100. „Wszelką nadzieję moją w Bogu pokładam"

„Wszelką nadzieję moją w Bogu pokładam, oczekując od Niego i odpuszczenia grzechów i łask wszelkich i żywota wiecznego [...] oczekuję od Niego miłosierdzia, w którym ufam pomimo niezliczonych grzechów moich, wiedząc, że jedna kropelka Krwi Jezusowej wystarcza do obmycia grzechów całego świata. I w tej ufności żyć i umierać pragnę" (ND, 488). Słowa te wyjęte są z testamentu błogosławionego Honorata. Fragment ten jest zwieńczeniem jego przeszło półwiecznego pobytu w klasztornym areszcie. Jedynym jego wsparciem w tym heroicznym trwaniu i nie mniej heroicznym działaniu apostolskim, była NADZIEJA. O jej wielkości zadecydował fakt, że była to NADZIEJA W UCISKU, nadzieja, która przeprowadziła - jak gdyby za rękę - jego heroiczną wiarę i heroiczną miłość do cudownej granicy Zmartwychwstania; zmartwychwstania Polski; zmartwychwstania Zakonu i zmartwychwstania zreformowanych wspólnot ukrytych.

Możemy powtórzyć dziś za błogosławionym Honoratem jego słowa z listu okólnego pisanego w 1901 roku: „O, jak szczęśliwe jesteście, moje Najmilsze Siostry, żeście jakby uprzedziły tę walkę, że was Bóg powołał w czasach najsmutniejszych dla Kościoła, abyście w pierwszym szeregu szły do boju duchowego. Z jaką pociechą powinniście nieść ten sztandar Chrystusowy, jak się pilnować, abyście od tego zadania ani na krok nie odstępowały. Nie zapominajcie nigdy, jak wiele zależy na tym, abyście światu przyświecały tymi cnotami seraficznej pokory, ubóstwa i pokuty, abyście nie dały się uwieść różnymi pozorami [...] i abyście gorętszym duszom otwierały obszerne pole u siebie do poświęcenia się na tę pracę duchową, dla prowadzenia tej cichej walki z zepsuciem świata, która ma się zakończyć tryumfem naszego Najdroższego Zbawcy" (LO, 209).

Ożyw, błogosławiony Honoracie, jak przed wiekiem, wśród dzisiejszych Polek i Polaków, nowego ducha; nakłoń ich, jak przed wiekiem to robiłeś, do pokornej, cichej, wytrwałej i anonimowej służby. Niech te dusze na nowo odczytają w Twym Notatniku duchowym zachętę do ewangelicznej służby. Spraw to, błogosławiony Ojcze, by twoi dzisiejsi naśladowcy ożywili Twoje ideały także w warunkach pokoju. Bądź dla nas Stróżem, Opiekunem i Natchnieniem do walki o prawdziwą wolność polskiej duszy na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.

99. „Ty i po śmierci mojej potrafisz wskrzesić te dzieła swoje"

„Ty i po śmierci mojej potrafisz wskrzesić te dzieła swoje oczyszczone przez moje upokorzenia i poprawione przez lepszych ode mnie. Jeżeli dziś nastąpi potępienie wszystkich moich przedstawień, będę to uważał za wysłuchanie prośby mojej, abym był od wszystkich wzgardzony, a swoją drogą bez oburzania się, bez żalenia, bez szemrania zrobię starania dla obrony dzieła Twego" (ND, 463). Bolesną decyzję o reorganizacji wspólnot ukrytych przyjął błogosławiony Honorat mężnie. „Ojciec generał donosząc mi o woli Ojca Świętego - pisał w liście okólnym do wszystkich zgromadzeń w 1908 roku - przypomniał mi, że św. Ignacy Loyola [1491-1556, założyciel jezuitów] mawiał, że jedna rzecz go tylko trwożyła, gdyby jego zakon miał być skasowany, ale ufał, że po kwadransie medytacji byłby uspokojony. Ja na to odpisałem ojcu ministrowi, że nie potrzebowałem ani kwadransa na rozważanie. Gdyż często się ofiarowywałem Panu Bogu na taki wynik [...]. A teraz widzę tylko, że Pan Bóg nie chciał ludzkim sposobem bronić swego dzieła, ale sobie samemu obronę zostawił. [...] I jestem zupełnie spokojny, i czekam z ufnością na najpomyślniejszy skutek tej sprawy..." (LO, 362).

W roku niefortunnej reorganizacji ukrytych wspólnot honorackich, zwłaszcza po likwidacji tzw. „zjednoczonych" i „stowarzyszonych", a więc osób luźno związanych z członkami ukrytego życia wspólnego, liczba „skrytek" „przeszła cztery razy liczbę tych, które były przed skasowaniem zakonów. Czyż to nie jest objawem żywej wiary i podniesionego ducha poświęcenia, co sprawdza przepowiednie św. Franciszka, iż te nowe szczepki okażą się nieustepującymi co do ducha tym, które w gorętszych czasach Kościoła powstały?" (LO, 352). Nie wiemy, w jakim stopniu błogosławiony Honorat miał wizję przyszłości Kościoła w Polsce. Przepowiedział zmartwychwstanie Polski i zmartwychwstanie skazanych przez zaborcę na wymarcie polskich kapucynów. Czy widział także zmartwychwstanie swych ukrytych wspólnot w Kościele po Drugim Soborze Watykańskim, gdy uchwalony został dekret o powszechnym powołaniu do świętości świeckich? W cytowanym liście okólnym pisał: „Pan Jezus ciągle odradza nie tylko pojedyncze dusze, podnosząc je z upadku lub pobudzając do dalszego postępu, ale i cały Kościół odradza, już to rozgrzewając słabnącego w nim ducha, już to więcej go zapalając" (LO, 354).

98. „Nie przestanę ufać"

Takie słowa zapisał błogosławiony Honorat w rubryce swego dziennika zatytułowanej: „Wrażenia spisane w dniach odbywającej się konferencji Komisarzy Diecezjalnych w sprawie reorganizacji zgromadzeń" (ND, 463). Decyzja ta dotkliwie uderzyła w schorowanego, uwięzionego starca; nie pytano go o wyjaśnienia. Kropli goryczy do tego kielicha cierpień dolali mariawici, którzy swoją sekciarską działalnością przyczynili się do decyzji reorganizacji wspólnot.

Czterdzieści pięć lat temu zabrano ojcu Honoratowi wolność, zabrano jawne kontakty z ludźmi. Pozbawiono go najbardziej elementarnych środków apostolatu. Nie miał dostępu do bibliotek. Musiał się nawet liczyć z każdą kartką papieru i ściśle oszczędzać najprostsze środki pisarskie. A mimo to pozostawił tak wiele zapisanych kartek, na które w warunkach odosobnienia przelewał swe przemyślenia, instrukcje i ustawy dla swych wspólnot. Przy tak ubogich środkach zrobił tak wiele. Obserwował umierający klasztor, w którym dożywali swych dni jego współbracia; nowych kandydatów nie wolno było przyjmować.

Żył między celą zakonną, chórem, ołtarzem i konfesjonałem. Na tej krótkiej przestrzeni rozgrywał się dramat zakonnika. I ten straszny cios ze strony najmniej spodziewanej. A on, cierpiący fizycznie i moralnie, schylił pokornie zmęczoną głowę. I zaufał Najwyższemu. Zaufał do końca ufnością heroiczną, ufnością franciszkańską, ufnością ewangeliczną. W jednym z ostatnich listów okólnych do wszystkich zgromadzeń pisał: „Dwóch rzeczy przede wszystkich potrzeba do wytrwania: wiary silnej i żywej, i czynienia tego, co też wiara czynić nam nakazuje [...] Szatan nastaje, zwodzi, tłumaczy, biją wichry pokus tysiącznych, uderzają rzeki utrapień, niepowodzeń, jak krople deszczu sypią się przeciwności i krzyżyki. [...] Więc wiary, siostiy moje, wiary żywej, wiary wielkiej, potężnej, a nie zboczycie z drogi" (LO, 437).

Modliła się w jego imieniu dzisiejsza felicjanka: „Być najmniejszym nasieniem / spośród wszystkich na ziemi / ciśniętym w grząską rolę / siewcy tylko znać wolę / Leżąc w ciasnej samotni / obumierać stokrotnie / Tajemnice bolesne / przeżyć całym jestestwem / Stracić życie zupełnie / by odnaleźć znów pełne / twórcze nowe nietknięte / w kłosu iskrę zamknięte / Pod brzytwami kamieni / dać się zetrzeć przemienić / by się całe zmieniło / w chleba kromkę przez miłość" (ZG, 147).

97. „Pragnę uczestniczyć w tej wzgardzie, jaką ponosił Pan"

„Pragnę uczestniczyć w tej wzgardzie, jaką ponosił Ukochany Pan mój Jezus Chrystus w dniu Przenajświętszej Męki swojej, gdy był od wszystkich i we wszystkim wzgardzony. Pragnę umierać tak, jak On od wszystkich i najbliższych opuszczony i wzgardzony nie widząc żadnego owocu z prac moich i żadnej pociechy od braci oburzonych za wszystkie postępki i prace" (ND, 463) Ten wstrząsający zapis wzgardy, którą przeżył ojciec Honorat w 1907 roku zbliżył go do ogołoconego Chrystusa na krzyżu; był „kenozą", czyli uniżeniem, stanem najwznioślejszej miłości. Jezus w greckim określeniu „ekenosen", co znaczy ogołocił samego siebie, pozbawił się mocy, by w ten sposób uwydatnić Bożą miłość. Miłość Boża zawsze jest „kenozą", uniżeniem, ogołoceniem.

Błogosławiony Honorat był przekonany, że śmierć Chrystusa na krzyżu była dopełnieniem kenozy Jego wcielenia. Dał temu wyraz w liście okólnym pisanym w 1909 roku, w którym rozważał tajemnicę ubóstwa w betlejemskim Żłóbku: „Oto Jezus chciał nam dać wzór pogardy rzeczy ziemskich, chciał się zbliżyć do nas, chciał założyć fundament nauki ewangelicznej, opierając się na wszechstronnym ogołoceniu, chciał skuteczniej oderwać serca nasze od doczesnych rzeczy, aby je przejąć duchem ubóstwa, podając go za warunek doskonałości najwyższej. [...] Chciał nam dać poznać swoją wielką miłość w tym, «że stał się dla nas ubogim», bo lepiej nie mógł nam jej wtedy okazać jak tylko, że każdej duszy wierzącej śmiało może powiedzieć: «Oto miłość moja dla ciebie obdarła mnie»" (LO, 430).

W tym miejscu dotykamy największej tajemnicy wpisanej w struktury ukrytych wspólnot honorackich; chodzi o ich łączność z Kościołem powszechnym i utrzymywanie trwałego z Nim kontaktu. Sprawa ta była szczególnie istotna w warunkach działalności konspiracyjnej.

„Mało płonąć / Mało się palić / Trzeba spłonąć / by świat ocalić //. Mało tonąć / Mało się zatapiać / jak w morzu łza / Trzeba zatonąć / w Bogu do dna. // Mało się niszczyć / Mało wyniszczać / Trzeba się zniszczyć / żeby zmartwychwstać. // Mało się gubić / Mało zagubić / Trzeba się zgubić / jak owca stracona / by się odnaleźć w boskich ramionach. // Mało kochać / Mało miłować / w granicach człowieczeństwa / Trzeba się rozmiłować / w Bogu do szaleństwa" (ZG, 62).

96. „Pokaż dziś jawnie, że to było Dzieło Twoje"

To wyznanie sformułował błogosławiony Honorat niedługo po zakończeniu konferencji Księży Komisarzy diecezjalnych w sprawie reorganizacji założonych przez niego zgromadzeń. Pogodzony już z decyzją hierarchów mówił: „Ty wiesz, Boże, że nigdy za swoje dzieło tego nie uważałem, że zawsze każdego dnia czułem się do tego niepodobny i widziałem jawnie, że to były dzieła Twoje. [...] Pokaż to dzisiaj jawnie, zrób ten cud, aby ci nieprzyjaciele uznali w tym Twoją Rękę i zostawili je w całości, chyba że sam upatrujesz wbrew moim przekonaniom potrzebę jakiejś reformy" (ND, 462).

