskie. Brat Paweł Litwiński, ze zgromadzenia bezhabitowego Sług Maryi Niepokalanej, tak o nim napisał po śmierci: Niewątpliwie najgłębszym umiłowaniem Ojca Honorata był jego własny zakon i nie sposób pojąć tego człowieka, jeśli się w nim nie widzi kapucyna.
A sam Honorat w swoim "Testamencie" pisze: Dziękuję szczególnie za łaskę powołania do Serafickiego Zakonu, za wprowadzenie do tego raju rozkoszy, w którym nigdy żadnej boleści nie doznałem i za to niewymowne szczęście, iż mi pozwolił tyle lat przeżyć pod jednym dachem ze sobą i służyć sobie, dając mi zrozumieć wielki zaszczyt tej służby, którą sobie cenię nad wszystko.