O jakiej „całości" myślał w przytoczonej skardze ojciec Honorat? Dziś wiemy, że upominał się o najbliższych swemu sercu siostrach „zjednoczonych" i „stowarzyszonych", zlikwidowanych przez władze kościelne w 1908 roku. „Zjednoczonymi" nazwał od początku istnienia ukrytych zgromadzeń siostry, które luźno były związane z mieszkającymi we wspólnotach, które „ja uważałem dawniej niezmierne z nich pożytki, czy to one były w fabrykach, czy w służbach czy w stanie wiejskim, czy w rodzinach, wszędzie bardzo wielki wpływ miały; uważano je jak święte, nikt przy nich nie zaklął, wszędzie otaczano je zaufaniem... Nieraz płakać mi się chce, że takie mnóstwo dusz tak lekkomyślnie rozpędzono z obawy, aby nie było ich za wiele, bo w początkach to po 30 i więcej w jednej parafii bywało" (ŻU, 208-209).

To właśnie „zjednoczone" miały stanowić trzon ukrytych zgromadzeń. Z podobnym do „zjednoczonych" żalem, żegnał się ojciec Honorat ze „stowarzyszonymi", które nie składały wprawdzie żadnych ślubów, jednak pozostawały w łączności ze „zjednoczonymi" i żyjącymi we wspólnocie, uczestnicząc z nimi w corocznych rekolekcjach i innych ćwiczeniach duchowych. Likwidację „zjednoczonych" i „stowarzyszonych" wykorzystały władze carskie, które przeprowadziły upokarzające ojca Honorata śledztwo w Nowym Mieście. „Wszyscy byli pewni, że już w tym razie zgubiony będę [...], że mnie wywiozą. Ja sam już przygotowałem brewiarz do drogi" (ŻU, 214). Nie wywieźli, gdyż „dzieła Bożego" zniszczyć nie byli w stanie, „jeżeli go same dusze powołane do niego przez swoją niewierność nie zniszczą, od czego niech was Bóg zachowa" (tamże).

95. „Dusze święte są jak kanały, piorunochrony"

Tę zastanawiającą sentencję zapisał błogosławiony Honorat podczas rekolekcji odprawianych w 1913 roku, czyli na trzy lata przed śmiercią. Warto je przytoczyć w kontekście całego zapisu: „Dusze święte są jak kanały, narzędzia bezpośrednio złączone miłością i cierpieniem ze źródłem życia Boskiego. [...] Stąd wynika, iż im więcej dusza jest złączona miłością i cierpieniem ze źródłem życia, którym jest Jezus Chrystus, tym zdolniejszą jest do czerpania z niego obficie życia Boskiego dla siebie i dla drugich. [...] Bóg wybiera sobie te wyłączne ofiary z różnych stanów społeczeństwa chrześcijańskiego, ale najczęściej wybiera je ze zgromadzeń zakonnych, które nazywa piorunochronami, odwracającymi od przestępnych i przyjmującymi na siebie gromy gniewu Bożego gotowe ukarać grzesznych" (ND, 439).

Wiadomo, że powyższa wypowiedź ojca Honorata nie była tylko pobożnym westchnieniem świątobliwego zakonnika, lecz stanowiła opis smutnej rzeczywistości. Wspólnoty bowiem honorackie zostały w wyniku tragicznych pomyłek dziejowych ocenione niesprawiedliwie przez ówczesne polskie władze kościelne, które w 1908 roku nakazały im dekonspirację, co potwierdziła dekretem rzymska Kongregacja, niezbyt dobrze zorientowana w sytuacji życia religijnego w zniewolonej Polsce.

W piśmie okólnym napisanym w 1916 roku błogosławiony Honorat stwierdzał: „Ale co największy podziw rodzi i w czym najbardziej się okazała Opatrzność Boska nad zgromadzeniami, i jakby tryumf życia ukrytego, jest to ustawiczne prześladowanie ich przez lat pięćdziesiąt. Pomijam prześladowanie od własnych rodzin i od świata, które dla ich udoskonalenia i utwierdzenia Pan Bóg dopuszczał, ale chcę mówić o uciskach ze strony rządu" (ŻU, 210).

Ukryte zgromadzenia honorackie musiały mieć prawidłowo ukierunkowane „piorunochrony"; przyjmowały gromy ludzkie po Bożemu, z pokorą, także z wyrozumiałością dla ludzkich błędów. Poddając się woli Kościoła, powtarzając za umęczonym Chrystusem na Krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił" (Mt 27,46), zgromadzenia te zebrały olbrzymi kapitał duchowy, wołając: „Piorunochronie dziewiczy, mocarny / niepokonany przez moce ciemności / w siebie chłoniesz karę, gniew i skargi / sprawiedliwości" (ZG, 126).

94. „Żeby ludziom dać poznać miłość Bożą"

Podczas rekolekcji odprawianych w 1910 roku, w czterdziestą szóstą rocznicę pobytu za murami, po kasacie warszawskiego klasztoru kapucynów, błogosławiony Honorat ujawnił tajemnice swego pisarskiego warsztatu, który pełnił specjalną rolę w jego działalności apostolskiej: „Naprzód od czasu wstąpienia do zakonu zawsze na myśli to miałem, żeby można ludziom dać poznać miłość Bożą; zdawało mi się, że to byłoby najskuteczniejszym lekarstwem na te choroby wieku, w czym się potem utwierdzałem, widząc, że ani straszne kary, ani wielkie cuda, ani misje żadnego wpływu, zwłaszcza na inteligencję nie robią. Z tą myślą zacząłem zaraz w Warszawie pisać historię miłości Bożej pod tytułem Powieść nad powieściami" (ND, 435). Ten zapał apostołowania piórem przeplatał się u niego często z pokusą zniechęcenia. „W parę dni potem w rozmyślaniu o apostolstwie - jak wyznał w Notatniku - natrafiłem na rzecz przeciwną, że właśnie to jest obowiązkiem moim i nie godzi się być obojętnym, ale należy wszelkich sił dokładać w pracy na chwałę Bożą, nie
oglądając się na nieudolność, rachując na pomoc Bożą i że powinienem wierzyć mocno w to, że w rym położeniu, w jakim jestem, Pan Bóg wszelkie środki i pomoce do tego przygotował" (ND, 435).

Nie dziwimy się, że prawie całkowicie odizolowany od życia zewnętrznego kapucyn, taką nadzieję pokładał w apostolstwie piórem, drugim - po konfesjonale - środkiem duszpasterskiego oddziaływania. W tej działalności wspierał go jego ojciec duchowy, ojciec Pokrop Leszczyński, autor wielu popularnych i czytanych wówczas dzieł religijnych z Żywotami świętych na czele. Ojciec Honorat nie był, oczywiście, zawodowym literatem i był krytyczny wobec swoich produktów pisarskich. Po otrzymaniu zamówienia od „Przeglądu Powszechnego" w 1906 roku na ankietę tego pisma o najważniejszych zadaniach Kościoła w tamtym czasie, ojciec Honorat tak oceniał swe pióro w liście okólnym: „Chyba jaka omyłka zajść musiała, bo ja nie jestem tak wykształconym, ani literatem i styl mam bardzo prosty, i siedząc od tylu lat w celi nie mogę mieć takowego poglądu, zresztą nie umiałbym o niczym innym pisać, tylko o zgromadzeniach ukrytych, jakie Opatrzność Boska u nas rozszerzyła i którym od wielu lat służąc, i przyglądając się ich wielkim pożytkom, mam przekonanie, że to jest jedyny sposób odrodzenia duchowego naszego społeczeństwa" (LO, 304).

93. „W zjednoczeniu z zasługami i pracami Jezusa Chrystusa"

Myśl tytułowa jest fragmentem modlitwy, którą błogosławiony Honorat odmawiał przed pisaniem, a zanotował ją w najtrudniejszym dla siebie roku 1907, gdy władze kościelne nakazały przedstawić sobie ukryte zgromadzenia: „W Imię Twoje, o mój Ojcze Najukochańszy, zabieram się do tej pracy, którą ofiaruję na cześć Twoją i Matki Twojej, i w zjednoczeniu z zasługami i pracami Jezusa Chrystusa i Najświętszej Panny, i którą chcę odbyć pilnie, bez zniechęcania się, nie szukając w tym swojej chwały lub dogodzenia miłości własnej, ale jedynie... i tu wymienił siedemnaście różnych intencji, z których przytaczamy trzy: „Abym ozdobił duszę moją na przybytek Twój, abym był piękniejszym członkiem Jezusa Chrystusa, dla ozdobienia Kościoła wojującego" ( ND, 430-431).

Praca nad duszami prowadzona przez ojca Honorata głównie w „twierdzy duchowej" jego konfesjonału, była wspierana ogromnym, heroicznym wręcz taidem jego pracy umysłowej w postaci napisanych w odosobnieniu tysięcy listów do setek adresatów oraz niezwykle pracochłonna twórczość pisarska, którą można w szczegółach poznać, przeglądając „Kronikę życia i twórczości" dołączoną w dodatku do niniejszych rozważań. Niezależnie jednak od kilkudziesięciu tytułów różnorodnych druków, przygotowywanych w niezwykle trudnych warunkach, ojciec Honorat przywiązywał wielką troskę do pielęgnacji kultury umysłowej w swych ukrytych wspólnotach. W obszernym opracowaniu, przesłanym w styczniu 1909 roku obradującym w Nowym Mieście delegatom zgromadzeń wiele miejsca poświęcił trosce przełożonych o podtrzymywanie i rozwijanie stosownej wiedzy religijnej i zawodowej. Natomiast „w miejscowościach - dodawał - gdzie jest kilka domów sióstr, mógłby każdy dom co innego trzymać i wzajemnie sobie udzielać, W ogóle zaś lepiej jest, aby zgromadzenia jednych pism się trzymały („Przebudzenie" i „Wiara i Życie", a po wsiach „Gazeta Świąteczna"). Domy główne mogłyby otrzymać „Przegląd Powszechny", wydawany w Krakowie przez jezuitów (12 rubli), a przynajmniej mieć w Nowym Mieście choć jeden egzemplarz dla udzielania sobie" (LO, 423). Należy oczywiście pamiętać o perspektywie historycznej, w których te wskazówki były pisane. Nie jest łatwo odczytać zalecenia o. Honorata w dzisiejszym zalewie słowa drukowanego i elektronicznej informacji. Dlatego i dziś wszystko należy czynić „w zjednoczeniu z zasługami i pracami Jezusa Chrystusa i Najświętszej [Maryi] Panny" (ND 430).

92. „Modlitwa powinna wspierać pracę, praca modlitwę"

Tę głęboką myśl św. Grzegorza (z Nazjanzu) zapisał błogosławiony Honorat na zakończenie dorocznych rekolekcji 1905 roku, dołączając do niej komentarz: „Dowodem miłości względem Boga jest jej okazanie w czynie" (ND, 428). Była to zarazem bardzo często powtarzana przez niego sentencja uwydatniająca istotę jego wspólnot apostolskich. Gorąco pragnął, by te ukryte zgromadzenia odzwierciedlały modlitewny wzorzec pierwotnego chrześcijaństwa, które nie znało jeszcze późniejszego oddzielania pracy od modlitwy.

„Sami Apostołowie - pisał w Katechizmie życia ukrytego - byli takim zgromadzeniem czas jakiś, o których mówi Ewangelia, że zbierali się na swoje ćwiczenia "tajemnie przy zamkniętych drzwiach dla bojaźni żydów" [J 20,19]. A potem przez całe trzy wieki prześladowania podobnie czyniły wszystkie dusze poświęcające się Bogu, które w katakumbach czyniły swoje śluby i tam się na wspólne ćwiczenia zbierały" (ŻU, 82-83).
To ewangeliczne „sprzężenie zwrotne" pracy z modlitwą wypełniało umysł i serce błogosławionego Honorata, który rozważał ten związek z różnych punktów widzenia. Chodziło mu zarówno o to, aby pracę przez modlitwę uświęcać i modlitwą wypełniać pracę; każdą pracę, zarówno zawodową, jak i domową, publiczną i prywatną. „Nie ma wątpliwości - pisał do przełożonej wspólnoty Niepokalanek w 1894 roku - że każde poruszenie ręki Pana Jezusa przy pracy było równej zasługi jak wyciągnięcie tej ręki na krzyżu, i z równą miłością było dokonywane. Każdy pracujący może w tym naśladować Pana Jezusa i powinien, i łączyć swoją pracę z Jego pracami, a swoje intencje i uczucia z Jego intencjami i uczuciami i może mieć z pracy swej taką zasługę, jak z ćwiczeń duchowych, albo z prac apostolskich i z samego męczeństwa nawet. Wszystko zależy od usposobienia serca" (LRO, 211).

Wzruszające są świadectwa informujące, że schorowany ojciec Honorat, gdy już z powodu choroby oczu nie mógł pisać i odpowiadać na listy, wykonywał w Nowym Mieście wraz z współbraćmi ręczne prace, przypominając, że św. Franciszek, „jak sam ręcznie pracował, tak braciom swoim bardzo prace zalecał" (tamże). Swoim ukrytym apostołom stale przypominał, że winni pracować dobrze, uczciwie i sumiennie, aby w ten sposób praca ich mogła być przemieniona w modlitwę.

91. „Proś o łaskę szukania"

„Doskonałość i umartwienie wymaga, żeby wszystko było kierowane jak w Człowieczeństwie Chrystusa" (ND, 426). Ta refleksja rekolekcyjna zapisana w 1905 roku jest poszerzoną kontynuacją myśli rozwiniętej w medytacji nad człowieczeństwem Chlystusa, o któiym była mowa w poprzednim (89) rozważaniu. Humanizm ewangeliczny nie polega na jednorazowym olśnieniu czy zafascynowaniu Człowieczeństwem Chrystusa, ale jest stałym, wytrwałym i konsekwentnie realizowanym zadaniem. Albowiem: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9,24).

Błogosławiony Honorat nie tylko w sobie poszukiwał codziennie Boga Ukrzyżowanego, ale również wytrwale poszukiwał ludzi szukających Królestwa Bożego w zawiłych meandrach życia codziennego. W takim codziennym poszukiwaniu w konfesjonale wynajdywał jednostki zdolne i gotowe do heroizmu. Wielogodzinną pracę niekiedy poświęcał osobom pełnym zapału wewnętrznego i wytrwale wskazywał im drogę do realizacji tej Bożej gorliwości. Mimo całkowitej izolacji od świata zewnętrznego potrafił dostrzec potrzeby poszczególnych środowisk i stanów społecznych i tam kierował odnalezione w konfesjonale dusze. Wiedział, że zniewolony Kościół w podbitej Ojczyźnie potrzebuje ukrytych przywódców ducha, potrzebuje wychowawców, nauczycieli, uczciwych handlowców. Wynajdywał u kratek konfesjonału osoby charyzmatyczne z wyższych sfer społecznych i posyłał je z orędziem ewangelicznym na zaniedbaną polską wieś, do miasteczek, szpitali, szkół; posyłał do biednych, zagubionych, zaniedbanych. I tym „spowiedniczym kanałem" wypływała gorliwość apostolska na niespotykaną dotąd skalę.

A za wybranymi przez błogosławionego Honorata Szaleńcami Bożego Apostolstwa poszły tysiące dusz gorliwych i wzajemnie się zagrzewających do szarych, anonimowych poświęceń. Poszukując z apostolskim zapałem umęczonego Chrystusa w biednych, nie zapominały o codziennym doskonaleniu się wewnętrznym, to znaczy o szukaniu Królestwa Bożego w sobie. W modlitwach nie prosiły o mistyczne wzloty, lecz „o łaskę prawdziwego człowieczeństwa, o zrozumienie jego istoty" (ZG, 37).

90. „Uwielbiaj człowieczeństwo Chrystusa w niebie, w Eucharystii"

Zdanie tytułowe zapisał błogosławiony Honorat jako postanowienie rekolekcyjne w przełomowym dla niego roku 1905 (por. ND, 425). W tym bowiem roku został wydany przez carat tak zwany ukaz tolerancyjny, łagodzący nieco popowstaniowe postanowienia kasacyjne z 1864 roku. Dla ukrytych wspólnot honorackich był to rok przełomowy. Siedemdziesięciosiedmioletni więzień nie mógł w całkowitej izolacji wpływać na bieg wydarzeń zewnętrznych. W swej samotni rozważał jedną z głównych przesłanek jego ewangelicznej idei życia ukrytego, mianowicie człowieczeństwo Chrystusa. Zapewne miał pod ręką Nowy Testament i otworzył go na początku Ewangelii św. Jana, gdzie znalazł zdanie: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego" (J l, 51). To właśnie wyznanie Jezusa skierowało jego ducha do kontemplacji niezwykle dla nas tajemniczego przymiotu Syna Bożego. Jezus, nadając sobie ten tytuł i używając go w ewangelicznym zapisie aż czterdzieści cztery razy, wskazał na specjalną miłość do człowieka.

Być człowiekiem, to znaczy być skierowanym na coś lub kogoś, być oddanym dziełu, któremu się poświęcamy, człowiekowi, którego kochamy lub Bogu, któremu służymy. Ten wzorzec najlepiej zademonstrował w dziejach chrześcijaństwa św. Franciszek z Asyżu, wcielając w swój zakonny program te składniki Ewangelii, w których Chrystus objawił się światu jako człowiek; Biedaczyna z Asyżu uznał, że było to człowieczeństwo Chrystusa uwydatnione w jego Narodzeniu i śmierci na Krzyżu. Dlatego też niektórzy hagiografowie streszczali ideał franciszkański formułą: „Był po prostu prawdziwym człowiekiem". Ten franciszkański humanizm pragnął zaszczepić błogosławiony Honorat w swych ukrytych wspólnotach ewangelicznych.

W liście okólnym pisanym pod koniec 1901 roku pisał do wszystkich zgromadzeń, rozważając Franciszkową lekcję cichości i pokory w zbudowanej przez niego realistycznej Stajence w Greccio pod Asyżem: „Niechże nas to wszystko błogosławi i doda łask potrzebnych Przenajświętsze Dzieciątko Jezus i Najświętsza Jego Matka nad żłóbkiem pochylona, i św. Ojciec Franciszek, z tego żłóbka zawsze nowy zapał czerpiący" (LO, 211).

89. "Jezus jak Samarytanin wprowadził mnie do gospody"

Podczas rekolekcji odprawianych na przełomie wieków XIX i XX błogosławiony Honorat intensywnie rozmyślał i kontemplował te fragmenty Ewangelii, w których w sposób szczególny została uwydatniona istota Dobrej Nowiny. Ze szczególnym pietyzmem pochylał się nad przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie, podziwiając w tym obrazie fakt, iż to Jezus „jak Samarytanin wprowadził mnie do gospody" (ND, 409). Jednakże w duchowości honorackiej specjalne zadanie zostało wyznaczone dla gospodarza z Chrystusowej przypowieści, który bierze udział w spełnieniu dobrego uczynku. Gdyby gospodarz był egoistą i człowiekiem nieuczciwym, nie udałoby się dobremu Samarytaninowi pomóc poszkodowanemu.

Błogosławiony Honorat pragnął, by członkowie jego ukrytych wspólnot szczególnie pilnie wzorowali się na bohaterach przypowieści. Przybliżając tę lekcję konkretnej miłości ukrytym zgromadzeniom podkreślał, że miłosierdzie okazuje zarówno ten, kto pomaga pobitemu, jak i ten, kto sumiennie wykonuje obowiązki, służąc dobru wspólnemu. Ukryte wspólnoty pod względem organizacyjnym mogą tworzyć zamknięty krąg wzajemnie powiązanych i odpowiednio zorganizowanych ogniw miłosierdzia. W cytowanej już ankiecie „Przeglądu Powszechnego" z 1906 roku ojciec Honorat pisał: „Istnieją zgromadzenia poświęcone usłudze chorych, powszechnie cenione zwłaszcza w stolicy. Mają one w różnych stronach kraju zakłady i przytułki, nadto (siostry) jako zwyczajne posługaczki niosą pomoc chorym w ich domach, a wraz z opieką - słowa zbawienia. Z tego zaś głównie wszystkie są znane, że najzatwardzialszych grzeszników lub bezbożników do pojednania z Bogiem przywodzą. Są też i takie, które się poświęciły wyłącznie posłudze chorych po szpitalach i klinikach lub obsługują zakłady dla paralityków i nieuleczalnych, a nawet dla ubogich lub upadłych położnic. Inne rozciągają opiekę nad posługaczkami i dozorczyniami chorych wszelkiego rodzaju, ucząc je obejścia z chorymi, używania środków domowych, robienia opatrunków, a zarazem dopomagając samym dozorczyniom w ich moralnych materialnych potrzebach, przez urządzenie dla nich wspólnych mieszkań, kursów lub wykładów" (ŻU, 182).

88. „Bóg czeka długo i ostrzega często"

Na przełomie wieków XIX i XX w notach rekolekcyjnych z roku 1899 błogosławiony Honorat umieścił tytułowe zdanie tego rozważania w następującym kontekście: „Bóg mnie często ostrzegał, czułem przy każdym strapieniu, że tego się domaga, abym był więcej umartwiony i nie dogadzał namiętnościom, nawet przyrzekałem przy każdej takiej okazji, więc słusznie zostałem wyrzucony z Warszawy i z mego powodu i inni bracia. To samo powtórzyło się w Zakroczymiu. Bóg czekał długo i ostrzegał często, czasem bardzo dotkliwie i przez długie śledztwa" (ND, 409). Nie tylko przełom wieków skłaniał ojca Honorata - trzydziestopięcioletniego więźnia sumienia - do oceny swego położenia i działania. Ilość konspiracyjnych wspólnot dawno już przekroczyła dwudziestkę; zaczęły się pojawiać pierwsze przeszkody formalno-prawne ze strony polskich i rzymskich władz kościelnych. Pomysł ojca Honorata wybiegał - jak wiadomo - poza ówczesne ramy prawodawstwa kościelnego. Odnotowane wyżej samooskarżające zdania zawierające poczucie osobistej winy nie było łatwo przezwyciężyć.

Widocznie poczucie winy było dotkliwe, skoro pod koniec tychże rekolekcji powtórzył ojciec Honorat refleksję o swojej winie: "Ja zasiałem ten kąkol, który się rozrósł bardzo, że to było przyczyną moich największych upadków [...] że ten kąkol przytłumił dobre ziarno i sprowadził wiele nieszczęść. [...] Postanowiłem czekać objaśnienia lepszego od Boga..." (ND, 410).

W przypowieści o „Kąkolu i pszenicy", z której ojciec Honorat zaczerpnął powyższe refleksje, znajduje się zdanie szczególnie ważne dla oceny, kto z nas jest zdrowym ziarnem (pszenicą), a kto chwastem (kąkolem); jest to wypowiedź Chrystusa: „Dopuśćcie obojgu róść do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast (kąkol) i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do gumna (spichlerza) mojego" (Mt 13,30). Dlatego ojciec Honorat słusznie zapisał: „Postanowiłem czekać", czekać na „komentarz" Boga do jego trudnego położenia ducha.

Ewangeliczna przypowieść o kąkolu jest trwale wpisana w dzieje honorackich wspólnot. Przypowieść mówi o Bożej dobroci i mądrości, o Jezusowej tolerancji, ucząc pokornej miłości, cierpliwości i szczególnej roztropności w działaniu. Wyniki ukrytej pracy apostolskiej są podobne do wzrostu ziarna posianego w glebę.

87. "Jezus w Najświętszym Sakramencie jest silą, światłem, radą"

Jezus w Najświętszym Sakramencie jest siłą, światłem, radą, jest naszym Bogiem, Panem, Królem, Mistrzem, Lekarzem, Przyjacielem, Oblubieńcem, Siłą, Światłem, Radą, Pociechą" (ND, 404). Ten ujmujący głębią teologiczną szereg przymiotów Ukrytego w Najświętszym Sakramencie Jezusa, zapisanych podczas rekolekcji odprawianych w 1896 roku (ND, 404) jest niezwykle czytelną wykładnią najistotniejszego składnika duchowości honorackiej. Jezus ukryty w Eucharystii, według ojca Honorata, jest wzorem życia ukrytego i ewangelicznej idei ich apostolstwa. Zawiera w sobie ukrycie doskonałe, całkowite i w swej zasadniczej wymowie - heroiczne.

W jednym ze swoich kazań tak mówił błogosławiony Honorat: „W tejże tajemnicy [Eucharystii] ponawia się Jego życie ukryte, bo On tu jest bardziej ukryty niż w Nazarecie. Tam krył się pod postacią ludzką, tu pod postacią chleba; tam przez trzydzieści lat, tu przez tyle wieków; tam dawał przykład posłuszeństwa św. Józefowi, tu kapłanom, na których głos jest posłuszny i zatrzymuje się póki im się podoba" (ESK, 44).

W Katechizmie życia ukrytego tak oto uzupełnia poprzednią opinię: „I dziś Pan Jezus w Przenajświętszym Sakramencie ukryty ciągle zostaje, a to ukrycie jest najwyższym aktem miłości Boga i ludzi, i najskuteczniejszym środkiem obcowania z nimi, zbliżania ich do Boga. Podobnież te ukrycia sług Jego z pobudek miłości Boga, chwały Jego i dusz pożytku czynione, muszą być miłe Panu Bogu i rzeczywiście, są najwyższym aktem miłości Boga i ludzi, i najskuteczniejszym środkiem wpływania na nich" (ŻU, 80).

Najświętszy Sakrament, w stylu ukrytego życia honorackich zgromadzeń, stanowi „Centrum" ich apostolstwa. Dlatego też ojciec Honorat pragnął, by w najskromniejszych nawet domach wspólnot, znalazło się miejsce dla kaplicy z Najświętszym Sakramentem, aby codziennie można było usłyszeć przypomnienie: „Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17,18).

W anonimowym apostolstwie, gdy staniesz przed krzyżem przeszkód i przeciwności, przypomnisz sobie swego Mistrza cierpiącego niewdzięczność, zapomnienie i wzgardę w ołtarzu. Tam Jezusowo-moja msza / We mszy się wsiewam / w Chrystusa krzyż / we mszy dojrzewam / do żniw" (ZG, 104).

86. „Przez wszystko chwalić Boga, przez wszystko kochać Go"

„Przez wszystko chwalić Boga, przez wszystko kochać Go, przez wszystko kochać Go, przez wszystko służyć Mu" (ND, 403) Odczytujemy w tej rekolekcyjnej nocie z 1896 roku poszerzoną wykładnię głównego hasła św. Franciszka z Asyżu, będącego dewizą jego zakonów: „Deus meus et omnia" - Bóg mój i wszystko moje". Kluczowym słowem jest w tym powiedzeniu Bóg, definiowany jako Pan całego świata. Jeżeli więc rzeczywiście uznaję Boga za absolutnego Pana, który kieruje każdym moim krokiem, to logicznie rzecz biorąc mam absolutną gwarancję, iż jest on także absolutnym Rządcą mego życia. Można sobie wyobrazić, jak Biedaczyna z Asyżu w szlachetnie aktorskiej pozie z rozciągniętymi szeroko rękami wołał: „Miłość nie jest kochana", komentując te słowa zdziwionym słuchaczom, że tak śpiewa dlatego, iż jest wewnętrznie wolny, wolny od grzechu. Tak cieszy się każdy grzesznik odchodzący od kratek konfesjonału po szczerym wyznaniu grzechów i okazaniu prawdziwego żalu za dodatkowe poniżanie Miłości na Krzyżu.

Franciszkańska radość doskonała bywa testowana za pomocą istniejącej w grzeszniku pokory. Każda bowiem przeciwność zewnętrzna jest sprawdzianem jego prawdziwego stopnia wiary, nadziei i miłości, a przeciwności zewnętrzne nie mogą zakłócić wewnętrznego spokoju ducha dziecka Bożego, tym bardziej naśladowcy Patriarchy z Asyżu. W notach rekolekcyjnych pisanych pięć lat wcześniej, w 1891 roku pisał ojciec Honorat: „Rdzeń Ewangelii, to duch seraficzny, życie połączone, najwyższe ubóstwo, wzgarda świata najwyższa [pokora], gołębia prostota, dar modlitwy i nauczania" (ND, 391). Wyznanie to jest oczywiście poszerzoną wykładnią dewizy: „Bóg mój i wszystko moje". Ten „rdzeń Ewangelii" pragnął zaszczepić błogosławiony Honorat swym ukrytym wspólnotom. W opracowanych przez niego założeniach życia ukrytego, ten „duch seraficzny" miał być zaczynem przemiany świata, w którym Opatrzność ich postawiła. I tak jak św. Franciszek z Asyżu, wędrowny trubadur Pana Boga, zaczął swą misję od dosłownego zachowania ubóstwa i nie został nawet kapłanem, a przecież „niechcący" (przyczynił się) do zlikwidowania średniowiecznego feudalizmu i został pierwszym człowiekiem renesansu (ks. Janusz S. Pasierb). Założone przez ojca Honorata ukryte zgromadzenia franciszkańskie miały wzorem Biedaczyny z Asyżu zmienić i przetworzyć polskie życie religijne w czasach narodowej niewoli.

85. „Potrzeba starania się o doskonałość spraw codziennych"

85. „Potrzeba starania się o doskonałość spraw codziennych"

Po etapie tworzenia zrębów organizacji ukrytych wspólnot, błogosławiony Honorat intensywnie obmyślał w swej nowomiejskiej samotni, do której został przeniesiony z Zakroczymia w 1892 roku, główne zasady ich duchowości. Musiały to być zasady jasne i proste, ponieważ odnosiły się do ascezy ludzi tkwiących w zwykłych warunkach codzienności. W postanowieniach rekolekcyjnych z 1894 roku znajduje się sucha informacja: „Głównie uderzyła mnie potrzeba starania się o doskonałość spraw codziennych i postanowiłem starać się o to szczególniej w chórze, refektarzu i konfesjonale. Również uderzony zostałem złością grzechu powszedniego..." (ND, 395).
Zachowując w warunkach izolacji dokładniej rozkład zajęć klasztornych, przenosił błogosławiony Honorat swoją osobistą troskę o zachowanie małych rzeczy na swoich naśladowców, zachęcając ich do poszanowania drobnych spraw na drodze do udoskonalenia wewnętrznego. W tym zagadnieniu ujawnił się jego zawodowy zmysł architekta budowlanego, który wiedział, że każdy budynek złożony jest z małych elementów, pracowicie układanych w spójną całość. Odpowiadając na pytanie: Jakie jest główne zadanie tych zgromadzeń?" ojciec Honorat tak wyjaśniał w opracowanym przez siebie Katechizmie życia ukrytego: „Najgłębsze ukrycie przed światem swego powołania, złożenie ze siebie ofiary Bogu, ale tak, aby o tej ofierze nikt z ludzi nie wiedział. Bo jeśli dobrze jest ukrywać dary Boże, to czyż nie należy ukryć głęboko tego daru, tej łaski nad łaskami, jaką jest powołanie, aby ono było tajemnicą między nami i Bogiem, aby pochwały ludzkie tej ofiaiy nie zbrudziły, aby ją czystą i niepokalaną dochowano do końca. Dobrze jest bowiem zachować tajemnicę królewską" (ŻU, 83). Taka ukryta ofiara wymaga szczególnej troski o zachowanie najdrobniejszych szczegółów w jej codziennej pielęgnacji. Praca nad uświęceniem w warunkach ukrycia przed światem to mozolna tkanina codziennych, drobnych nici.
Jeżeli w przyrodzie kropla drąży kamień nie siłą swego uderzenia, lecz częstotliwością swego spadania na jeden punkt; jak ocean składa się z kropel, tak świętość każdego chrześcijanina jest sumą drobnych wierności i wytrwałości na drodze obowiązku, także systematycznym unikaniem grzechów drobnych, czyli powszednich.

84. „Można wszędzie dzieło Boże prowadzić"

„Można wszędzie dzieło Boże prowadzić. Czułem się gotowy na wszystko i ofiarowałem się Bogu na życie między poganami, na ukrycie i bezczynność (ND, 381-382). Ta myśl z rekolekcji 1887 roku najlepiej chyba wyjaśnia istotę ukrytego apostolstwa ewangelicznego zaprojektowanego przez błogosławionego Honorata. Przytoczone słowa poprzedza w dzienniku informacja, że miał on „szczególne oświecenie [przy rozważaniu sceny nocnej ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu], co odpowiadało otrzymanym wieściom zatrważającym, że chciał Pan Jezus od młodości cierpieć, aby więcej cierpiał u obcych, nie u Mędrców, ale tam, gdzie by mógł być ukrytym i chciał bałwochwalczemu ludowi być pożytecznym" (tamże).

Idea ukrytych wspólnot miała być w zamyśle ojca Honorata odtworzeniem ukrytej działalności Chrystusa, jako postaci nierozpoznanej przez otoczenie na egipskim wygnaniu. Idea ta była również szczególnie bliska jemu jako „wygnańcowi sumienia", gdy przyszło mu działać w całkowitej konspiracji. Nie możemy przy tym być zaskoczeni, że swoje wspólnoty nazwał „dziełem Bożym".

„O jakiż to jawny dowód, że te zgromadzenia są dziełem Bożym - pisał w Objaśnieniach tyczących się zgromadzeń ukrytych przed światem - że nawet rząd, będący najsroższym prześladowcą rzeczy polskich i katolickich, prawie że potwierdził je w końcu. To także dowodzi, że zgromadzenia te są dziełem Bożym, iż nie miały żadnego fundatora. Mój udział w tym ograniczył się na tym, że po kasacie felicjanek zatrzymałem w kraju wiele probantek i nowicjuszek, aby nie jechały za granicę. (...) Nowym dowodem tego, że są dziełem Bożym jest to, że w czasie tej strasznej wojny w dziwny i cudowny sposób były ratowane i opieką Boską otaczane, i nawet od zewnętrznych szkód ochraniane. I pośród powszechnego zamieszania nie tylko nie upadły na duchu, ale zdaje się, że jeszcze bardziej się w nim utwierdziły. A wiele z nich znalazło obszerne pole do spełnienia bohaterskich posług miłosierdzia" (ŻU, 203).

Termin „Dzieła Boże", po grecku „megaleja tu teu", po łacinie: „magnalia Dei", wystąpił po raz pierwszy w Dziejach Apostolskich (2,11) na oznaczenie wyjątkowych znaków Bożych w dziejach. Terminem tym określił swe wspólnoty błogosławiony Honorat. I termin ten dziś upowszechnił św. Josemaria Escriva, założyciel Opus Dei, odwołując się w nazwie swych wspólnot do terminu użytego w Dziejach Apostolskich.

83. „Nie ma innej drogi do wewnętrznego pokoju jak droga krzyżowa"

W dwudziestym drugim roku swej przymusowej izolacji błogosławiony Honorat w notatkach rekolekcyjnych 1886 roku zapisał szereg zdań istotnych dla poznania jego duchowości: „Przejęty byłem wielką obawą, aby nie było zakryte przed oczami moimi to, co jest ku pokojowi mojej duszy, mego Zakonu, Kraju i Kościoła, aby nie przyszły niespodzianie na nas kary. [...] Prosiłem bardzo natarczywie przez dzień cały, nie miałem wiele światła, tylko że nie ma innej drogi do wewnętrznego pokoju, jak droga krzyżowa. Zachęciłem się do wytrwałości obrazem Pana Jezusa w Ogrójcu, który nie był wysłuchany od razu. [...] Ofiarowałem się przeto, jak umiałem, ze wszystkimi zmysłami i władzami, i życiem całym na wszystkie choroby, utrapienia, uciski, prześladowania, wzgardy, z wyrzeczeniem wszystkich pragnień, najszlachetniejszych... " (ND, 380).

To bardzo osobiste wyznanie jest komentarzem do słów Chrystusa wypowiedzianych po uroczystym wjeździe do Jerozolimy na kilka dni przed męką krzyżową: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12,32). A więc nie cudami, nie mądrością swych przemówień przyciągnął Syn Człowieczy do siebie, lecz haniebną śmiercią na szubienicy krzyża. Dlatego ulubione powiedzenia ojca Honorata to zdania zapisane w liście okólnym do wszystkich zgromadzeń z 1900 roku: „Krzyż to godło chrześcijanina, krzyż to reguła, to księga życia, to droga jedynie pewna dla dusz, które świętości pragną. Wszelka droga do świętości, co nie na Kalwarię prowadzi, złudzeniem jest tylko i nie zawiedzie do nieba, więc nie tego czekajmy od Józefa świętego, byśmy pod jego opieką zgnuśnieć mieli w wygodach i zapomnieć o tej drodze zbawienia. [..,] Trudy, prześladowania, to zwyczajna droga, którą się idzie do świętości i chwały" (LO, 195 - 196).

Duchowość honoracka oparta więc była na Ewangelii Krzyża, bo tak jak było „napisane o Synu Człowieczym: ma On wiele wycierpieć i być wzgardzonym" (Mk 9,11), tak też „zapisał" błogosławiony Honorat w odezwach swych ukrytych wspólnot. „Być ukrzyżowanym, to znaczy mocno się przybić do woli Bożej gwoździami bojaźni, nadziei i miłości, ubóstwa, czystości i posłuszeństwa w taki sposób, aby Cię nic oderwać nie mogło od Twego powołania" (CNS, 74).

82. „Na nowo byłem pobudzony do pracy nad duszami"

„Na nowo byłem pobudzony do pracy nad duszami, że gdy kopać nie umiem [tj. surowego życia prowadzić], ani żebrać [życia bogomyślnego], to przynajmniej przez uczynki miłosierdzia duchowego szczególnie zyskiwać sobie przyczyńców do Boga" (ND 378). Ta rekolekcyjna refleksja zapisana w roku 1886 wskazuje, że idea ewangelicznego życia ukrytego była połączona z nieustanną refleksją i pogłębianiem duchowych fundamentów. Rzeczywiście, błogosławiony Honorat nie odczuwał w sobie powołania do życia ściśle kontemplacyjnego. Wybierając kontemplacyjno-czynny franciszkański zakon kapucynów, określił szczególny wzorzec udoskonalenia przez czynne apostolstwo wśród świeckich chrześcijan. Pragnienie to zostało całkowicie uniemożliwione przez przymusową izolację. Zza muru kierował prośby do Najwyższego, modląc się słowami patriarchy Abrahama: „Daj mi dusze, a resztę odbierz" (Rdz 14,21 ).

Swoje osobiste uświęcenie połączył błogosławiony Honorat z programem uświęcenia poprzez „uczynki miłosierdzia" realizowane przez dusze żyjące w świecie. Cieszył się niezmiernie, gdy papież Leon XIII awansował Trzeci Zakon św. Franciszka jako „jedyny środek duchowego odrodzenia świata, a nadto wydał dekret, potwierdzający życie zakonne ukryte przed światem" (LO, 353). Wychwalając franciszkańskie inicjatywy Leona XIII domyślamy się, że odczuwał w klasztornej izolacji satysfakcję dla swych konspiracyjnych pomysłów zakonotwórczych. Z wielkim entuzjazmem stwierdzał, że papież „uważając zgromadzenia ukryte za świeckie stowarzyszenia, zrównał je zupełnie z jawnymi, a tak życie zakonne, które zaczęło się niegdyś na puszczach, potem rozszerzyło się w pracach apostolstwa i w uczynkach miłosierdzia, dziś pod strzechą rodzinną się zakrada, wchodzi do fabryk, do pracowni, do zakładów dobroczynnych, aby wszędzie szerzyć swobodnie Królestwo Boże" (LO, 353).

W duchowości honorackiej tylko miłość zamieniała rzeczy małe na rzeczy wielkie. Ojciec Honorat nieustannie powtarzał, że Bóg jest miłością (l J 4,8) i przypominał często słynną sentencję o miłości św. Augustyna z jego homilii na Pierwszy List św. Jana: „Kochaj i czyń co chcesz! Jeśli przemilczysz błąd, z miłości przemilczysz. Jeśli nakrzyczysz, z miłości nakrzyczysz. Jeśli ukarzesz, z miłości ukarzesz. Jeśli oszczędzisz, z miłości oszczędzisz. Korzeń miłości jest wewnątrz człowieka i tylko dobro może z niego wyrosnąć" (RŚA, s. 130).

81. „Biada światu, gdy nie ma dusz doskonalących się"

„Biada światu, gdy nie ma dusz doskonalących się i żyjących według rad Ewangelii świętej. Ze mną tak jak z Panem Jezusem i jak z apostołami, gdy ich Żydzi wygnali, obrócili się do pogan. Praca nad ludem, korzystniejsza" (ND, 377). Takie refleksje zapisał błogosławiony ojciec Honorat w 1886 roku podczas rekolekcji. Odnajdujemy w tych słowach poważny rozrachunek dotyczący zakładania wspólnot ukrytych w warunkach kasaty zakonów w Królestwie Polskim w ramach popowstaniowych represji. W jego zamyśle powstał projekt nakłonienia młodych dusz do życia doskonałego w warunkach konspiracyjnych. W przesłanych do Rzymu pierwszych wiadomościach o życiu ukrytym w Królestwie Polskim pisał: „Po skasowaniu zakonów w naszym kraju, wiele dusz pragnących służyć, nie miało możliwości zaspokojenia pragnienia swego serca; potrzeba przeto było obmyślać sposób zaspokojenia ich pragnień, odpowiedni do okoliczności miejsca i czasu. Chociaż niektóre z nich mogły były udać się za granice cesarstwa, gdzie są jeszcze dawne zakony i tam zadośćuczynić swym pragnieniom, ale zdawało się to z wielką szkodą dla własnego kraju pozbawiać go dusz, które swoją świątobliwością i modlitwą mogły ściągnąć na niego miłosierdzie Boże w ucisku i przyświecać drugim przykładem i słowem" (ŻU, 15).

Jedynie przez kratki konfesjonału mógł ojciec Honorat weryfikować jakość powołań do ukrytego życia zakonnego w duszach, którymi kierował i zachęcał je do ofiarnych poświęceń osobistych. Zagrzewał je również swym piórem, gdy pisał do nich zza muru odosobnienia: „O moje najdroższe Siostry! Jakże szczęśliwe jesteście, że to was maluczkie, słabe i nędzne, to szczęście przypadło, iż w tym opłakanym stanie zepsutego świata, wśród takich ruin duchowego życia na całej prawie ziemi, zostałyście wybrane przez dobroć boską do spełnienia takiej ofiary" (LO, 446).

Ideał uświęcenia w duchowości honorackiej opierał się na ewangelicznym powołaniu do świętości wszystkich chrześcijan, zwłaszcza żyjących w ukryciu. „To ukrycie przed światem, to życie ciche, pracowite, to bohaterskie nieraz poświęcenie się dla Boga, nikomu prócz Bogu nieznane, nie uczczone przez nikogo, owszem zewsząd napotykające śmiech i wzgardę ludzi. Jest największą ozdobą tych zgromadzeń, jest ich pięknością, jest wdziękiem i wonią tego fiołka, zasadzonego ręką Maryi Przenajświętszej na pocieszenie ukrytego w Hostii Chrystusa" (ŻU, 84).

80. „Rozpłynąć się w morzu Boga i zniknąć w Nim"

„...jako strumyk mały i oczyścić się z tych nieczystości, jakie płynąc zebrałem..." (ND, 376). Myśl ta często pojawia się w wypowiedziach wielu świętych, którzy alegorią morską, zapożyczaną z Pisma Świętego, pragnęli uwypuklić człowieka jako „kroplę" zanurzoną w „morzu nieskończoności" Najwyższego. Także porównanie życia ludzkiego do żeglugi po wzburzonych falach życia, zaczerpnięte z ewangelicznego opisu uciszenia burzy przez Jezusa na Jeziorze Genezaret (por. Mt 8, 23-27), jest często wykorzystywane w literaturze hagiograficznej. Błogosławiony Honorat rozwijał jednak alegorię morską, zwłaszcza symbolikę burzy, w sposób niezwykle osobisty i oryginalny. „Czy przez burzę - zapisał w notatkach rekolekcyjnych w 1912 roku - czy przez szparę okręt zginie" (ND, 438), rozważając przypuszczalnie obraz łodzi Piotrowej zalewanej rozlicznymi falami podczas rozszalałej burzy podsycanej przez relatywistyczny modernizm filozoficzny i teologiczny.

Zanurzony w morzu wiary, uzbrojony w kotwicę nadziei i przeniknięty duchem miłości, myślał ojciec Honorat często o swych ukrytych zgromadzeniach jako o wielkiej „przeciwfali", chroniącej łódź Kościoła, płynącego przez wzburzony ocean świata. Widział również swe wspólnoty, które niczym rozległe morze rozlewają swą wiarę, nadzieję i miłość po całym imperium carskim i poza jego granicami. „Życie nasze to podróż po wzburzonych wodach oceanu - pisał w liście okólnym pod koniec życia - pośród ciemności nocy. Wiara to latarnia morska, co nam drogę do portu wiecznej szczęśliwości ukazuje. Wierność w obowiązkach to czółno [łódź ratunkowa], które nas od morskich broni bałwanów, tj. od wpływów świata. Miłość to wiatr, co żagle nadyma i do nieba wiedzie. Siostry moje, tam będziemy szczęśliwi" (LO, 443).

W duchowej żegludze opisywanej przez ojca Honorata specjalna rola została wyznaczona „Gwieździe Morza", Najświętszej Maryi Pannie. To Ona ma wskazywać kierunek kursu i Ona też w nadzwyczajnym niebezpieczeństwie ma ratować „załogę" okrętu Kościoła. Gwiazda świeci, jak wiadomo, bezszelestnie; widoczna jest na niebie dla nieruchomego oka trwającego w skupieniu i w ciszy. Gwiazdy dlatego widoczne są w nocy, w ciemności. „Nie dozwól w godzinach niemocy / za mrok tajemnic Twych wykroczyć / bo po to wszystkie światła gasną / by w nocy dostrzec Twoich jasność" (ZG, 56).

79. „Tutaj ciągle przemienienie, tu góra Tabor"

Ten wzniosły okrzyk wpisany przez błogosławionego Honorata w 1878 roku (ND, 352) jest powtórzeniem ewangelicznego zachwytu św. Piotra podczas Przemienienia Chrystusa na górze Tabor. Na widok rozmawiającego Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem Piotr powiedział: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty, jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza" (Mk 9,5). Po co? Żeby tak trwać w radosnym zachwyceniu na górze? Czy ojciec Honorat wiedział, co mówi?

Możemy przypuszczać, że uwięziony kapucyn czuł się lepiej na górze przemienienia niż na górze utrapienia, na którą każdego dnia musiał się wspinać, pokonując rozliczne ofiaiy izolacji i choroby, które go często trapiły. Wiara dla niego nie była wiedzą, lecz ślepą ufnością. Nie mógł w pełni ogarnąć myślą istoty nieskończonego Boga. Mógł jednak zjednoczyć się z Ojcem w niebie duszą i umysłem; mógł w wyobraźni skryć się pod „Boży namiot", by znaleźć schronienie i wytchnienie dla umęczonego ducha.

Lekcja Przemienienia Pańskiego na górze Tabor wyzwoliła w błogosławionym Honoracie potrzebę ciągłego przemieniania się naszej słabej wiary w wiarę mocną, żywą, uwydatniającą się przez ofiarną miłość do Boga i do każdego człowieka. Tę lekcję nieustannego przemieniania ofiarnego przekazywał swoim naśladowcom: „Dziś w tak smutnym stanie świata Bóg chce zbawić, ale wymaga ofiary. Ale jakiej ofiary? Nie zaspokajają Go żadne materialne ofiary, choćby wszyscy bogacze złożyli Mu na ofiarę swoje majętności, wszyscy uczeni swoje prace, wszyscy rozkosznicy wyrzekli się swych zbytków, i gdybyśmy mogli ofiarować Mu świat cały i tysiące takich światów, wcale Go to nie zadowoli, potrzebuje On ofiary serc. Ale jakich serc? [...] On potrzebuje ofiary serc czystych, ofiary dusz całkiem Jego miłości oddanych, gotowych na wszystkie prace i poświęcenie. Niech to będą dusze najprostsze, ze stanu niskiego i nieumiejętne, ale niech będą gotowe naśladować Najświętszą Maryję Pannę, żyjąc w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie, gotowe na wszelkie prace i posługi pokorne, gotowe na znoszenie głodu i chłodu, gotowe na wszelkie prześladowania..." (LO, 445-446). Taka była idea przemiany wewnętrznej w duchowości honorackiej i takie było ich apostolskie założenie: przemieniać świat, zaczynając tę przemianę od właściwego początku, czyli od samego siebie.

78. „Poznałem jak straszny jest dar wolności"

„Poznałem jak straszny jest dar wolności i że chociaż Bóg udzieliwszy go, z drugiej strony otoczył swe stworzenia takimi ponętami miłości, żeby było niepodobne nadużyć go [...] jednakże tak nieszczęśliwie go nadużyli" (ND, 348). Słowa te zanotował w 1878 roku zakonnik, który od czternastu lat pozbawiony wolności przez zaborcę przebywał za klasztornym murem. Wprawdzie mury te oddzielały go od uczestnictwa w życiu publicznym, jednak „ku wolności wyswobodził go Chrystus" (Ga 5,1).

Błogosławiony Honorat przyjmował, że Bóg stworzył nas istotami wolnymi i to właśnie wolność jest najwyższym darem, który decyduje o naszym podobieństwie do Stwórcy, jako że dar przedstawia wartość tylko wtedy, gdy jest dobrze odebrany. Wiemy, że ten dar w wyniku upadku pierwszych rodziców okazał się w skutkach nieszczęsnym, „strasznym darem".

Błogosławiony Honorat miał przekonanie, że wolność w życiu chrześcijanina winna występować w łączności z prawdą. Potwierdzają to słowa Jezusa: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8,32). Przeciwstawieniem zaś tej wyzwalającej prawdy jest grzech: „Zaprawdę, powiadam wam: każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu..." (J 8,34). Stąd wolność po pierworodnym upadku, to wolność od grzechu, czyli posiadanie wolnego, a więc spokojnego sumienia.

Błogosławiony Honorat adresował do członków swoich ukrytych wspólnot słowa Pawła apostoła: „Bracia, powołani zostaliście do wolności. [...] Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie" (Ga 5,13). Związek wolności i miłości kultywowany był we wszystkich honorackich zgromadzeniach, zwłaszcza we wspólnotach zajmujących się chrześcijańskim wychowaniem do wolności. Celem tych oświatowych wspólnot było przygotowanie oświeconych Polaków cło odzyskania wolności narodowej i państwowej za pomocą „podnoszenia cywilizacji kraju przez popieranie nauki, przemysłu i sztuki, przez ustanawianie stypendiów dla uczącej się młodzieży lub wspomaganie młodych talentów, przez podnoszenie literatury, wydawnictwa książek, urządzanie konkursów [...] otaczanie się i ozdabianie dziełami sztuki, ale tylko krajowej i natchnionej myślą rodzinną, przez utrzymywanie stosunków z zagranicą i godne przedstawianie tam naszej cywilizacji" (ŻU, 181).

77. „Tajemnica Wcielenia pobudziła mnie na posługę dusz ubogich"

„Tajemnica Wcielenia pobudziła mnie na posługę dusz ubogich i wzgardzonych, tudzież dzieci i innych trudniejszych" (ND, 346). Ten rekolekcyjny zapis postanowienia z 1877 roku odsłania teologiczne podstawy duchowości honorackiej w zakresie „posługi dusz ubogich". Skoro Druga Osoba Boska wcieliła się w naturę ludzką i przyjęła postać sługi, to chrześcijanin wzorujący się na tym realnym zdarzeniu historycznym decyduje się na naśladowanie w swym życiu Syna Bożego. Jest to oczywiście niezgłębiona tajemnica naszej wiary, potwierdzona słowami Objawienia biblijnego w scenie Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Nazarecie. Zwolennicy ewangelicznej idei apostolskiej przeżywają osobiste zwiastowania, które przemieniają ich wnętrze w przymiot wiary ofiarnej, to znaczy w kształt osobistego poświęcenia dla potrzebujących zrealizowanego dla wyższych celów.

Ewangeliczny wolontariat ukrytych zgromadzeń honorackich polegał także i na tym, by „posługę dusz ubogich" sprawowały osoby ślubujące zachowanie ubóstwa. Ubóstwo to, wzorowane na idei ubóstwa franciszkańskiego, nie oznaczało ubierania się w łachmany i nie stosowania zasad higieny. Oznaczało wyzbycie się z luksusów i nie poddawanie się konsumpcyjnemu stylowi życia wspólnego. Oznaczało też szanowanie rzeczy codziennego użytku i dbanie o nie, by długo służyły.

W cytowanej już ankiecie „Przeglądu Powszechnego" z 1906 roku ojciec Honorat pisał w zakończeniu: „Te kilkanaście tysięcy dusz, które w ucisku wykształciły się na sługi Boże i na pracownice społeczne (...) mogą sprostać wszelkim dzisiejszym potrzebom, byle były duchowo, a zwłaszcza materialnie wspomagane. Bo choć ubóstwo ma swoje zalety i pożytki, ale w wielu rzeczach jest też przeszkodą. Aby odpowiedzieć słusznym wymaganiom czasu, potrzeba się kształcić, choćby tylko dla objęcia ochrony, a na to potrzeba funduszów. To samo rozumie się o kształceniu we wszystkich innych kierunkach, aby prowadzić można było na większą skalę wszelkie zakłady naukowe i dobroczynne; skoro jednak nie mają środków po temu, muszą wezwań takich odmawiać, ustępując miejsca osobom bez zasad, lecz obfitującym we wszystkie pomoce materialne i mającym uznanie u dzisiejszego antychrześcijańskiego świata" (ŻU, 193). Ojciec Honorat nie był religijnym fantastą, ale wielkim realistą.

76. „Codziennie ręczne roboty wykonywać na cześć prac Jezusa"

Chociaż po grzechu pierworodnym Bóg powiedział wyrzuconemu z Raju Adamowi: „W pocie oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie" (Rdz 3,19), to jednak praca nie jest karą, lecz zadaniem, które Bóg nakazał od pierwszych chwil istnienia człowieka na ziemi. Rekolekcyjne postanowienie błogosławionego Honorata zapisane w 1876 roku: „Codziennie albo ręczne roboty, albo porządki na cześć prac Pana Jezusa" (ND, 343) jest nie tylko zrozumiałe w zestawieniu z jego więzienną „bezczynnością", a więc potrzebą ćwiczeń fizycznych; zapis ten miał również wymiar ascetyczny, wynikający z reguły franciszkańskiej, w której św. Franciszek z Asyżu nakazał swoim braciom, by utrzymywali się z pracy rąk.

Błogosławiony Honorat pragnął, by uświęcenie przez pracę ręczną czy umysłową było kultywowane w jego ukrytych zgromadzeniach. I tak ze Zgromadzenia Braci Sług Maryi Niepokalanej, wyłoniła się 15 sierpnia 1893 roku Wspólnota Synów Matki Bożej Bolesnej, zwanych Dolorystami. Słudzy Maryi poświęcali się młodzieży wiejskiej, a Doloryści młodzieży miejskiej. W liście do przełożonego Sług Maryi w 1894 roku, poprzednio wieloletniego zesłańca syberyjskiego, zachęcał go, „aby pracę podnieść i uświęcić do tego stopnia, że o ile drudzy niżej ją stawiają od ćwiczeń duchowych, o tyle postawić ją u siebie wyżej nad nie, a raczej wyrazić to przekonanie, że ona taka droga, jak modlitwa, i może ją zastąpić i że ona jest najlepszym sposobem służenia Bogu, owszem, jest służbą Bożą. Nie mam wątpliwości, że każde poruszenie ręki Pana Jezusa przy pracy było równej zasługi, jak wyciągnięcie tej ręki na krzyż, i z równą miłością było dokonywane. Każdy pracujący może w tym naśladować Pana Jezusa, i powinien łączyć swoją pracę z Jego pracami, a swoje intencje i uczucia z Jego intencjami i uczuciami" (LRO, 211).

Sobór Watykański Drugi poucza, „że przez ofiarowaną Bogu pracę człowiek włącza się w samo odkupieńcze dzieło Jezusa Chrystusa, który nadał pracy szczególną godność, kiedy własnymi rękami pracował w Nazarecie" (KDK 67). Stąd ostatecznym celem ludzkiej pracy jest złożenie siebie Bogu w ofierze, bo praca daje okazję do codziennego uświęcania się i apostołowania, „aby pracować pobożnie, podnosząc serce do Boga i ofiarując Mu trud przy pracy podjęty" (LRO, 213).

75. „Z każdym chłopkiem, dzieckiem, być jak jeden z nich"

Takie było postanowienie rekolekcyjne błogosławionego Honorata w 1876 roku (ND, 342). Tę zaskakującą deklarację umieścił między typowo ascetycznymi refleksjami; gdy zgłaszała się do niego młodzież wiejska, chłopcy i dziewczęta. Mogła ona dotyczyć założonego nieco później, wspomnianego już zgromadzenia Służek, poświęcających się pracy apostolskiej w środowiskach wiejskich. Była to łączność ukrytej wspólnoty - wedle określenia ojca Honorata - „z ludem wiejskim, który niedawno przedtem uwłaszczony [1864], zaczynał wówczas życie samodzielne. Chodziło głównie o to, aby uprzedzić szkodliwy dla niego wpływ ludzi bez wiary lub siejących niezgodę między stanami i podać mu takie apostolstwo i w tak przystępnej formie, iżby go ono w wierze i pobożności umocniło. Gdy zaś jednocześnie obudził się w tym ludzie duch poświęcenia i okazało się bardzo wiele powołań, trzeba było dla tego rodzaju sług Bożych obmyślić też nowy rodzaj życia, odpowiedni do ich stanu i nie wyprowadzający ich z prostoty i ubóstwa, aby to wejście do zakonu nie było zyąkowne, jakim by musiało być przy wstąpieniu do dawnych zgromadzeń, gdzie prowadziłyby życie wygodniejsze, niżeli w rodzicielskich chałupkach" (ŻU, 107).

Błogosławiony Honorat znał twarze polskich chłopów, orientował się dokładnie w ich socjalnej doli. Gdy w zakroczymskim odosobnieniu rozmyślał nad położeniem polskiego chłopa w dobie zaborów dostrzegł w tych biednych postaciach twarz Chrystusa. Wówczas mógł usłyszeć słowa Jezusa: „Biada światu z powodu zgorszeń... [tych najmniejszych] (...) Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych..." (Mt 18,10) „Maluczkimi" - jak określał za Wulgatą J. Wujek - Jezus nazywał nie tylko dzieci, ale wszystkich, którzy na tym świecie nic nie znaczą: ubogich, chorych, prostaczków. „Powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie" (Mt 10,10). Z tego wzoru wywyższonych przez Chrystusa „maluczkich" ukształtowała się oficjalna nazwa zakonu franciszkańskiego: Ordo Fratrum Minorum, co po polsku dosłownie brzmi: „Zakon Braci Mniejszych", choć bliższa duchowi języka polskiego byłaby nazwa Zakon Braci Małych. Błogosławiony Honorat chciał, by duch tej nazwy przeszedł do założonych przez niego wspólnot ukrytych: Małych Sióstr.

74. „Zginie wszystko, co nie od Boga wzięło początek"

„Zginie wszystko, co nie od Boga wzięło początek. Zatrzymaj te krótkie słowa" (ND, 341). Jakie ma ono znaczenie dla duchowości honorackiej? Chodzi oczywiście o początek ukrytych wspólnot błogosławionego Honorata. Polecenie „zatrzymaj te krótkie słowa" zostało wpisane podczas rekolekcji w 1876 roku, gdy idea ukrytych wspólnot apostolskich od kilku lat była już rzeczywistością i konkretyzowała się pomyślnie. Wiedział on, że kandydatów do ukrytych zgromadzeń znajdzie wśród dawnych, znajomych tercjarek i członków warszawskich kółek różańcowych. Na jego wezwanie zza murów przybywały do Zakroczymia dusze zapalone do działalności charytatywnej. Dotykamy w tym miejscu delikatnej kwestii wynajdywania liderów i liderek, odznaczających się charyzmatem powołania ewangelicznego i charyzmatem organizacyjnym. Założyciel wszak był odizolowany od świata zewnętrznego, a jedynym punktem kontaktowym był konfesjonał.

Błogosławiony Honorat stale pamiętał o wersecie psalmu: Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą" (Ps 127,1). W 1906 roku wyjaśnia: ukryte wspólnoty zakonne, „w żadnej głowie nie powstały, bo nikt tu z góry nic nie układał, a i ci nawet, których Bóg użył jako narzędzie do tego, sami nie zwrócili uwagi na organizację, jaka się z czasem ułożyła. Dopiero gdy na rozkaz z Rzymu przygotowano szczegółowe sprawozdanie i pokazano je pewnemu kapłanowi zakonnemu [o. Prokopowi Leszczyńskiemu], ten rzekł: "Patrzcie no, jak ta rzecz się ułożyła; wszak ona ogarnęła już wszystkie stany. Wyraźne to działanie ręki Bożej». Dodajmy jeszcze, że znikąd nie było żadnej pomocy materialnej; przeciwnie, rzecz rozwijała się w najwyższym ubóstwie i ostatnim niedostatku, ponieważ nikt prawie nie chciał do niej ręki przyłożyć" (ŻU, 191).

Jaki był początek honorackich wspólnot ukrytych? Na początku było Słowo (por. J 1,1), które za pośrednictwem zakonotwórczego charyzmatu błogosławionego Honorata „stało się ciałem" rozlokowanym w opracowanych przez niego „katakumbach" Królestwa Polskiego, po załamaniu się powstania styczniowego. Podziwiając zaczyn tej inicjatywy, patrzymy na jej rozwój i stan dzisiejszy, w czasach, gdy Kościół Powszechny przyjął i utrwalił pionierskie idee chrześcijańskich wspólnot ewangelicznych, działających w świecie współczesnym.

73. „Poruszyła mnie dobroć Ojca przyjmującego syna"

„Poruszyła mnie dobroć Ojca przyjmującego syna i rzucającego mu się na szyję, szczególnie, gdy stosowałem ją do Boga i siebie. Zaiste Bóg tylko mógł taką przypowieść ułożyć i o takiej dobroci pomyśleć" (ND, 340). Dwadzieścia trzy lata później w notach rekolekcyjnych z 1899 roku błogosławiony Honorat tak objaśnia przypowieść o synu marnotrawnym: „Tegoż dnia przy rozmyślaniu o synu marnotrawnym poznałem dobroć Bożą względem siebie, która za grzechy moje odpłaciła szatą pierwszorzędną (kapłaństwem), pierścieniem (znakiem miłości oblubieńczej), obuwiem, posiłkiem dla ciała i duszy, ciągłym weselem" (ND, 408-409). Dwa lata później: „Sumienie mi wyrzuciło, że ja nie tylko na świecie rozproszyłem majętność duchową, czyli dary Boże, ale i w zakonie, bo kto nie czyni dla Boga jedynie, ten rozprasza" (ND, 414).

Najpiękniejsze zdanie jakie mogło wyjść z ust człowieczych to wypowiedź: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie" (Łk 15,18). I jeszcze piękniejszy jest moment, kiedy wypowiadane są te słowa. Syn marnotrawny w ramionach Ojca, tak jak to widzimy na genialnym płótnie malarskim Rembrandta. Jest to obraz Bożego Miłosierdzia uwydatniający delikatność, wspaniałomyślność i szczodrość Bożej dobroci. Taki obraz Miłosiernego Ojca musiał mieć przed swymi oczami błogosławiony Honorat, co potwierdza trzykrotny zapis tej sceny miłosierdzia w jego Notatniku. Zestawiał go nie tylko z własnymi przeżyciami, ale i z wielkim żarem wewnętrznym przenosił go do wspólnoty pracującej wśród córek marnotrawnych. „Wielkie to bowiem i niełatwe zadanie - pisał w przywoływanej ankiecie Przeglądu Powszechnego" z 1906 roku - służyć dziewczętom upadłym i zbłąkanym. Siostry wyszukują je po szpitalach, więzieniach, zaułkach i innych kryjówkach grzechu, a miłością i cierpliwością przywodzą je do poprawy, wyprowadzając na użytecznych członków społeczeństwa. [...] Zgromadzenie to ma przed sobą wielkie pole w zakładaniu przytułków noclegowych dla włóczęgów, domów poprawy dla małoletnich przestępców, ochronek dla podrzutków i dzieci zbrodniarzy; w rozciąganiu opieki nad kobietami wychodzącymi z więzienia i podawaniu im pomocy oraz w pełnieniu obowiązków dozorczyń więziennych" (ŻU, 183).

Czy ta zachęta błogosławionego kapucyna przyniesie nam dziś podobne skojarzenia z jakże dziś aktualnym obrazem ewangelicznego syna marnotrawnego i miłosiernego Ojca?

72. „Co uczyniłeś dla Chrystusa?"

To pełne niepokoju pytanie zapisał błogosławiony Honorat w Notatniku w 1876 roku, po rekolekcyjnych rozmyślaniach o Sądzie Ostatecznym. Odpowiedź była lapidarna: „Nic, lecz wiele przeciw Chrystusowi" (ND, 340). Zdanie to pojawia się w tym miejscu jako odzew popularnego w środowiskach franciszkańskich powiedzenia Patriarchy z Asyżu, który miał powtarzać: „Bracia! Sługami nieużytecznymi jesteśmy i nic dotąd nie uczyniliśmy; Bracia, zaczynajmy od nowa". To zdanie uwydatnia istotę duchowości franciszkańskiej, której miernikiem są czyny wzorowane na Ewangelii. Reguła bowiem św. Franciszka składa się z powiązanych w spójną całość zdań ewangelicznych, zalecanych do dosłownego rozumienia według sensu literalnego. Streszczeniem tego może być słynne powiedzenie św. Jakuba o wierze, która „bez uczynków martwa jest" (Jk 2,26).

W liście okólnym do wszystkich ukrytych zgromadzeń, błogosławiony Honorat w taki oto sposób komentuje zdanie apostoła Jakuba: „Żyć z wiary potrzeba, bo wiara bez uczynków, to jest trup bez ducha. Aby wytrwać, trzeba łaski Bożej, trzeba wielkiej łaski, a bez uczynków, bez pełnienia słów Boskich tej łaski mieć nie będziemy i sama wiara prędko zgaśnie, a przynajmniej tak się zaćmi, że ciemności rozpędzić nie zdoła i drogi nam nie pokaże" (LO, 438). Tak więc wiara i czyn tworzą ewangeliczne sprzężenie zwrotne, wypełniające wiele składników duchowości honorackiej.

Stałym sprawdzianem tego spoiwa wiary i czynu jest proste i delikatne sumienie wsparte pokorą, czyli prawdą w ocenie naszych czynów. Przed Bogiem jesteśmy pustym naczyniem, które On wypełnia swoją łaską. To co mamy, należy przelać na innych. Im więcej oddamy, tym więcej będziemy mogli przyjąć. Podobnie jak morze, łaska charakteryzuje się zarówno dopływem, jak i odpływem.

Co uczyniłeś dla Chrystusa? Co uczyniłeś, gdy On był głodny, i czy dałeś Mu jeść; co uczyniłeś, gdy był On spragniony, czy dałeś Mu pić?; co uczyniłeś, gdy był On przybyszem, i czy przyjąłeś Go?; co uczyniłeś, gdy był nagi, czy przyodziałeś Go?; co uczyniłeś, gdy był On w więzieniu, czy przyszedłeś do Niego? Wszak, „co uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych Mnieście uczynili" (Mt 25,40).

71. „Dziwna Opatrzność Boska w rzeczach drobnych"

71. „Dziwna Opatrzność Boska w rzeczach drobnych"

Nasze potoczne wyobrażenia o świętości łączą ich życie doskonałe z nadzwyczajnymi, najlepiej cudownymi wydarzeniami w ich życiu. Tymczasem pozbawiona literackiego lukru hagiografia pokazuje nam dzieje zwyczajnych ludzi, budujących w sobie życie nadprzyrodzone „małymi krokami", według ewangelicznego wzoru pokazanego w przypowieści o talentach: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach małych, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana" (Mt 25,23).

Błogosławiony Honorat w jedenastym roku swego przebywania za murami zakroczymskiego więzienia pisał w 1876 roku podczas rekolekcji: „Bardzo często pobudza mnie do wdzięczności ta dziwna Opatrzność Boska w rzeczach drobnych, że zaledwie pomyślę o czym, zaraz mam, co mi się bardzo często przytrafia" (ND, 237). I chociaż refleksja ta dotyczy obecności Bożej w codziennym życiu uwięzionego zakonnika, to jednak kryje ona w sobie szersze perspektywy jego duchowości. Polega ona na założeniu, iż nie wolno w bezczynności czekać na nadejście Królestwa Bożego, lecz należy życie wypełnić gorliwą pracą; otrzymaliśmy wszyscy od Pana wiele talentów zdrowia, sił, zdolności umysłowych...

Na fundamencie tej idei powstała w Zakroczymiu 15 sierpnia 1885 roku, ukryta wspólnota Braci Sług Maryi Niepokalanej. Członkowie wspólnoty uświęcali się przez sumienną pracę i wychowywanie do niej w prowadzonych przez nich szkołach rzemieślniczych. Obowiązek sumiennej i drobiazgowej pracy wpisany w konstytucje Sług Maryi, upowszechniał ojciec Honorat na wszystkie swoje wspólnoty. „Trzeba często przypominać - pisał w jednym z listów - że wierne spełnianie prac i obowiązków, jest najlepszym sposobem służenia Bogu, jest najmilszym Jemu umartwieniem, od Niego samego nałożonym, bo spełnienie ich dokładnie wymaga wyrzeczenia się własnej woli i wygód, znoszenia wszystkich skłonności, panowania nad lenistwem i zmysłowością. I że ono nastręcza sposobności do ćwiczenia się we wszystkich cnotach, a mianowicie w pokorze, posłuszeństwie, cierpliwości" (LRO, 213). Trudno jest dostrzec palec Boży w drobiazgach, choć każda wielkość jest syntezą drobnych cząstek, jak kropel w morzu.

70. „My liczymy lata niewoli, a nie myślimy o poprawie"

„Zrozumiałem - zapisuje błogosławiony Honorat po rekolekcjach w 1874 roku - że Pan Jezus nie mógł poprawić swojego ludu, choć tak bardzo pragnął jego nawrócenia i choć płakał nad jego zatraceniem, musiał to uczynić. Zrozumiałem, jak to inaczej te rzeczy przedstawiają się przed oczyma ludzkimi, a inaczej przed Bogiem. Tam, gdzie litość nieraz bierze górę nad karami człowieka, tam trzeba podziwiać miłosierdzie Boże wyczekujące długo poprawy. [...] My liczymy lata niewoli, a nie myślimy o poprawie, czekamy wybawienia, a nie robimy tego, co do tego głównie potrzeba. [...] Pan Bóg karze, ale czeka cierpliwie, a cóż się doczeka?" (ND, 330).

Ta przejmująca refleksja historiozoficzna wprowadza nas w środek ówczesnego mesjaniz-mu polskiego, który wypełniał umysły światłych Polaków przebywających po klęsce powstań na emigracji. Błogosławiony Honorat znał poglądy mesjanistów z Andrzejem Towiańskim na czele, podzielał poglądy Zmartwychwstańców, polskiego zgromadzenia emigracyjnego założonego przez Bogdana Jańskiego. Refleksja ojca Honorata dotyczyła istotnego pytania historiozoficznego, czy Opatrzność, zsyłając wielkie cierpienia z powodu rozbiorów Polski, liczy na owocność naszych cierpień? Czy oczekuje od nas mozolnej pokuty i ofiarnej „poprawy", przemiany ducha i narodowych obyczajów?

Odpowiedź błogosławionego Honorata na te pytania, została wpisana we wskazówki dla wszystkich założonych przez niego ukrytych wspólnot ewangelicznych. To przez ofiarę, religijną „pracę organiczną", „pracę od podstaw" moralności chrześcijańskiej honorackie wspólnoty miały przyśpieszyć odrodzenie moralne i narodowe. Ich ofiarna działalność, mądrze zaprojektowana i systematycznie wykonywana praca nad obudzeniem religijnej świadomości Polaków, stanowiła ewangeliczną odpowiedź na łzy Chrystusa, płaczącego nad Jerozolimą, która dla ojca Honorata była obrazem ówczesnej Polski.

Warto podkreślić, że uwydatniona w duchowości honorackiej idea Polski ukrzyżowanej zakotwiczona jest w mistyce Krzyża i Męki Chrystusowej, wypracowanej przez św. Franciszka z Asyżu. Jest to mistyka oparta na współcierpieniu z umęczonym Chrystusem, przebywającym w biednych, głodnych, opuszczonych przez bliźnich.

69. „Ludzie świeccy mają dziś większą wiarę niż zakonnicy"

To jakże wymownie brzmiące zdanie błogosławionego Honorata zostało zapisane podczas rekolekcji odprawianych w 1874 roku poprzedza je takie oto wyjaśnienie: „Dziwił się Pan Jezus wierze setnika i mówił, że nie znalazł w całym Izraelu takiej wiary. Jak często dziś ludzie świeccy mają większą wiarę jak zakonnicy i świeżo nawróceni, większą jak my" (ND, 329). Ta autorefleksja uwięzionego kapucyna prowadzi nas do progu niezwykle ważnego programu religijnego, który zwykliśmy łączyć z naszą, posoborową epoką. Nie mamy wątpliwości, że ojciec Honorat był wizjonerem naszych czasów, gdy tyle dziś pisze się i mówi w Kościele o awansie laikatu, czy o różnorodnych ruchach kościelnych, zapominamy o poprzednikach tej idei. Jest to zwłaszcza nasza, Polaków, przywara, o której poeta pisał: „Cudze chwalicie, swego nie znacie; sami nie wiecie co posiadacie" (S. Wyspiański, Wesele). Przypomnijmy więc, że idea powszechnego powołania do świętości ludzi świeckich to dla ojca Honorata nie były pobożne życzenia, ale wyzwanie rzucane jemu i jego współbraciom podejmującym świadomie i dobrowolnie własną drogę do doskonałości. Ta „zawodowa" doskonałość przechodziła w Królestwie Polskim wielki egzamin, dziejowy.

Błogosławiony Honorat pisał w 1906 roku: w odpowiedzi na ankietę „Przeglądu Powszechnego" „Kościół Boży jest zawsze przemyślny i niewyczerpany w wynalazkach ku dobremu. Gdy ujrzał niektóre kraje pozbawione przez swój rząd zakonów, potwierdził rodzaj życia ukrytego przed światem, w którym wszystko to samo się zachowuje jak w zgromadzeniach jawnych, ale nie ma żadnych oznak życia zakonnego. (...) Pożyteczność owych zgromadzeń najlepiej okazuje się z tego, że apostolstwo domowe i wpływ na bliźnich oraz wszelkie posługi miłości daleko łatwiej spełniają się dzisiaj pod zasłoną świeckiej odzieży, niżeli w zakonnym habicie. Duch sekularyzacji, czyli zeświecczenia wszystkiego, który ogarnął ludzkość, chociaż w źródle jest zły, zniewolił jednak do pewnego uwzględnienia siebie" (ŻU, lól). Dlatego też potrzebny jest nowy ewangeliczny „pożar serc", który by zapalił i ogrzał zziębnięte dusze współczesnych chrześcijan. Ta iskra Boża miała wyjść niespodzianie i dyskretnie, właśnie z ukrytych wspólnot honorackich, rozpalających „ogień ewangeliczny", który miał zapłonąć w ciemnościach niewoli polskiej.

68. „Należy pełnić wolę Bożą w tym, co On chce..."

„Należy pełnić wole Bożą w tym, co On chce, dlatego tylko, że On chce i tak, jak On chce. Oznajmia nam Bóg wolę swoją: 1. Przez przykazania. 2. Przez rady. 3. Przez przełożonych rozkazy. 4. Przez wewnętrzne natchnienia. 5. Przez różne zrządzenia Opatrzności. [...] Panie, naucz mnie czynić wolę Twoją, Panie, co chcesz, abym uczynił? [...] Gotowe jest serce moje" (ND, 322).

Błogosławiony Honorat jak gdyby doświadczył w innym w czasie próby Ogrójca. W nocy został - jak Chrystus - aresztowany i przewieziony do klasztoru w Zakroczymiu, który praktycznie został przemieniony na więzienie. To tylko my gładko wymawiamy zdanie o uwięzieniu i komentarz Honorata, że w najtrudniejszych sytuacjach „należy pełnić wolę Bożą". A Honorat był człowiekiem i bał się w tę pamiętną noc listopadową 1864 roku, także lękał się w bezsennych nocach za murami, podczas choroby. Zapewne często powtarzał zdanie Mistrza: „Ojcze, niech odejdzie ode mnie ten kielich" (Mt 26,36). Być może na swój sposób stylizował ewangeliczne wezwanie Jezusa, mówiąc: „Panie, jeśli to możliwe, niech odejdzie ode mnie to cierpienie, te udręki więzienne. Ale jeśli wolą Twoją jest, bym tu trwał, to mocno mówię: Amen, to znaczy po polsku: „niech się tak stanie".

Całe życie błogosławionego Honorata było rzeczywiście nieustannym wypowiadaniem ewangelicznej aprobaty swego tragicznego położenia: „On tak chce, dlatego że On tak chce i tak, jak On chce". Słowa te nie zawsze wypowiadał z radosnym sercem; bardzo często słowa te wymawiały jego wargi z boleścią. Tę postawę ofiarną przekazywał swym naśladowcom za murami w liście okólnym. „Najmilsze Siostry moje [...] Szatan ofiary swoje łudzi szczęściem świata, podaje kielich zatrutych rozkoszy. Ale Bóg krzyż podaje, bo w krzyżu niezliczone są skarby i uciechy ducha, i szczęście wiekuiste. Toteż święci przyjmowali go z radością i rozstać się z nim nie chcieli nigdy, i żyli, i umierali z nim i na nim. Cierpienia, walki, pokusy, oschłości, prześladowania, głód i niedostatek, przeciwności wszelkiego rodzaju, to ich chleb powszedni" (LO, 435).

Błogosławiony Honoracie! Jakże Ci było ciężko w twoim zakroczymskim i nowomiejskim ogrójcu, skoro anioł z nieba nie zstąpił, żeby Cię pokrzepić. Brałeś na siebie winy naszych praojców i składałeś ofiarę cierpienia za wolność naszą i wolność Twojej Ojczyzny.

67. „Święci cierpieli spokojnie niesprawiedliwe krzywdy"

Zdanie to, zapisane w czasie rekolekcji 1871 roku (ND, 309), ściśle koresponduje z zapisem z rekolekcji 1873 roku: „Usłyszawszy wiadomość o mającej nastąpić nowej kasacie, uczułem się z jednej strony zbity, jak zwykle, z drugiej [bardziej gotowy] na te postanowienia surowszego życia. Po nauce w dzień Wszystkich Świętych oświadczyłem, że chcę być świętym z jakąkolwiek ofiarą dla przejednania Boga względem zakonu. [...] Po obiedzie, powróciwszy zziębnięty uczułem się i w postanowieniach ochłodzony, nie wiem, czy to z dobrego ducha, czy ze złego" (ND, 319).

Urzekająca jest szczerość w deklaracji błogosławionego Honorata dotycząca jego dążenia do doskonałości, do świętości. Deklaracja ta była wynikiem zarówno jego indywidualnego postępu w życiu wewnętrznym, jak i oddziaływania zewnętrznych znaków Opatrzności w jego więziennym położeniu, gdy stale żył w niepewności i podsycanej przez „ochranę" psychozie strachu. Właśnie w tymże 1873 roku dokonywano w Zakroczymiu upokarzających rewizji wśród uwięzionych tam kapucynów, oskarżanych o działalność „wywrotową", których główną „winą" było publiczne kultywowanie zakazanego przez zaborcę kultu Najświętszego Serca Jezusa. To Serce Jezusa wespół z Jego franciszkańskimi wielbicielami było wówczas znakiem sprzeciwu.

Błogosławiony Honorat był, jak wiadomo, realistą wybornym; wiedział, że jego uświęcenie w warunkach dotkliwej niesprawiedliwości dziejowej, musi zawierać zdwojoną dozę cierpień i ofiar nadzwyczajnych. „Kiedy nasz Boski Zbawiciel - pisał w liście okólnym pod koniec życia - mówił niegdyś uczniom swoim o śmierci strasznej, jaka Go czeka, Piotr święty, miłością uniesiony i z boleścią w sercu, odpycha myśl tę o cierpieniach Mistrza swego i woła: «Panie, nie przyjdzie to na Cię», a Pan mu na to: «Pójdź precz, szatanie! Bo nie rozumiesz, co jest boskiego, ale co jest ludzkiego» (Mt 4,10). Kto boskie rzeczy przyjmuje, ten krzyżem nie gardzi, ten na niego nie szemrze, bo wie, że krzyż to nadzieja jedyna, to jedyna droga do nieba, to jedyny środek uświęcenia, to źródło łaski wszelakiej, to sposób osiągnięcia najwyższego stopnia chwały niebieskiej" (LO, 435). Taka była wykładnia doskonałości świętego nadziei, nadziei zakotwiczonej całkowicie w Bogu.

66. „Miłość Chrystusa kluczem, związką, wyborem, ostatnim wyrazem"

„Miłość Chrystusa kluczem, związką, wyborem, ostatnim wyrazem i koroną moich rekolekcji, kwiatem, wiązanką, którą ciągle powinienem mieć na pamięci" (ND, 305). Takie było postanowienie rekolekcyjne błogosławionego Honorata w 1871 roku, a więc w siódmym roku jego zakroczymskiej izolacji. Słowa te mogły by wypełnić kolejny hymn ku czci miłości, zapoczątkowany przez Pawła Apostoła w jego Liście do Koryntian: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie szuka swego, wszystko przetrzyma... (por l Kor 13,1-13). Objaśnienia wymaga jedynie archaiczny dziś, choć piękny wyraz „związką", który oznacza wiązankę, pęczek.

W duchowości honorackiej cnota miłości była traktowana jako siostra mądrości. Związek „mądrości serca" (Ps 19,20) był szczególnie przydatny działającym w ukryciu wspólnotom, ponieważ ten rodzaj apostolstwa był wyjątkowo narażony na niebezpieczeństwa i pułapki. Sługi Jezusa, Sercanki czy Służki nie mogły być w swej charytatywnej działalności naiwne, łatwowierne. W głupim sercu nie zakorzeni się głęboka miłość. To mądrość porządkuje świat miłości, to mądrość decyduje, czy miłość jest właściwie, stosownie rozdzielana. Ukryte zgromadzenia prowadziły „planową gospodarkę miłości".

Oto komentarz błogosławionego Honorata do zdania św. Franciszka z Asyżu: „Niech każdy daje, co postanowił w sercu swoim, nie z musu i ze smutkiem". Autor dzielą o naśladowcach Patriarchy Asyskiego wyjaśnia: „Uporządkujmy nasze ofiary, czyńmy je rozumnie, wiedzmy, komu je dajemy, szczególnie gdy czynimy jałmużnę obcym. Wiedzmy jednak, że co do dawania jałmużny, lepiej jest zbytkiem niż skąpstwem grzeszyć. Pierwsi chrześcijanie rzucili w świat to ziarno miłosierdzia dla wszelkiej nędzy ludzkiej, dla wszelkiego nieszczęścia i niedostatku. I to ziarno, padając jak woda po kropli na twardy kamień, wykształciło obyczaje towarzyskie i zmieniło pojęcie społeczne" (FA, 191).

Fundamentem ładu w miłości jest wierność, wierność Temu, który „Umiłowawszy swoich do końca ich umiłował" (J 13,1). To miłość Chrystusa była we wspólnotach honorackich kluczem do otwierania ludzkich serc, związką, czyli spoiwem ich rodziny, kwiatem rozdawanym bliźniemu, wiązanką codziennie składaną przed Najświętszym Sakramentem. Także ostatnim wyrazem każdej modlitwy. Ostatnim słowem wypowiedzia¬nym w „godzinę śmierci naszej".